wtorek, 10 października 2017

Prudential Center czyli polska noc w Newark...

Nie często zdarza się, by jednej nocy za oceanem na ten sam ring wchodziło aż trzech reprezentantów Polski. Tak zdarzy się już 21 października w New Jersey, kiedy to Krzysztof Włodarczyk w ćwierćfinale prestiżowego turnieju World Boxing Super Series postara się sprawić pierwszą turniejową niespodziankę i odebrać mistrzowski pas federacji IBF z rąk Rosjanina, Murata Gassieva. "Diablo" wystąpi w pojedynku wieczoru, a nieco wcześniej między liny wejdą także Mateusz Masternak i Maciej Sulęcki. To powinno zagwarantować emocje, dla których warto będzie nastawić budzik, wstać i włączyć telewizor.


Hala Prudential Center kojarzy się przede wszystkim z Tomaszem Adamkiem. To "Góral" rozsławił w Polsce Newark i właśnie to miejsce, które z czasem stało się jego mekką. Tam Polak czuł się jak u siebie w domu, tam przecież mieszka na co dzień. W 2008 roku po raz pierwszy wystąpił w tamtejszej hali broniąc tytułu IBF dywizji junior ciężkiej. Wygrał wówczas po świetnej walce ze Steve'm Cunninghamem niejednogłośnie na punkty. Hala Prudential Center okazała się być dla Adamka szczęśliwa już do końca. Walczył tam w sumie dziewięć razy i za każdym razem schodził z ringu zwycięski. Na ringu w Newark - oprócz Cunninghama - "Góral" pokonał także Jonathona Banksa i Bobby'ego Gunna w kategorii cruiser oraz Jasona Estradę, Michaela Granta, Vinny'ego Maddalone, Kevina McBride'a, Eddiego Chambersa i Travisa Walkera w kategorii ciężkiej. Można więc uznać, że hala w New Jersey jest dla Polaków drugim domem.




Mateusz Masternak również miał już okazję boksować w Prudential Center. Nie każdy o tym pamięta, bo było to już ponad osiem lat temu. "Master" pojechał wówczas do New Jersey razem z mistrzem Świata Tomaszem Adamkiem oraz niepokonanym Piotrem Wilczewskim. Dla "Górala" była to ostatnia walka w kategorii junior ciężkiej, zastopował wówczas w czwartej rundzie Bobby'ego Gunna. Gorzej wypadł popularny "Wilk", który właśnie tamtejszego dnia przegrał w ringu po raz pierwszy, przed czasem z późniejszym dwukrotnym pretendentem do tytułu mistrza Świata, Curtisem Stevensem. 22-letni wówczas Mateusz pojechał "na doczepkę" i znokautował w trzeciej odsłonie niejakiego Mazura Ali. Była to jak dotąd ostatnia walka Masternaka w USA. 


Po latach tułaczek, zapychaczy i przekrętów Masternak postanowił wrócić do Polski i do trenera Gmitruka, przy którym odnosił największe sukcesy i w ringu prezentował się najlepiej. Wygrał trzy pojedynki w kraju, odbudował swoją pozycje i znów zagościł w rankingach. Jest już doświadczonym, 30-letnim pięściarzem z ponad czterdziestoma walkami na koncie. Mateusz dostał zaproszenie od WBSS, aby pełnić funkcję zawodnika rezerwowego. Został przydzielony do ćwierćfinału Gassieva z Włodarczykiem, wystąpi na tej gali, a w razie kontuzji któregoś z głównych bohaterów wieczoru zajmie jego miejsce. Nie zakładamy jednak, że Gassiev lub "Diablo" nie wyjdą do ringu, więc Mateusz musi skupić się na swoim rywalu. A jest nim Stivens Bujaj, Amerykanin urodzony w Albanii, mający 27 lat i debiutujący na zawodowych ringach w 2010 roku. Bujaj stoczył dotychczas 18 pojedynków, z czego 16 rozstrzygnął na swoją korzyść, jeden zremisował i raz także - w ostatnim swoim występie - przegrał. Od początku boksuje w USA, ale w Prudential Center nie miał jeszcze okazji wystąpić. W jego rekordzie brakuje wielkich nazwisk. Ma za sobą trzy pojedynki z journeymanami - Livinem Castillo, Zackiem Page'm i Harveyem Jolly, a w 2014 roku zremisował z Juniorem Anthonym Wrightem w walce o międzynarodowy pas WBC w wadze cruiser. W ubiegłym roku stoczył aż cztery pojedynki, m.in. szybko znokautował niepokonanego wcześniej Sergio Ramireza, natomiast ostatnią walkę stoczył w listopadzie 2016 przegrywając na punkty z Constantinem Bejenaru. Nie każdy może pamiętać, ale Rumun to zwycięzca turnieju Bigger's Better. 
"Master" i Bujaj posiadają podobne warunki fizyczne. Minimalnie wyższy jest rywal, jednak większy zasięg będzie atutem Polaka. Nie widzę ze strony Stivensa dużego zagrożenia i zakładam, że Mateusz powinien sobie spokojnie wypunktować przeciwnika na dystansie dziesięciu rund, a w jeszcze lepszej opcji wygrać z nim przed czasem. W każdym razie nie ma innej opcji, jak jubileuszowa 40-ta wygrana Masternaka w USA.


Cięższe zadanie może mieć drugi Polak występujący tegoż dnia w Newark czyli Maciej Sulęcki. "Striczu" jest oczywiście jednym z najlepszych obecnie polskich pięściarzy na świecie i jest coraz bliżej walki o światowy czempionat, ale jakość jego rywala jest też proporcjonalnie wyższa. Sulęcki zna jednak swoją wartość, w USA rywalizuje już od dwóch lat, a także ma za sobą serię aż siedmiu walk wygranych przed czasem. W Stanach boksował do tej pory cztery razy i za każdym razem nokautował przeciwników. Raz zrobił to nawet w Prudential Center, kiedy to w dwie minuty zakończył nierówną walkę z Jose Miguelem Berrio. Wierzymy, że podobnie będzie już 21 października.


Rywalem Polaka będzie pochodzący z Ekwadoru, a reprezentujący Niemcy Jack Culcay. Mający 32 lata "Golden Jack" stoczył na zawodowych ringach 24 pojedynki, z czego 22 wygrał. Jest byłym mistrzem Świata WBA w wersji tymczasowej kategorii super półśredniej oraz byłym mistrzem Europy w tym samym limicie. Podobnie jak rywal Mateusza Masternaka, tak samo i Culcay wraca po porażce, którą poniósł z rąk Demetriusa Andrade w walce o pas WBA w wersji Regular przegrywając po niejednogłośnej decyzji. Tym większy szacunek dla Niemca, że nie wybierał walk na przetarcie po porażce, tylko od razu stoczy walkę z niepokonanym Sulęckim. Pięściarskie CV Culcaya wygląda zgoła inaczej niż było to w przypadku Bujaja. Na jego rozkładzie są takie nazwiska jak Mark Thompson, Isaac Real, Maurice Weber, Dennis Hogan czy Juan Carlos Prada. Różnica między nim, a Maćkiem Sulęckim jest taka, że Polak nie będzie najcenniejszym nazwiskiem w rozkładzie Niemca, ale Niemiec w rozkładzie "Stricza" już tak. 
Polak jest w niesamowitym gazie. Jest jednym z najlepiej i najszybciej rozwijających się polskich pięściarzy. Sam zna swoją wartość, wierzy w swoją siłę i mocno wybiega w przyszłość. Jego kariera tak naprawdę zaczęła się od Polsat Boxing Night i nieoczekiwanej wygranej z Grzegorzem Proksą. Od tego czasu Polak niszczy wszystkich zawodników, których stawiają na przeciw niego. 
Walka Sulęcki - Culcay jest półfinałem eliminatora do pasa WBC. W finałowym eliminatorze czeka już doświadczony Vanes Martirosyan. Pas WBC jest obecnie w posiadaniu Jermella Charlo, który już za chwilę będzie bronić go przed młodym i gniewnym Ericksonem Lubinem. 
Widzę dwa ważne aspekty w zbliżającej się walce Sulęckiego z Culcayem i obie są z korzyścią dla Polaka. Pierwsze to warunki fizyczne. Niemiec to jeden z niższych zawodników swojej kategorii, mierzy jedynie 172cm wzrostu i będzie niższy od Maćka o ok. 13cm. Polak ma również dłuższe ręce i powinien ustawić sobie długimi ciosami prostymi rywala. Drugi aspekt to lokalizacja gali. "Golden Jack" nigdy nie walczył za oceanem. Będzie to dla niego debiut w USA. Przypomina mi się pojedynek Marco Hucka z Krzysztofem Głowackim. Huck był świetny u siebie w Niemczech, a poleciał do USA i zaliczył wpadkę. Podobnie może być z Culcayem. 
Inna ważna sprawa - Culcay nie przegrywa przed czasem, jednak wierze że seria nokautów Sulęckiego będzie trwać i znokautuje on Niemca, przez co wyśle jasną wiadomość do Vanesa Martirosyana...


I wreszcie walka wieczoru, czyli starcie ćwierćfinałowe w turnieju WBSS pomiędzy aktualnym mistrzem Świata, Muratem Gassievem, a byłym dwukrotnym mistrzem, Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem. Polak w ostatnim czasie przeplatał występy w ringu z występami w telewizji, a ciosy wymieniane w ringu przeplatał z ciosami wymienianymi w sądach i życiu prywatnym. To z pewnością źle odbiło się na jego formie, przez co nie prezentował się w ostatnich występach najlepiej. Po porażce z Grigory'm Drozdem najpierw długo pauzował, a następnie wygrywał z Valerym Brudovem, Kai Kurzawą, Leonem Harthem i Noelem Gevorem. Dwóch pierwszych rywali odprawił szybko i pewnie, ale z dwoma ostatnimi męczył się aż nadto. W ostatniej walce pokonał Gevora niejednogłośną decyzją, chociaż zakładano że będzie to łatwa walka. Najbardziej doświadczony z grona zawodników turniejowych, mający 36 lat i niemal 60 zawodowych występów Polak zapowiada jednak, że wyłączył głowę i skupił się maksymalnie na wykonaniu zadania. "Diablo" zdaje sobie sprawę, że walka z Gassievem jest jego ostatnią szansą na odzyskanie mistrzowskiego pasa. 


Murat Gassiev to jeden z faworytów turnieju WBSS. Niepokonany i ponoć piekielnie silny Rosjanin jest dla odmiany najmłodszym uczestnikiem. "Iron" za dwa dni obchodzić będzie dopiero 24-te urodziny, czyli jest 12 lat młodszy od Włodarczyka. Na zawodowym ringu zadebiutował w 2011 roku, czyli dokładnie wtedy, kiedy Polak bronił mistrzowskiego pasa przeciwko Francisco Palaciosowi czy Danny'emu Greenowi. Przez sześć lat stoczył 24 pojedynki i wszystkie wygrał. Karierę rozpoczynał w Rosji, ale od początku 2015 roku stacjonuje w USA. Ma na rozkładzie takie nazwiska jak Levan Jomardashvili, Ismail Abdoul czy Ivica Bacurin. Znokautował także Leona Hartha, z którym Krzysztof mocno się namęczył. W Stanach Zjednoczonych kariera Gassieva nabrała tempa. Wygrał z Felixem Corą Juniorem, brutalnie znokautował Jordana Shimmella, a w ostatnim występie - w grudniu ubiegłego roku - niejednogłośnie wypunktował swojego rodaka, Denisa Lebedeva odbierając mu pas IBF. Występ w ćwierćfinale turnieju World Boxing Super Series będzie więc dla Rosjanina pierwszą obroną pasa. 
Gassiev zaliczy tym samym także dopiero pierwszy występ w 2017 roku, podczas gdy "Diablo" w połowie roku walczył z Gevorem. Próżno też szukać w rekordzie Gassieva tak doświadczonego zawodnika, jakim niewątpliwie jest Włodarczyk. Polak w formie za czasów Chakhieva czy Palaciosa mógłby być nawet faworytem zbliżającego się starcia, jednak obecnie nie daje się mu większych szans. Warunki fizyczne również przemawiają za rywalem. "Iron" będzie ok. 6cm wyższy. Rosjanin będzie szczególnie groźny na początku walki. Aż dziewięć swoich pojedynków rozstrzygał w pierwszych dwóch rundach. Polak natomiast nigdy nie przegrał przed czasem, a liczenia z walk z Chakhievem czy Drozdem można zaliczyć jako jego zagranie taktyczne. Trzeba więc będzie uważać na początku, a w drugiej połowie walki zacząć swoją wyniszczającą grę, by pod koniec zastopować Rosjanina i sprawić największą sensację w ćwierćfinałach prestiżowego turnieju. Czy Włodarczyka na to stać? Trzeba w to wierzyć. Jeśli się nie uda, zostanie przejście do kategorii ciężkiej, co będzie początkiem końca legendy "Diablo"...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz