poniedziałek, 21 marca 2016

"Ostatni raz Dragona" w Żyrardowie - podsumowanie gali...

Każdy kibic doskonale wie, że gala w Żyrardowie to przede wszystkim swoisty benefis Alberta Sosnowskiego. To on był wisienką na torcie, to jego nazwisko było wabikiem na licznie zgromadzoną publiczność i w końcu to pod niego ustalana była cała karta walk tego wydarzenia. Albert wracał po dwuletnim rozbracie z ringami, po porażce z Marcinem Rekowskim po to, aby jeszcze raz spróbować swoich sił i godnie - spodziewanym zwycięstwem - zakończyć bokserską karierę...


Ale od początku...
Zaczęło się od występu słynącego z dużego serca do walki Łukasza Janika z dość anonimowym dotychczas Tomaszem Piątkiem. W umownym limicie do 70 kilogramów wyraźnie lepszy okazał się jednak Radomianin, który doskonale wykorzystał swój wzrost, większy zasięg ramion i pozycję mańkuta i skutecznie trzymał na dystans agresywnego przeciwnika. Łukasz Janik po raz kolejny pokazał, że jego umiejętności stricte bokserskie są na bardzo niskim poziomie. Jest twardy, rzadko przegrywa przed czasem, ale w Żyrardowie zanotował 19-tą porażkę w karierze z pięściarzem, który w tym samym momencie zaliczył pierwsze zawodowe zwycięstwo.

Po dobrym występie Piątka, w ringu pojawił się ponoć utalentowany Daniel Bociański. 21-letni chłopak z Nowego Sącza obdarzony znakomitymi warunkami fizycznymi, jak na wagę superśrednią. Jego rywalem był Łotysz, który nigdy nie wygrał z zawodnikiem, który miałby przynajmniej jedną wygraną walkę na koncie. Co jeszcze ciekawsze - Vitalijs Parsins mierzy 170cm wzrostu, co przy 190cm Polaka sprawiało, że oglądamy freak show. Łotysz jednak od początku postawił wszystko na jedną kartę - rzucał obszernymi ciosami sierpowymi, które były jednak na tyle widoczne, że młody Polak spokojnie się przed nimi bronił, samemu lokując czyste ciosy na korpus. Kumulacja ciosów po łokieć sprawiła, że rywalowi zaczęło brakować powietrza i coraz częściej musiał odpocząć przyklękając na kolana. Jedno liczenie w pierwszej rundzie, dwa liczenia w drugiej i zakończenie pojedynku w trzeciej. Bociański zanotował drugi nokaut, piąte zwycięstwo i w dalszym ciągu jest niepokonany. Trzeba jednak pamiętać, że żaden z jego dotychczasowych rywali nie miał choćby dodatniego bilansu walk...

Przemysław Runowski to jeden z zawodników młodego pokolenia, który wyraźnie cierpi na brak silnego uderzenia. Jest jednym z 3-4 polskich młodych pięściarzy, którzy wyjątkowo "głaskają" zamiast bić. Nie przeszkadza mu to jednak w boksowaniu, bo to o dobry boks, a nie o nokauty chodzi. Runowski spotkał się z 11 lat starszym, dużo bardziej doświadczonym, ale i nigdy nie występującym po za swoimi rodzinnymi Włochami, Carelem Sandonem. Pięściarz z Włoch legitymował się bardzo dobrym bilansem - stoczył 20 pojedynków, z czego tylko jedną walkę przegrał. "Kosiarz" dobrze rozpoczął pojedynek, ale - moim zdaniem - walka łudząco podobna do ostatniego występu Krzysztofa Kopytka z Sosnowca. Przemek dobrze zaczął, później osłabł. Następnie wrócił do gry w momencie, kiedy osłabł rywal. Po czwartej rundzie sędziowie nie pomyliliby się, gdyby na ich kartach widniał remis, jednak lepsza końcówka Polaka sprawiła, że spokojnie wygrał pojedynek. 21-latek coraz częściej mówi o ewentualnej walce z Michałem Syrowatką. Mówiąc szczerze: czemu nie? Wystarczy zaczekać, jak Michał zaprezentuje się w rewanżu z Rafałem Jackiewiczem. Moim skromnym zdaniem "Kosiarz" nie byłby faworytem takiego starcia...



Pojedynek numer 4 - nie ukrywam, że była to konfrontacja, na którą czekałem najbardziej. Bardzo podobał mi się Jordan Kuliński w debiucie w Legionowie, dlatego ciekawił mnie jego występ przeciwko Norbertowi Dąbrowskiemu. "Noras" to trochę nieszczęśliwy zawodnik - przegrał z Robertem Świerzbińskim, przegrał z Markiem Matyją. Gdyby teraz przegrał z młodym Kulińskim, jego kariera mogłaby stanąć w miejscu, a nawet się zakończyć. Walka zakontraktowana na 6 rund przyniosła kibicom wiele emocji. Była prowadzona według powtarzającego się schematu - świetnie zaczyna Kuliński, jeszcze lepiej kończy Dąbrowski. Był to bardzo niewygodny i trudny do punktowania pojedynek. Grupa Fight Events pokazała, że będzie prowadzić Kulińskiego bardzo odważnie, jednak sam Jordan nie do końca poradził sobie w ringu już w drugim pojedynku. Zdecydowanie zawiodło przygotowanie kondycyjne, nad którym szczególnie musi popracować. Gdyby na trochę więcej rund starczyło mu sił, wyraźnie wygrałby z Dąbrowskim. Sędziowie orzekli remis i - moim zdaniem - jest to sprawiedliwy werdykt. W planach obu rywali jest już pojedynek rewanżowy...



Andrzej Sołdra występem w Żyrardowie potwierdził moje słowa po gali w Legionowie. Tak jak wtedy w walce z Sebastianem Skrzypczyńskim walka była szarpana, obfitująca w niezliczoną ilość fauli i nieczystych uderzeń, tak w pojedynku z Tomaszem Gargulą było jeszcze słabiej. Co musi sobie myśleć Dawid Kostecki, który walkę z Sołdrą przegrał? Gargula dał się wciągnąć w brudną walkę, lecz był minimalnie precyzyjniejszy i jego ciosy były nieco bardziej widoczne. Jednakże zdecydowanie była to najsłabsza walka tej przyzwoitej gali. Dziwi mnie natomiast punktacja uznawanego za najlepszego obecnie sędziego w Polsce, Pana Leszka Jankowiaka, który w Legionowie w ringu bardzo mu pomagał, a w Żyrardowie wypunktował jego wygraną. Na szczęście Panowie Kardyni i Molenda siedzieli w lepszych miejscach i widzieli trochę więcej i trochę bardziej. Po bardzo słabej, bardzo mało emocjonującej walce niejednogłośnie zwyciężył "Tomera" Gargula. Andrzej Sołdra musi się zastanowić nad przyszłością, bo pięściarski świat z pewnością nie stoi przed nim otworem.

"Do jednej mordy" zwykło się mówić kiedy pojedynek jest nadwyraz jednostronny. Tak było w walce wieczoru, które było jednocześnie pożegnaniem Alberta Sosnowskiego z zawodowym ringiem. "Dragon" zanotował zwycięstwo numer 49 i zapowiedział, że nie będzie go korciło jubileuszowe zwycięstwo. Andras Csomor okazał się bardzo prostym zawodnikiem, który stawia opór dopóki nie otrzyma ciosu. Takowy cios otrzymał od Alberta już w pierwszej rundzie i walka na dobre się zakończyła. Nokaut przyszedł w kolejnej odsłonie, co bardzo ucieszyło kibiców i samego Alberta. Wszak, jest to jeden z bardzo pozytywnych pięściarzy, zawsze uśmiechnięty, zawsze grzeczny i zawsze potrafiący się składnie wypowiedzieć. Kariera komentatora przed nim, w studiu czuje się równie dobrze co na ringu za najlepszych czasów - wygranych walk z Wojciechem Bartnikiem, Orlinem Norrisem, Lawrence'm Tauasą, Steve'm Hereilusem, Dannym Williamsem czy Paolo Vidozem, zremisowanej walki z Francesco Pianetą i tej najważniejszej - niestety przegranej - o mistrzostwo Świata z Witalijem Kliczką. 



Albert - DZIĘKUJEMY !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz