środa, 26 lutego 2020

Bitwa zakończona. Wojna jeszcze trwa...

Deontay Wilder w ostatni weekend musiał rozstać się z zielonym pasem WBC, który posiadał od początku 2015 roku. Amerykanin bronił go skutecznie aż 10 razy, ale w niedawnym pojedynku w MGM Grand w Las Vegas nie miał nic do powiedzenia i przegrał prze techniczny nokaut w siódmej rundzie. Była to walka rewanżowa za pojedynek za starcie z grudnia 2018 roku, które zakończyło się punktowym remisem. Aktualnie - i w pełni zasłużenie - mistrzem Świata federacji WBC jest Tyson Fury. Z "wielkiej trójki" wagi ciężkiej tylko on pozostaje niepokonany na zawodowym ringu. Jego wygrana nad Wilderem ustawia go jednoznacznie na samym szczycie rankingów królewskiej kategorii. Teraz większość kibiców chciałoby zobaczyć "bitwę o Anglię" z Anthony'm Joshuą, ale na ten pojedynek przyjdzie nam jeszcze nieco zaczekać. W kontraktach na walkę Wilder-Fury był zapis o trzeciej walce w momencie, kiedy w ciągu 30 dni zechce tego przegrany. "Bronze Bomber" dostał srogie lanie od większego Fury'ego, ale jest wielkim wojownikiem i postanowił z tego prawa skorzystać. 


Na wstępie zaznaczę jedną rzecz. Nie jestem wielkim fanem Deontaya Wildera oraz jego boksu, ale jeszcze bardziej nie lubię pustego hejtu, którym od początku swojej kariery Amerykanin został obrzucany. Wilder wygrał na zawodowych ringach 42 walki. Nokautował wszystkich swoich rywali. Tylko Tyson Fury nie dał się zastopować, ale w pierwszej walce dwukrotnie zapoznał się z deskami ringu. Do tego Amerykanin przez 5 lat posiadał mistrzowski pas federacji WBC, dziesięciokrotnie broniąc tego tytułu. Styl stylem - każdy ma inny, ale ciężko się czyta opinie, że Fury wreszcie wyzwolił świat boksu od Wildera. No ale ja nie o tym. "Eksperci internetowi" i "wojownicy klawiatury" byli, są i z pewnością będą. Nie tylko w boksie, sporcie, ale i całym życiu.


Do trzeciego pojedynku Deontaya Wildera z Tysonem Fury'm ma dojść w połowie roku, najprawdopodobniej w lipcu na terenie USA. Widząc przebieg niedawnej walki, zdecydowanym faworytem w lipcu będzie z pewnością Anglik. I nie ma się co dziwić. Ale spróbujmy podejść do tego wydarzenia z drugiej strony. Dotychczas większa presja ciążyła na Amerykaninie. Tym razem powinno być inaczej. Co prawda, ciężko będzie wyprowadzić z równowagi ekspresyjnego Anglika, ale pomimo faktu, że jest to już dwukrotny mistrz Świata, lipcowa walka będzie dla niego pierwszą obroną tytułu mistrza. Czy będzie to dla niego jakiś psychiczny ciężar? Trudno powiedzieć. To będzie nowość. Tak jak wspominałem, w sobotę Wilder w ringu z Fury'm nie istniał. To fakt niepodważalny. Ciężko się czyta po walce wymówki "Bronze Bombera" o rzekomym zbyt ciężkim stroju na wejście, ale prawdą jest, że Tyson Fury w trzeciej rundzie ciosem za ucho uszkodził Amerykaninowi błędnik. Po tej akcji Wilder nie wrócił już do siebie, Anglik systematycznie go rozbijał, aż sędzia przerwał nierówny pojedynek. Faktem jest także, że Deontay przybrał ponad 5 kilogramów, co mogło mieć przełożenie na słabszą pracę nóg. Trzecia walka to gra, która zaczyna się od nowa. I szanse na odwrócenie losów tej sagi oczywiście są. Może to błahe, co powiem, ale przy odpowiednim obozie przygotowawczym, odpowiedniej wadze i dobrym wejściu w walkę Wilder będzie miał oczywiście szanse pokonać Tysona Fury'ego. Oczywiście ważne będzie także podejście drugiej strony. Wiemy, że "Gypsy King" to swoisty świr, po którym można się spodziewać wszystkiego. A Wilder swojej siły w prawej ręce nie zapomni, a wszyscy - włącznie z hejterami - doskonale wiemy, że jest to broń, która może odwrócić losy walki dosłownie w każdym momencie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz