Mam oczywiście na myśli rodzące się "uczucie" pomiędzy Mariuszem Wachem i Arturem Szpilką, których to bezpośrednia walka ma się odbyć w 10 listopada. Czy to będzie walka o tytuł najlepszego polskiego ciężkiego? Mi to osobiście bez różnicy, bo nie uznaje takiego wyimaginowanego tytułu. Wiadomo natomiast, że zarówno Mariusz, jak i Artur to ścisła czołówka na naszym podwórku. Tu nie ma dwóch zdań. Można więc załamać nieco rzeczywistość i powiedzieć, że jest to walka na szczycie.
Krótko o samej walce. Do listopada zostały jeszcze trzy miesiące, a obaj zainteresowani już ostro trenują. Serio? 16 tygodni przed walką? Niech gadają. Gadać trzeba, bo dobre gadanie generuje pieniądz. I oni to wiedzą. Trash-talk już się rozpoczął. Wach trafia w czułe miejsce Artura mówiąc o jego głowie i psychice, jednak "Szpila" kontruje lewym na wątrobę biorąc w wątpliwość siłę ciosu Mariusza. I jakby nie próbować ukazywać tej walki w kategorii "Na szczycie" to niestety... obaj mają racje. Ja rozumiem, że to jest podgrzewanie atmosfery, że tak się sprzedaje wieczór pięściarstwa zawodowego, ale w tym przypadku wszystko co chłopaki powiedzą, aby umniejszyć wartość rywala będzie najprawdziwszą prawdą. Bo przecież Mariusz rusza się jak wóz z węglem, jest okropnie drewniany, siłę ciosu może i ma, ale nie potrafi z niej skorzystać, a ostatni zryw "Vikinga" miał miejsce w pamiętnej piątej (bodajże) rundzie z Władimirem Kliczko. Ostatni konkretny nokaut tego wielkiego chłopa to... Tye Fields w 2012 roku. No i co z tego, że jest niesamowicie odporny na ciosy, skoro bez problemu można go obskoczyć wygrywając walkę do jednej bramki?
Jeszcze osobna kwestia - dla Wacha będzie to powrót po roku (bez jednego dnia) rozbratu z ringiem.
Co zaś o przeciwniku? Głowa Artura to znany problem. Podpala się. Idzie na wymianę i... leży na deskach. Jego praca nóg też w ostatnich występach - zwłaszcza przeciwko Adamowi Kownackiemu - nie zachwycała. Do tego nie dysponuje pojedynczym silnym trafieniem, co przy wspomnianej wyżej twardej szczęce Wacha nie doprowadzi do "czasówki".
Ok, uprzejmości wymienione. To może teraz atuty. W tej rubryczce chyba nieco brak pomysłu. Wiadomo, Artur jest młodszy i jemu może się bardziej chcieć. Można o nim mówić wiele, ale ambitny jest. Potrafi się zmobilizować na dużą walkę (jak np. z T. Adamkiem), ale potrafi też przejść obok pojedynku (jak np. z Kownackim). Atutem Szpilki może być dzielenie ringu z Deontayem Wilderem. Walka ta pokazała Polakowi, że przy odrobinie dyscypliny i pracy może dzielnie walczyć z uznawanym za giganta przeciwnikiem. On był z nim w ringu i radził sobie bardzo dobrze. On widział już z bliska ten poziom. Pomijam ten nokaut - to był bardzo dobry występ Artura.
Co może przeciwstawić Wach? On od kilku lat wygląda, jak ekskluzywny journeyman. Jedzie, walczy - oczywiście. Ale czy wygra walkę czy przegra to nie ma już chyba dla niego wielkiego znaczenia. Dość zaskakująco wygrał z jeszcze wolniejszym od siebie Erkanem Teperem - dla mnie osobiście była to duża niespodzianka. I walka i werdykt. Może i z Jarrellem Millerem nie wyglądał źle, ale zauważyłem, że on walczy lepiej gdy sam dyktuje tempo pojedynku. Wolne tempo.
W starciu ze Szpilką tempo będzie z pewnością dyktował młodszy i szybszy Artur. Ma też w narożniku trenera, mobilizatora i magika ringu w jednym. Andrzej Gmitruk już pochwalił się, że ustalili odpowiednią taktykę na tę walkę. Wypada mu wierzyć, wszak jaka może być taktyka walki z takim przeciwnikiem jak Wach? Szybko na nogach, odejście od silniejszej ręki, punktowanie i odskok, nie wdawanie się w bijatykę i zbieranie każdej z rund po kolei przede wszystkim aktywnością. Artur raczej nie stanie już przy linach jak z Kownackim, nie będzie też chciał sprawdzać na swojej twarzy siły ciosu "Vikinga". Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, walka będzie wyglądać tak, że to Wach zajmie środek ringu, a Szpilka będzie go kąsał jak komar. Na moje oko będzie to stosunkowo nudny pojedynek. Strzelam, że wygra go Szpilka bez większych problemów. Emocji też będzie jak na lekarstwo, jak to w pojedynkach z udziałem Mariusza...
Przykro mi.
Obym się mylił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz