czwartek, 19 stycznia 2017

"Na podbój wielkiego świata" czyli Ameryka Andrzeja Wawrzyka...

Już 25 lutego cała Polska znów będzie miała szanse być naocznym świadkiem koronowania pierwszego polskiego mistrza Świata wagi ciężkiej. Andrzej Wawrzyk przeskoczy kilka klas i po gimnazjum podejdzie do egzaminu maturalnego. Zda? Tego dowiemy się już za 5 tygodni...



Czterokrotnie próbował Andrzej Gołota - w 1997 roku po 95 sekundach uległ jednak Lennoxowi Lewisowi, w 2004 roku po kapitalnej walce tylko zremisował z Chrisem Byrdem, siedem miesięcy później bardzo kontrowersyjnie przegrał z Johnem Ruizem, a rok później wynik Lewisa wyśrubował jeszcze Lamon Brewster trzykrotnie rzucając Polaka na matę i kończąc walkę w 52 sekundy. 
52 sekundy to i tak całkiem dużo, biorąc pod uwagę, że przynajmniej połowę tego czasu Andrzej leżał na deskach. 
Po klęskach Gołoty długo był zastój, który bardzo niespodziewanie przerwał Albert Sosnowski dostając szansę od Vitaliya Kliczki. "Dragon" spisywał się dzielnie, dotrwał aż do 10 rundy. Pod koniec 2011 roku z Ukraińcem przyszło boksować też Tomaszowi Adamkowi. "Góral" wyraźnie przegrywał z Kliczką i podobnie jak Sosnowski, został zastopowany w 10 odsłonie. Adamek wytrzymał z rosłym rywalem dokładnie 10 sekund krócej niż "Dragon".
Tym razem długo czekać nie musieliśmy. Rok później, w 2012 roku drugi z braci Kliczko, Wladimir zdecydował się na pojedynek z Mariuszem Wachem. "Viking" zaimponował, wytrwał do końca walki, ale przegrał wszystkie rundy i niemiłosiernie wiele ciosów zebrał na głowę. Po wszystkim okazało się, że wspomagał się niedozwolonymi środkami. Ostatni szczęście próbował Artur Szpilka, na początku 2016 roku. Jak się skończyło - każdy wie. "Szpila" bez kompleksów robił swoje, ale piekielnie mocny cios zwalił go z nóg w dziewiątej rundzie. To był nokaut roku. Artur wyjechał z hali w pozycji poziomej. 





Zawodnik grupy Sferis Knockout Promotions, Andrzej Wawrzyk także chce spróbować swoich sił. Przyjął zaproponowane warunki i pojedzie do Alabamy by stanąć w ringu oko w oko z niesamowicie silnym Deontayem Wilderem. Doprowadzając do takiej walki świetną pracę wykonali promotorzy Polaka, na czele z Andrzejem Wasilewskim. Praktycznie anonimowy zawodnik, znany jedynie z przykrej porażki z Alexandrem Povetkinem, dostaje szansę w walce wieczoru o mistrzowski pas w Stanach Zjednoczonych. To się nie dzieje naprawdę? A jednak...



Co można powiedzieć o Wawrzyku? Większość ekspertów, jak i kolegów z sali mówi o nim: "swój chłop", "fajny gość", "sympatyczny facet". Nikt nie chce mówić głośno o jego talencie do boksu, o jego umiejętnościach i charakterze. To fajny gość, który pojedzie do USA, by zaistnieć w wielkim świecie boksu. By zgarnąć przy tym godne pieniądze i pokazać się amerykańskiej publiczności nieco szerzej. On sam, wraz z trenerem Fiodorem Łapinem zapowiadają, że nie jadą na wycieczkę, a po pas. Czy można im jednak wierzyć? Wystarczy spojrzeć na zakładu u bukmacherów - za każdą postawioną na wygraną Wawrzyka złotówkę zakłady wypłacą w przypadku jego zwycięstwa aż 66 złotych! Można postawić tezę, że takiej przepaści nie było jeszcze w tym wieku, a może i nie było nigdy. Do walki o pas przystępuje zawodnik, którego szanse są oceniane poniżej jednego procenta. Czy wygrana Polaka jest w ogóle realna? Co musi się stać, by walka potoczyła się dla niego idealnie?

Rzućmy okiem na rekord Andrzeja. 33 zwycięstwa, 19 przed czasem, 1 porażka przed czasem. Bilans bardzo przyzwoity. Można powiedzieć, że bardzo dobry, zdecydowanie upoważniający do desygnowania pięściarza do walki o światowy czempionat. Gorzej jest, gdy zaglądnie się głębiej. Zacznijmy od porażki. Alexander Povetkin, Rosja. Pierwszy wyjazd od dłuższego czasu, porażka na pewno wkalkulowana w decyzję o wycieczce do Rosji. Tylko że są porażki i porażki. Porażki po walce, często po wojnie wyglądają inaczej niżeli porażka Wawrzyka. Polak wyszedł do ringu jakby miał mierzyć się z Godzillą, przestraszony, bojaźliwy, uciekający od początku walki, bojący się wyprowadzić ciosu, nie mówiąc już o jakimkolwiek ryzyku. Takie przegrane bolą najbardziej. Zawodnik nie zaryzykował, a przegrał boleśnie. Bo Povetkin to zawodnik z krwi i kości, dopadł w końcu Andrzeja, trafił go celnie i szybko zakończył jednostronne przedstawienie. Nie ma co się jednak na Wawrzyku pastwić, miał 26 lat, ta walka lekko mówiąc po prostu na niego spadła. Ekhem, podobnie jak ta obecna...




Ok, mamy zanalizowaną przegraną walkę to wypada także sprawdzić te wygrane. Konkretnie 33. Ale z kim? Niestety próżno szukać wśród 33 szczęśliwców porządnego nazwiska. Były Najmany, Boniny i inne leśne ludki. Pierwszym wymagającym rywalem Wawrzyka był Devin Vargas. Polak poradził sobie, wygrywał rundy i zastopował Amerykanina. Walka na plus. Następne godne odnotowania nazwisko to Denis Bakhtov. Andrzej już w walce z nim musiał wiedzieć, że nie ma szczęścia do Rosjan. Walkę wygrał, ale każdy kibic pamięta co się działo w tej potyczce. Krótko mówiąc, muzyka Polakowi w tańcu nie przeszkadzała. On sam chyba tylko wie (ewentualnie jeszcze sędzia pojedynku, Daniel Van de Wiele) jak przetrwał bombardowanie Bakhtova. Gdzie Andrzej wtedy był, co robił, o czym myślał, wie tylko on. Walka zdecydowanie na minus, pomimo iż wygrana dość wyraźnie na punkty. Niestety, na tym kończą się rywale. Po porażce z Povetkinem było dwóch starszych panów, Danny Williams i Frans Botha. Nie ma o czym mówić. Przejdźmy na sam koniec. Rok 2016. Wawrzyk bije się w Polsce i wygrywa dwie walki - z 39-letnim Marcinem Rekowskim w siódmej rundzie i z 37-letnim Albertem Sosnowskim w szóstej. Czy te potyczki mogły Polaka w jakikolwiek sposób przygotować do pojedynku z dwumetrowym Wilderem? Odpowiedź pozostawię każdemu z Was...





Kilka słów trzeba poświęcić mistrzowi - Deontayowi Wilderowi. 201cm wzrostu, 211cm zasięgu rąk. To pierwsze cyferki, które wypada analizować. Andrzej jest niższy o 6cm i posiada o 10cm mniejszy zasięg. To z góry stawia go w tej walce na straconej pozycji. Wszystko byłoby do "zgubienia", gdyby Wawrzyk posiadał doświadczenie w walkach z rywalami o takich warunkach. Nie. Sosnowski, Rekowski, Botha, Williams, Sheppard, Povetkin, Bakhtov, Hawkins i Kowoll - czyli ostatnich dziewięciu rywali Polaka to pięściarze poniżej 190cm wzrostu. Ostatnim wyższym od Wawrzyka przeciwnikiem był w 2012 roku niejaki Claus Bertino...



37 wygranych, 36 przed czasem. 0 porażek. To musi budzić respekt, chociaż cały czas słychać głosy, że Wilder jeszcze nikogo nie pokonał, że dobiera sobie rywali, że ma same dobrowolne obrony itd. Owszem, ma same dobrowolne obrony, bo obowiązkowy rywal ma na drugie meldonium albo ostaryna. Amerykanin zgodził się nawet bronić swojego pasa w Rosji, pojechał na teren rywala, ale do walki nie doszło z winy pretendenta. Nie ma co pisać więcej. Deontay pokonał wyraźnie Bermane Stiverne'a o odebrał mu pas w sposób zdecydowany. Od tego czasu zaliczył cztery obrony pasa wygrywając wszystkie przez nokaut, kolejno z Erikiem Moliną (niedawnym rywalem Anthony'ego Joshuy), Johannem Duhaupas (niedawnym rywalem Alexandra Povetkina), Arturem Szpilką i Chrisem Arreolą. Wcześniej w pierwszych rundach odprawiał m.in. Siarheia Liakhovicha, Malika Scotta czy Audleya Harrisona. Jego pozycja nie była zagrożona nawet na moment. Kontrolował od początku do końca wszystkie swoje walki. Czy naprawdę trzeba dodawać coś więcej?



Żeby skończyć optymistycznie... niedawni rywale Polaka, a także jego koledzy z sali - Sosnowski, Rekowski, Szpilka czy Głowacki uspokajają całą Polskę mówiąc, żeby wierzyć w Wawrzyka, bo potrafi boksować. Potrafić może potrafi, ale do tego sportu potrzebne jest coś więcej. Coś, czego Andrzej nie ma. Potrzebne są jaja ze stali, potrzebna jest chłodna głowa, potrzebne jest wielkie serducho, potrzebna jest przede wszystkim inteligencja. Moim zdaniem ciężko będzie się przebić facetowi, który nie ma jednej z tych wymienionych cech. Przykro mi to stwierdzać, ale moim zdaniem Andrzej Wawrzyk nie ma ani jednej...



Nie przeszkadza mi to jednak wierzyć w rodaka i trzymać kciuki. Warto dodać, że pozytywne pokazanie się będzie dla 29-latka inwestycją w przyszłość. 
Show rozpocznie się 25 lutego w Alabamie.

2 komentarze:

  1. Jedyne co mnie przekonuje to fakt, że Andrzej w porównaniu z walki z Povietkinem nie jest już szczypą tylko ciężkim i silnym facetem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, jest duży i ciężki. Będzie większy huk, jak będzie wywracał się na plecy? :)

    OdpowiedzUsuń