niedziela, 1 grudnia 2019

"Planowane wygrane" w Zakopanem - podsumowanie gali...

Za Nami cykliczna gala Andrzeja Wasilewskiego w kompleksie Nosalowy Dwór w Zakopanem. Tym razem w walce wieczoru pokazał się publiczności 38-letni Krzysztof "Diablo" Włodarczyk, a ponadto kibice zobaczyli kilka wschodzących talentów tj. Przemek Zyśk, Mateusz Tryc czy Kamil Bednarek, a po raz czwarty w tym roku do ringu wszedł także Fiodor Cherkashyn. Galę można uznać za stosunkowo udaną - jak zwykle w wydarzeniach grupy Knockout Promotions zawodniczy przyjezdni odjechali z Polski z kolejną porażką, ale i pewną kwotą pieniędzy na koncie. I wszyscy zadowoleni. Publiczność zgromadzona przy okrągłych stolikach w Nosalowym Dworze mieli przyjemność obejrzeć siedem pojedynków.


Zaczął Denys Krotyuk - Ukrainiec, który podobnie jak Fiodor Cherkashyn przyjechał robić karierę do naszego kraju. Chłopak zadebiutował w Sosnowcu miesiąc temu, a wczoraj w Zakopanem stoczył swój drugi zawodowy pojedynek. Na chwilę obecną są to walki czterorundowe. W Sosnowcu pokazał się tylko przez niecałe dwie minuty, ale wczoraj kibice mogli obejrzeć go nieco dłużej. Krotyuk wygrał po decyzji sędziów z Damianem Drabikiem. Wygląda na to, że Ukrainiec będzie bardzo aktywny na początku kariery, a Andrzej Wasilewski widzi w nim potencjał na miarę wspomnianego Cherkashyna. Oby tak było, jednak na obecną chwilę ciężko wypowiadać się o umiejętnościach Denysa.

Podobnie sytuacja ma się w przypadku Kamila Bednarka. Ponoć to spory talent i mocno stąpający po ziemi chłopak, wiedzący do czego dąży i wiedzący jak ten plan zrealizować. I dokładnie tak samo prowadzony jak Krotyuk, stoczył pierwszą walkę w Sosnowcu wygrywając z minutę, a wczoraj zaliczył pojedynek na pełnym dystansie czterech rund punktując twardego Serhii Zhuka. W przyszłym roku obaj pięściarze stoczą najprawdopodobniej 4-5 pojedynków. 

Następny do ringu wszedł Damian Kiwior. Zawodnik bardzo ciężki do rozgryzienia. Niby talent, a jednak nie pokazujący potencjału między linami. W zeszłym roku potrafił ulec w Wielkiej Brytanii zawodnikowi z 61 porażkami na koncie, a wczoraj musiał pomęczyć się z dobrze znanym polskiej publiczności Ivanem Njegacem, który w naszym kraju przegrał już trzykrotnie. Kolejny odgrzewany kilkukrotnie kotlet, który wręcz nie ma prawa sprawić niespodzianki i przegrałby nawet, gdyby był lepszy w ringu (jak to było chociażby w walce z Kamilem Młodzińskim). 

Podobny kotlet został dostarczony dla Przemysława Zyśka. Tym razem to Denis Krieger, który w Częstochowie był rywalem na odbudowanie dla Patryka Szymańskiego. Tym razem wyszedł do ringu z Zyśkiem. Krieger to zawodnik, który przegrał 9 z 11 ostatnich walk. Myślicie, że został on sprowadzony, żeby napsuć krwi lokalnemu faworytowi? No jasne, że nie. Przyjechał, żeby dostarczyć kolejną wygraną w długotrwałym procesie budowania znakomitego rekordu (patrz: Damian Jonak, Paweł Kołodziej itd.). Ogólnie chciałem powiedzieć, że Przemek Zyśk w moich oczach nie rozwija się tak, jak powinien i jak oczekiwałby tego pewnie A.Wasilewski. Wczoraj jednak zaskoczył, trafił i robotę dokończył bardzo szybko. Na uwagę zasługuje fakt, że młody Polak jest pierwszym, który zdołał zastopować Kriegera. Zyśk ma już 11 wygranych i poprzeczka powinna iść w górę, ale nie idzie. Ciekawy jestem kolejnych jego walk i rywali...


Walka Mateusza Tryca z Skakeelem Phinem była tą, na którą czekałem najbardziej z jednego względu. Kanadyjczyk to pięściarz, który totalnie nie pasuje do gal KP. Mieszka i trenuje w Ameryce, ma całkiem fajny rekord i umiejętności, jest pierwszy raz w Europie. Właśnie takich zawodników powinno się ściągać dla młodych prospektów pokroju Tryca. Mateusz walkę wygrał, pokazał się z dobrej strony, ale błędów się nie ustrzegł. Musiał się namęczyć i wygraną wypracować, Phinn nic mu nie dał na tacy. Tryc zdał poważny test, ma w rekordzie ciekawe nazwisko i z optymizmem można patrzeć na jego dalsze poczynania. Wygląda na zawodnika ukształtowanego, w którego warto inwestować (w przeciwieństwie np. do D.Kiwiora). Osobiście jestem ciekawy, czy Kanadyjczyk o pseudonimie "The Jamaican Juggernaut" pojawi się jeszcze w Polsce...


Na walkę Fiodora Cherkashyna również czekałem. Jego rywal ze Szwecji Mathias Eklund to nikt wybitny i tutaj szybki nokaut był bardziej niż pewny, ale boks Ukraińca ogląda się świetnie, gdyż każdą walkę potrafi zakończyć w inny, spektakularny sposób. Tym razem po kilkunastu sekundach miał już rywala na deskach, a ostatecznie skończył walkę w trzeciej rundzie. Fiodor mierzy w pas mistrza Europy, więc poziom rywali musi się jeszcze podnieść. Jeśli w 2020 roku zachowa podobną aktywność, niewykluczone, że pod koniec roku dostanie ciekawą propozycje i zaistnieje w rankingach. 


38-letni Krzysztof Włodarczyk jest blisko ostatniej szansy mistrzowskiej w swojej karierze. Już przed wczorajszą walką z Taylorem Mabiką padła decyzja, że jeśli Polak pokona Gabończyka, będzie wyznaczony do walki o pas WBC z Ilungą Makabu. Pas WBC to ten wymarzony dla "Diablo", ten który nosił na biodrach w latach 2010-2014. Krzysiek w ostatnich pojedynkach nie prezentował się z dobrej strony. Walka z Alem Sandsem była krótka, ale mało efektowna, natomiast pojedynek z Alexandru Jurem zdecydowanie za długi. Wczorajsza walka z Mabiką również trwała pełne 10 rund, ale przyznam szczerze, że połowy nie pamiętam, bo przymykało mi się oko. Wniosek jest krótki: Włodarczyk przestał porywać publiczność, przestał używać lewej, dewastującej ręki, jego walki są wymęczone. Nie da się ukryć, że kariera "Diabła" zbliża się ku końcowi, ale w takiej formie, jaką obecnie prezentuje Krzysiek, walka z Makabu może być bolesnym kubłem zimnej wody. Kongijczyk dysponuje bardzo silnym uderzeniem i walka może zakończyć się podobnie jak ta z Muratem Gassievem. Wierze jednak w Włodarczyka, że przypomni sobie siebie z najlepszych lat, a ten wymarzony zielony pas w stawce walki go uskrzydli...


Za podsumowanie może służyć wniosek, który wypowiedziałem już na początku tekstu. Na galach Andrzeja Wasilewskiego próżno spodziewać się walk zaciętych i ewentualnych wygranych pięściarzy z zagranicy. Tym bardziej wyjątkowym ruchem było sprowadzenie pięściarza pokroju Shakeela Phinna. Szkoda tylko, że znowu dla naszych niepokonanych prospektów powtarzają się te same, rozbite już nazwiska jak Njegac czy Krieger. Jest tylu innych nazwisk - nie idźmy tą drogą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz