środa, 27 listopada 2019

"Noc skończonych karier" w Radomiu - podsumowanie gali...

Wiecie czym różnią się gale promowane przez Mateusza Borka od tych Andrzeja Wasilewskiego? Na gali MB Promotions zawodnicy przyjezdni są w stanie wygrać walkę. Niby dowcip, a jednak jest w nim sporo prawdy. Żeby nie było niedomówień - podobają mi się gale Mateusza Borka z kilku powodów, między innymi właśnie dlatego, że sprowadza się na polskie ringi takich zawodników, którzy mają realną szansę na wygranie swojej walki. Na galach Knockout Promotions na palcach jednej ręki można wymienić pięściarzy zagranicznych, którzy przyjechali i wygrali z naszym lokalnym bohaterem. Na gali w Radomiu mieliśmy kilka ciekawych walk i - co za tym idzie - kilka ciekawych rozstrzygnięć. Niestety (a może i stety) także kilka skończonych karier...


Na hali MOSiRu mogliśmy obejrzeć siedem pojedynków. Zaczęło się od polsko-polskiej bitki Kamila Młodzińskiego z Jakubem Dobrzyńskim. Taka walka kogutów, ale jeden kogut był nieco lepiej dysponowany od drugiego. Młodziński zaboksował na swoim poziomie. Nie jest to jakiś wyższy level, ale przyzwoity i to spokojnie wystarczyło na sobotniego rywala. Co mogę powiedzieć o Kubie Dobrzyńskim? Niestety nic pozytywnego. Mam nieodparte wrażenie, że nie jest to facet stworzony do boksu, bo... boks go boli. W sensie dosłownym - Dobrzyński wygląda, jakby ciosy wyprowadzane przez przeciwników przyjmował z ogromnym bólem i jakby tylko mógł, wyjąłby ochraniacz i krzyknął głośno "Ała, nie w szczepionkę". Nie ma co tu wróżyć jakiejkolwiek kariery. W sumie nic nie można tu wróżyć...


Kamil Gardzielik zdał kolejny test. I był to dobry test, bo z rywalem z nieskazitelnym rekordem, a z takimi jak wiadomo walczy się ciężko. Mikalai Kuzmitski to niestety tylko jednak rekord, za którym stoją same ogóreczki. Ponad połowa jego rywali nigdy nie wyszła zwycięsko z żadnej zawodowej walki - to o czymś świadczy. Gardzielik z łatwością wypunktował rywala, górował nad nim w każdym bokserskim rzemiośle i w sumie na tym można by było zakończyć temat. Od siebie dodam, że szkoda, iż Kamil nie dysponuje jakimś mocniejszym ciosem, albo chociaż przyspieszeniem. Takich przeciwników powinno się odprawiać przed czasem.


No i na ring powrócił Krzysztof Zimnoch. Wychudzony, odwodniony, mizernie wyglądający i... mizernie walczący. Powrót po pieniążki nieudany. Dużo zbędnego gadania, w większości paplaniny bez sensu, a między linami syf. Niejaki Krzysztof Twardowski wylosował los na loterii, że to jemu przyszło się wylansować na Zimnochu. Już przed walką wspominałem, że forma Zimnocha będzie tragiczna, że źle wygląda, jakby parę dni wcześniej wstał z wózka inwalidzkiego. Zero mięśnia na ciele i zero boksu. Ostatecznie w drugiej rundzie było po wszystkim. Tej kariery nie ma już co ciągnąć, ale co zrobić, jak człowiek nie umie za wiele poza boksowaniem, a pieniędzy brakuje? Tak można doprowadzić do tragedii...


Sęk kontra Ślusarczyk to klasyczne zestawienie "na zakładkę" czyli młody wilk promuje się na starym lisie. W tym przypadku Darek Sęk pokazał, że lis jest może nie taki stary, ale już mocno wyczerpany. Jeszcze nie tak dawno prezentujący bardzo dobrą formę pięściarz z Tarnowa w obecnej chwili rozmienia się na drobne. Trochę dziwna sprawa, bo regres nadszedł zaskakująco szybko. Jeszcze nie tak dawno Sęk stoczył bardzo dobrą walkę z Markiem Matyją, a w zeszłym roku mocno stawiał się silnemu jak tur Anthony'emu Yarde w Anglii. Wygląda na to, że Dariusza Sęka zniszczył "Arab" Parzęczewski, a Sebastian Ślusarczyk napoczętego rywala tylko dokończył. 33-latek jest jednak inteligentnym facetem i sam powiedział, że szkoda się ścierać, skoro w każdej walce leży się na deskach. Coś w tym jest - ta kariera jest bliska końca. Niewiele można natomiast powiedzieć jeszcze o Ślusarczyku - dość dobrze się rozwija, ale ma jeszcze sporo do nauczenia. 


Kamil Łaszczyk - nie ukrywam, że na walkę tego chłopaka czekałem najbardziej z kilku powodów. Raz, że facet z mojego miasta. Dwa - skromny, fajny chłopak. Trzy - mocno szkoda mi tej kariery i niewykorzystanego potencjału. W sobotę wreszcie do Łaszczyka przyjechał konkretny rywal. Pierwszy od przynajmniej 4-5 lat zawodnik, na tle którego można było pokazać swój boks. I Kamil pokazał się ze świetnej strony, co mnie osobiście bardzo cieszy. Słabo co prawda wszedł w pojedynek, ale kiedy złapał rytm, obskakiwał rywala w dziecinny sposób. Świetna praca na nogach, znakomite kombinacje, podbródki, wątróbki itd. Wchodziło wszystko, co wylatywało. Mam wrażenie, że Łaszczyk lepiej prezentuje się w walkach na dłuższym dystansie i mam nadzieje, że szybko na takie wróci, a i poziom rywali będzie rósł. Liczę, że Mateusz Borek wyciągnie jeszcze z tego chłopaka to, co ma najlepszego. 


Przedostatnia walka i zarazem jedyna w wadze ciężkiej potrwała 7 rund. Wówczas Shawndell Terell Winters zastopował Sergeya Verveykę. Wybaczcie moje oburzenie, ale totalnie nie rozumiem promowania kogoś takiego jak Verveyko. No żal patrzeć na to, co wyprawia ten wielki gabarytowo facet. Chociaż w sumie to nic nie wyprawia. Między linami gorzej niż Zimnoch, a to już coś znaczy. Zero pomysłu, zero techniki, zero strategii, zero umiejętności, zero odporności, zero nóg, zero rąk, zero głowy. Powiem krótko - dla mnie Verveyko to okrągłe zero. Nie jest Polakiem, jest okrutnie słabym pięściarzem. Gdzie jest logika inwestowania w takiego zawodnika? Najbardziej znany z faktu, iż to do niego wyszedł legendarny Laszlo Fekete. No ludzie, na litość boską! Amerykanin Winters to do niedawna cruiser, a Verveykę obijał z każdej możliwej strony i tylko czekał, aż zawali się na mało stabilna wieża. Sędzia się zlitował nad Ukraińcem i nad nami wszystkimi. Tragedia.


No i na koniec Patryk Szymański. Nawrócony. Powrócony. Z emerytury. 26-latek. Wierzyłem w potencjał tego chłopaka. Pamiętam jak zaczynał w USA wspólnie z Michałem Chudeckim i od początku mówiłem, że to on jest większym talentem. On zrobi karierę. Niestety, do pewnego momentu wszystko szło w dobrym kierunku, ale w pewnej chwili wszystko pękło. Okazało się, że na pewnym poziomie Patryk jest za kruchy. Tu się pojawia analogia z Jakubem Dobrzyńskim - Szymański również jest mało odporny na bokserski ból, ból ciosów. I Ukrainiec Velikovski uwydatnił po raz kolejny te wady u Szymańskiego, pomimo iż nie jest nikim szczególnym, wywarł mocną presję zadawania ciosów i stłamsił Patryka. Szczerze? Nie spodziewałem się. Myślałem, że tą przeszkodę Patryk przejdzie. Nie przeszedł. Po walce nie chciał po raz kolejny kończyć kariery, ale przez głowę na pewno przelatują mu takie myśli. Sam promotor gali podsumował to tak, jakby już sam nie wierzył w powrót Patryka do boksu. Duża szkoda. 26 lat i koniec?...


Podsumowując - gala ogólnie na plus. Skumulowało się kilka weryfikacji. Dowiedzieliśmy się, że do tego sportu nie nadają się Dobrzyński i Szymański. Z boksem powinni skończyć Zimnoch i niestety Darek Sęk, chociaż ten drugi jeszcze mógłby spróbować ograć kilku rywali. Tak jak napisałem wcześniej, kompletnie nie rozumiem promowanie pięściarzy pokroju Sergeya Verveyki. Całkowite przeciwieństwo Fiodora Cherkashyna. Najwięksi wygrani? W sumie trzech - Kamil Łaszczyk, Sebastian Ślusarczyk i Andrii Velikovski. Ukrainiec ma fajny skalp, kolejna wygrana walka wyjazdowa. Warto mu się przyglądać. Duże brawa dla Mateusza Borka, bo - jak pamiętamy - na tej gali mieliśmy oglądać jeszcze Roberta Parzęczewskiego i Damiana Jonaka. Czekamy na kolejną galę pod szyldem MB.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz