środa, 6 czerwca 2018

"Talenty" w Rzeszowie - podsumowanie gali...

To była całkiem przyzwoita gala! Powiem wprost. Nie spodziewałem się, że zobaczę jeszcze w ringu starego dobrego "Diablo". Na pewno nie było tego pazura, jakim dysponował za czasów walk z Greenem czy Chakhievem, ale taktyka ułożona na silnego Durodole zdała egzamin. Polak walczył mądrze, w żadnym momencie tej walki nie był ani zmęczony, ani zaskoczony. Czas na szybkie podsumowanie gali, która miejsce miała w sobotę w hali G2A Arena w Rzeszowie.


Walkę na przetarcie i podreperowanie rekordu przed bojem o pas WBF stoczył Rafał Jackiewicz. Swoją drogą, jak marnej jakości musi być to federacja, że ciągną do takiej walki 41-latka z 19-toma porażkami, po przegranej z innym Polakiem i... wymęczonej, bardzo słabej wygranej nad "kelnerem". No bo Alieksandr Dzemka miał być właśnie dostarczycielem tej "cennej" wygranej dla Jackiewicz, a o mały włos przypadkowo nie wygrałby tej walki. Ta walka pokazała, że "Wojownik" też ma swój kres i ten kres już dawno nadszedł. Rafał nie ukrywa, że bije się już tylko dla pieniędzy, ale chyba szkoda zdrowia. Wymęczył wygraną niejednogłośną z Białorusinem, którego jeszcze rok temu do jednej bramki wypunktował Przemek Zyśk. Niech Jackiewicz zdobędzie już ten pasek WBF (jego rywal w tej walce jest chyba jeszcze słabszy od Dzemki) i kończy długą i bogatą karierę. Nie ma co robić cyrku, Panie Jackiewicz.

Jeśli jesteśmy przy Przemku Zyśku, nasuwa mi się jedna myśl. Jak na 24-latka z dość dużym talentem, walczy chyba zbyt rzadko. On mógłby być prowadzony w tempie Pawła Stępnia, a wygląda tak, jakby był odstawiony nieco na bok. Można powiedzieć, że w całej swojej karierze przegrał maksymalnie dwie rundy, a nie jest - wydaje mi się - doceniany w grupie Andrzeja Wasilewskiego. To talent, trzeba teraz podnosić poprzeczkę. Pavel Semjonov to twardy pięściarz, ale nie miał nic do powiedzenia z młodym Polakiem. Przemek jest szybko, ma bardzo stabilną pozycję, dobrze pracuje na nogach, bije kombinacjami i słucha rad trenera, bardzo szybko wprowadzając je do swojego asortymentu w walkach. Wydaje mi się, że powinien walczyć przynajmniej cztery razy w roku, przynajmniej na początku kariery. Mogą być z niego ludzie w tym sporcie.


Fiodor Cherkashyn wybierając nasz kraj do kontynuowania kariery postąpił chyba najlepiej jak mógł. Z miejsca stał się brylantem w grupie Knockout i pięściarzem, na walki którego kibice czekać będą z niecierpliwością. Talent czystej wody, który trzeba szlifować i krok po kroku prowadzić w górę. Na co dzień skromny i przyjaźnie usposobiony, w ringu kąśliwy, zadziorny, agresywny i przede wszystkim silny. Dysponuje bardzo mocnym uderzeniem, a jego "wątróbka" stała się już znakiem szczególnym. Ayoub Nefzi to może nie artysta boksu, ale twardy gracz, co pokazała już walka z Damianem Jonakiem. Tego pięściarza bardzo trudno naruszyć, a Cherkashyn zrobił to już w pierwszej rundzie. Na początku drugiej "wątróbka" doszła celu i było po wszystkim. Od jego ciosów na dół, aż mnie samego przed telewizorem bolały bebechy. Ciekawy jestem, jak rozpędzi się jego kariera w Polsce i kiedy ponownie pokaże się kibicom między linami, aby zapolować na kolejną "wątróbkę"...


Łukasz Różański to może nie jest typowo bokserski talent, bo takich niewiele jest w wadze ciężkiej. Jest to natomiast bardzo solidny zawodnik, co pokazał w walce z - bądź co bądź - rozbitym już mocno Michelem Sprottem. Brytyjczyk nie ma już żadnym pięściarskich ambicji, zaczyna przypominać trochę Boba Sappa w MMA, czyli tworzy objazdowy cyrk, za który zarabia pieniądze. Sprott przegrał siedem ostatnich pojedynków, jednak jego nazwisko w rekordzie to zawsze coś. Co rzuciło mi się w oczy podczas tej walki? Mianowicie porównałem Różańskiego do Marcina Siwego, który jako jedyny w ostatnich latach nie dał rady Sprotta naruszyć i znokautować. Różański zrobił to bardzo szybko i bardzo łatwo. Łukasz otwarcie mówi o konfrontacji z Krzysztofem Zimnochem i wydaje mi się, że ma podstawy, aby o takiej walce myśleć. Nie stałby na straconej pozycji. Polak jest już po 30-tce, więc musi dość intensywnie czerpać z boksu jak najwięcej. Oczywiście dodam, że na gali pojawił się, gdyż jest Rzeszowianinem i to on zwabił sporo swoich kibiców do hali.


Paweł Stępień to w moim odczuciu największy w tej chwili talent w polskim boksie. Jeszcze niedawno myślałem tak o Przemku Runowskim, ale ten zaczyna mieć dziwne problemy w ringu, a Stępień idzie niczym... kosiarz. Karierę zawodową zaczął tylko dwa miesiące wcześniej od Zyśka, a ma już na koncie 10 pojedynków. To jest ta jedna walka w roku więcej dla Przemka, o czym mówiłem trzy akapity wyżej. Stępień to gość zorientowany na cel. On wie doskonale, co sobą reprezentuje i wie, gdzie chciałby w tym sporcie dojść. Na szczyt. Stoczył 10 walk, wszystkie wygra, tylko Norbert Dąbrowski wytrwał do gongu kończącego walkę, ale "Norasa" nie zastopował jeszcze nikt. Co drugą walkę Stępień kończy już w pierwszej rundzie, chociaż rywale - teoretycznie - to nie Słowacy i Węgrzy. Tutaj mamy chyba otwartą drogę do sukcesów. Trzeba jednak uważać, by nie sparzyć się na zbyt dużym wyzwaniu dla Pawła. Chłopak jest bardzo silny i sądzę, że można zacząć szukać mu walk rankingowych, ewentualnie walki na wyjeździe z ciekawym nazwiskiem. Wiemy jednak, że znalezienie rywala dla Stępnia nie jest teraz prostą sprawą. Mamy jednak połowę roku, a Paweł bił się już trzy razy. Wystąpi jeszcze przynajmniej raz. Oby z kimś, kto da mu cenne rundy.


No i walka wieczoru. Powiem na wstępie, że nieco zaskoczyło mnie środowisko okołobokserskie w mediach społecznościowych, które zwiastowało rychłą wygraną Olanrewaju Durodoli w Rzeszowie. Ja osobiście stawiałem na Włodarczyka pomimo, iż widać gołym okiem regres jego formy. W starciu z silnym Nigeryjczykiem mi się natomiast podobał. Był czujny, wyprowadzał więcej ciosów, niż w poprzednich pojedynkach, był nieco aktywniejszy i nie byliśmy świadkami "rozkręcania się". "Diablo" od początku narzucił swoje tempo i swój styl rywalowi. Do końca był uważny w defensywie i stosunkowo łatwo uporał się z wyzwaniem, jakim niewątpliwie Durodola jest. Na pewno łatwiej, niż niektórzy myśleli. Walka o "być albo nie być" zaliczona. Jest "być". Teraz dla Krzysztofa możliwe są dwie drogi. Albo przypuszczenie jeszcze jednego ataku na pas wagi cruiser, a jak wiemy, może zdarzyć się tak, że już niedługo wszystkie pasy będą do wzięcia. Inną drogą jest walka z Arturem Szpilką w wadze ciężkiej. Porażka jednak spowoduje już tylko odcinanie kuponów od kariery, bo w królewskiej kategorii Włodarczyk nie będzie ani groźny, ani jakoś zbytnio szanowany. Osobiście doradzałbym mu pozostanie w swojej kategorii.


Gala Knockout Boxing Night 2 przeszła do historii. To była gala wielu pięściarskich talentów - Zyśka, Stępnia, Cherkashyna, a wcześniej także Maxima Hardzeiki. Wszyscy pokazali się bardzo ładnie, nie było żadnych niespodzianek. Całości dopełnił Włodarczyk, co w ogólnym rozrachunku dało nam przyzwoite wydarzenie bokserskie. 
Odniosę się jeszcze do ciekawego faktu. Równocześnie do gali w Rzeszowie odbywała się także gala w Legionowie, organizowana przez Tomasza Babilońskiego, niedawnego wspólnika Andrzeja Wasilewskiego...
Jak to się drogi mogą szybko i łatwo rozminąć, gdy w grę wchodzą pieniądze...

Zdjęcia pochodzą ze strony TVP Sport oraz YouTube.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz