wtorek, 20 października 2020

Vasyl Lomachenko - o jeden most za daleko...

W weekend byliśmy świadkami bardzo ciekawej walki i dość sensacyjnego jej rozstrzygnięcia. Rozstrzygnięcia, którego spodziewało się bardzo niewielu - 23-letni Teofimo Lopez niespodziewanie pozbawił wielkiego Vasyla Lomachenko wszelkich atutów i w pojedynku o cztery pasy mistrzowskie ograł Ukraińca na kartach punktowych. Przed walką wszelkie możliwości jej rozstrzygnięcia były odmieniane przez przypadki. Rezultat, w którym młodszy o 9 lat Amerykanin wygrywa na punkty był praktycznie nierealny, a jednak właśnie on padł. Teraz można zastanawiać się, co było przyczyną takiego stanu rzeczy i co w istocie zawiodło genialnego "Hi-Techa". Własnie na tym skupimy się w tym artykule...

Dla mnie opcje są dwie. Pierwsza jest bardzo realna. Lomachenko zaczynał karierę zawodową od wagi piórkowej. Tam zdobył pas mistrzowski, po czym przeniósł się do wyższej dywizji i zrobił to samo. Następnie jeszcze poszedł w górę do wagi lekkiej i pozbierał trzy mistrzowskie pasy. Ten czwarty okazał się poza zasięgiem. W moim odczuciu Teofimo Lopez okazał się najzwyczajniej w świecie zbyt duży i zbyt silny dla Ukraińca. Amerykanin zrobił po prostu to, czego nie potrafili Jorge Linares, Jose Pedraza, Anthony Crolla i Luke Campbell - bił zbyt mocno dla mniejszego Vasyla. Analizując walkę na wszelkie sposoby, najbliżej mi do tezy, iż po prostu siła ciosu Lopeza zrobiła na Lomachence duże wrażenie. Młody "El Brooklyn" wyszedł do tej walki bez respektu i już w pierwszej rundzie poczęstował rywala kilkoma ciosami, po których Ukrainiec przekonał się, że żartów nie ma. "Hi-Tech" to pięściarz genialny i nieprawdopodobnie inteligentny w ringu. On doskoanale wiedział, że pójście na wyniszczenie z kimś takim jak Teofimo Lopez może skończyć się dla niego źle. Widać było, że Ukrainiec w trakcie pierwszej połowy walki kilkukrotnie zmieniał taktykę i próbował różnych podejść pod Lopeza, ale nic nie zdawało egzaminu. Stąd pierwsza połowa walki wyglądała jak wyglądała, a Vasyl Lomachenko przegrywał rundę za rundą. Zaryzykuję tezę, że Ukrainiec szybko poczuł siłę pięści rywala i po prostu się jej wystraszył. Nie był tak szybki, tak mobilny i nie pracował tak dobrze na nogach jak w pojedynkach z pięściarzami, których siły nie bał się tak bardzo jak w sobotę. Stąd problemy, które przeciągały się na kolejne rundy i sytuacja, którą ciężko było już odwrócić w końcówce nawet ryzykując porażkę przed czasem.

Druga opcja jest dużo mniej prawdopodobna. Czyżby Lomachenko zlekceważył Teofimo Lopeza? Z teoretycznego punktu widzenia 23-letni Lopez nie powinien być przecież większą przeszkodą niż chociażby Jorge Linares czy wcześniej Guillermo Rigondeax. Śledząc karierę Lopeza ciężko zobaczyć tam skalpy z najwyższej półki. Owszem, młody Amerykanin dysponował dużą siłą, co udowadniał chociażby w starciach z Masonem Menardem czy Richardem Commeyem, ale nie było wiadomo jak zachowa się na tzw. "głębokiej wodzie" czyli w rundach mistrzowskich. Wszak Teofimo Lopez przed starciem z Vasylem Lomachenko tylko raz przeboksował 12 rund, a druga najdłuższa konfrontacja trwała 7 rund. W całej karierze stoczył zaledwie 60 rund, przy 131 rundach Ukraińca w dokładnie tym samym wymiarze stoczonych walk. Była więc szansa, że boksując na wysokiej wydajności pierwszą połowę walki, po prostu spuchnie w kolejnych rundach, na co pewnie liczył Ukrainiec, który z pewnością miałby narzędzia, aby ten fakt wykorzystać przechylając szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Nic takiego się jednak nie stało. Lomachenko co prawda doszedł do głosu w późniejszych odsłonach, ale nie na tyle, by jakkolwiek zagrozić swojemu oponentowi. 

Ciężko powiedzieć, co faktycznie stało się z Vasylem Lomachenko. Prawda jest taka, że nie był to ten sam pięściarz, którego oglądaliśmy we wcześniejszych walkach. Czy powodem był sam Teofimo Lopez, czy wpływ na taką postawę miały inne aspekty - tego nie wiemy i sie nie dowiemy. Faktem jest, iż Ukrainiec ten pojedynek przegrał. Szczerze niezrozumiałe były dla mnie tłumaczenia samego zainteresowanego, iż myślał, że to on wygrywa walkę, bo to zbyt inteligentny zawodnik, aby nie widzieć ze swojej perspektywy co dzieje się między linami. W pierwszych 6-7 rundach nie było możliwości wypunktować ani jednego starcia na jego korzyść. Na pewno wiedział to on i na pewno widział to jego narożnik. Druga połowa walki to trzy, maksymalnie cztery rundy dla Ukraińca, ale ostatnia odsłona to ponownie przewaga Lopeza. Wynik mógł być tylko jeden - jednogłośne zwycięstwo Amerykanina. Nie będę wypowiadał się o poszczególnych kartach, zwłaszcza sędziny Lederman, bo szkoda mi na to czasu. Walkę Lomachenko przegrał i tu wypada postawić kropkę. 

I na koniec coś, co chciałbym, aby posłużyło za wniosek. W moim odczuciu Ukrainiec poszedł o jeden most za daleko. Jest to niewątpliwie geniusz tego sportu i zdecydowanie legenda za życia, ale w niższej wadze był to pięściarz nieuchwytny. Pojedynki, które toczył w wadze super piórkowej były genialne. Cztery walki, które stoczył począwszy od pojedynku z Romanem Martinezem, po Nicholasa Waltersa, Jasona Sosę, Miguela Marriagę i na Guillermo Rigondeaux kończąc to był majstersztyk. Czterech ostatnich zdominował do tego stopnia, że Ci zostawali w narożniku nie byli chętni na kontynuowanie rywalizacji. To pokazuje, że to jest limit dla Vasyla Lomachenko. Oczywiście on sam wiedział, że potrzebuje kolejnych wyzwań i pewnie ogrywając w sobotę Lopeza poszedłby jeszcze wyżej, ale ten jego marsz został zastopowany, a on sam sprowadzony na ziemię. Pewnych aspektów się nie oszuka. Dywizja lekka była dla niego już sztucznym tworem, a on sam nie jest prawdziwym lekkim...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz