W zawodowym boksie już wielokrotnie mogliśmy się przekonać, że rekord zawodnika nie walczy. Są pięściarze z nienagannym bilansem, którzy niewiele potrafili w ringu zaprezentować i tyle samo zawodników, na których rekord absolutnie nie powinno się patrzeć. Do grona tych drugich z pewnością można zaliczyć najbliższego oponenta Macieja Sulęckiego. Na papierze Gabriel Rosado to przeciętniak. 37 pojedynków, z czego tylko 24 wygrane. Do tego aż 11 porażek, jeden remis i jedna walka zakończona bez decyzji. Na pierwszy rzut oka Sulęcki, który w 28 starciach tylko raz schodził z ringu pokonany jest zdecydowanym faworytem. Ale nie tym razem. Pięściarz z Filadelfii to jeden z największych kozaków w wadze średniej, który od przynajmniej siedmiu lat mierzy się tylko z najlepszymi zawodnikami w swoim przedziale wagowym.
Niech nie zmyli Was dwucyfrowa liczba po stronie przegranych. Liczby nie walczą. Rosado to ponadprzeciętny twardziel, który swoim stylem jest niewygodny dla wszystkich. Przed czasem przegrał tylko czterokrotnie. Tylko najmocniejsi potrafili go zastopować - Alfredo Angulo, Gennady Golovkin, Peter Quillin i David Lemieux. Do tego nie były to klasyczne nokauty. Amerykanin rzadko pada na deski, a przed czasem przegrywał tylko po wkroczeniach sędziów i tzw. nokautach technicznych. Tu nie ma przypadku. Rosado potrafi przyjąć bardzo wiele, a oglądając jego walki można odnieść wrażenie, że im bardziej jest rozbijany, tym mocniej stawia przeciwnościom czoła. Niejednokrotnie miał porozcinane łuki brwiowe, a z jego twarzy lała się krew, ale to go tylko nakręcało. Zawodnik ten ma walkę zakodowaną w sercu. W jego bokserskim słowniku nie ma stwierdzenia "poddać się", "odpuścić", "zrezygnować"...
Warto dodać, że pięściarze o podobnych rekordach są łakomymi kąskami dla sędziów do ewentualnego przekrętu, o czym Gabriel przekonał się już niejednokrotnie i stosunkowo niedawno. W jedynej dotychczasowej wyjazdowej walce, w 2017 roku w Wielkiej Brytanii mocno skrzywdzili go polscy sędziowie. Amerykanin toczył bardzo wyrównany bój z Martinem Murrayem, co pokazuje chociażby punktacja angielskiego sędziego, który wytypował remis 114-114. Cóż jednak z tego, skoro pozostali arbitrzy stołkowi, Leszek Jankowiak i Grzegorz Molenda widzieli wygraną gospodarza w stosunku 119-109 i 116-112. Po walce słychać było głosy, że to Rosado był lepszy, co tym bardziej pokazuje absurdalną punktację pierwszego z wymienionych Polaków. Podobna sytuacja miała miejsce w ostatnim występie 33-latka. Rosado był o klasę lepszy od Luisa Ariasa, a w "nagrodę" dostał tylko punktowy remis.
Nie wiadomo, za kim będą sędziowie w piątkowy wieczór, kiedy to Amerykanin wyjdzie do ringu z Maciejem Sulęckim, ale Polak z pewnością nie może liczyć na ich przychylność, tylko samemu udowodnić musi swoją wyższość między linami. Nie będzie to zadanie proste, chociaż "Striczu" zapowiada świetną formę. Na konferencji prasowej obaj rywale zapowiadali wygraną przed czasem, jednak osobiście uważam, że o takie rozstrzygnięcie będzie niezwykle trudno. Owszem, Sulęcki w ostatnim czasie mocno nadgonił procent nokautów, ale Rosado to zdecydowanie wyższa półka, niż Jean Hamilcaro czy Damian Bonelli. Polaka nie można nazwać puncherem, ale Maciek na pewno ma styl, który w połączeniu ze stylem rywala da świetną dla oka walkę. Czy zwycięską? Oby. Stawka jest bardzo wysoka, gdyż dowiedzieliśmy się niedawno, że wygrany z tej pary zaboksuje w drugiej połowie roku z Demetriusem Andrade o należący do niego tytuł mistrza Świata federacji WBO. Jest więc o co walczyć, a znając niesamowitą ambicję Sulęckiego, będzie on chciał się dodatkowo dobrze pokazać przed publicznością za oceanem. Jego postawa w pojedynku z Danielem Jacobsem spotkała się z dużym zachwytem tamtejszej publiczności i Maciek będzie chciał pokazać, że regularnie może dawać emocjonujące walki w USA.
Mam swoje osobiste przemyślenia, co do przebiegu tej walki. Powiem szczerze, że nieco się jej obawiam. Znam styl Maćka Sulęckiego i wiem, że będzie wywierał presję, ale w tym przypadku "trafiła kosa na kamień". Zderzą się ze sobą dwie duże siły. Nie ciosu, a ambicji. Któraś z tych ambicji będzie musiała tę drugą stłamsić. Oczywiście będę trzymał mocno kciuki za rodaka, ale jestem sobie w stanie wyobrazić niekorzystny dla Polski scenariusz. Porażka Sulęckiego z Rosado będzie oznaczać spory regres, a walka o pas na pewno się Polakowi znacznie oddali. Jeśli jednak wygra w dobrym stylu, kolejny przeciwnik czyli niepokonany Demetrius Andrade może "Striczowi" już dużo lepiej pasować.
Kończąc temat powiem jedno zdanie:
To nie jest taka prosta walka, jak się wielu wydaje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz