Zdecydowanie w cieniu gali w hali UIC Pavillon w Chicago odbyło się bokserskie wydarzenie na zamku w Szydłowcu pod patronatem Tymex Boxing Promotions i rozpędzającego się z miesiąca na miesiąc Mariusza Grabowskiego.
Na zamkowym dziedzińcu oprócz zawodowych pięściarzy wystąpili także kickboxerzy rywalizujący w formule K-1. "RED CORNER" zawodnikom K-1 się nie przyglądał. Patrzyliśmy tylko na boks, a tego było w Szydłowcu wyjątkowo mało.
Łącznie zaprezentowało się ośmiu zawodników, którzy stworzyć mieli cztery ciekawe pojedynki. Sześciu Polaków, dwóch obcokrajowców, a w stawce walki wieczoru interkontynentalny pas federacji WBF wagi półśredniej.
Było jednak to, co kibice lubią najbardziej - były nokauty, była niespodzianka, był remis po ciężkiej przeprawie. Do rzeczy!
Pierwszy na ring wyszedł jeden z motorów napędowych grupy Tymex Boxing, Robert Parzęczewski. "Arab" po nieudanym występie w Ostrowcu Świętokrzyskim, systematycznie wraca do boksu na wysokim poziomie. Stoczył od tego czasu cztery pojedynki, z czego trzy wygrał bardzo szybko. Michał Graszek przegrał czwartą walkę, czwartą przed czasem i czwartą w początkowych rundach. Parzęczewski pokazał rywalowi miejsce w szeregu. Po początkowym badaniu, wymienieniu kilku ciosów prostych Robert przeszedł do ofensywy i szybko znalazł receptę na rozmontowanie obrony rywala. Trafił prawym sierpowym nad opuszczoną lewą ręką i posłał Michała Graszka na deski. Przeciwnik zdążył wstać, lecz sędzia - bardzo słusznie - nie dopuścił do dalszej rywalizacji i uchronił Graszka przed bardzo ciężkim nokautem. Parzęczewski nie zdążył się rozkręcić, ale pokazał, że dysponuje silnym ciosem. To wciąż zawodnik, który się rozwija i ma przed sobą bardzo ciekawą przyszłość. Oby tylko nie przegrał z samym sobą i z własnymi słabościami. Nic na siłę.
Druga walka w Szydłowcu i drugi pięściarz, który wyrasta na gwiazdę stajni Mariusza Grabowskiego. Pięściarz, który robi wrażenie na ekspertach, kibicach i - przede wszystkim - na rywalach. Adam Balski - bo o nim mowa - to bardzo dobrze zapowiadający się cruiser. Świetnie zaprezentował się w Kędzierzynie, kiedy rzucił na deski i dość swobodnie wypunktował Łukasza Rusiewicza. W Szydłowcu miał nie walczyć, jednak wskoczył w miejsce wykluczonego przez kontuzję Damiana Wrzesińskiego. Jego rywalem był Ihar Karaveau, który wcześniej trzykrotnie występował już na polskich galach. Przegrywał z Letrem, Wozem i Bańbułą, z dwoma pierwszymi przegrywając przed czasem. Białorusin aż dziewięciokrotnie przegrywał przez nokaut, z czego aż pięć razy w otwierającym starciu, więc nie była zaskoczeniem jego szybka przegrana w walce z dysponującym silnym ciosem Balskim. Adam swoją walkę zakończył jeszcze szybciej niż "Arab". Krótkim lewym sierpowym napoczął rywala, po czym odczekał kilka chwil przed ostatecznym atakiem i zakończeniem walki. Adam to z pewnością zawodnik, który potrzebuje zdecydowanie większych wyzwań. Mariusz Grabowski już teraz może opierać na nim swoje gale. Warto przyglądać się temu zawodnikowi - już niedługo może być z niego kawał pięściarza.
Po dwóch walkach kibice mieli prawo czuć mały niedosyt. Połowa walk się odbyła, a boksu w ringu było około 180 sekund. Bardzo ciekawie zapowiadała się jednak trzecia konfrontacja. Dwóch niepokonanych zawodników, dwóch walczaków. Gromadzki i Runowski zapowiadali walkę i dotrzymali słowa. Mariusz Runowski potwierdził, że dysponuje silnym ciosem i już w otwierającym starciu rzucił Gromadzkiego na deski. Tomasz potwierdził natomiast swój główny atut - wielkie serce do walki. Ten chłopak cały czas idzie do przodu i już w tej samej odsłonie zmusił przeciwnika do odwrotu. W następnych rundach zaznaczała się przewaga Gromadzkiego, który nie dawał Runowskiemu rozwinąć skrzydeł. Wyprzedzał akcje przeciwnika, uderzał silniej i celniej. Z pewnością wygrywał kolejne rundy. Mariusz Runowski wyglądał na coraz bardziej zmęczonego i zrezygnowanego. Po sześciu rundach sędzia ringowy Robert Gortat wskazał jednogłośnie na Tomasza Gromadzkiego w stosunku 60-54. Punktacja dziwna ze względu na deski Tomasza w pierwszym starciu, ale zwycięzca oczywiście się zgadzał. Tomasz Gromadzki potwierdził, że jest dobrym testem dla każdego w swojej wadze i remisu w walce z Mateuszem Rzadkoszem na pewno nie dostał w prezencie.
W walce wieczoru wystąpił Michał Żeromiński, który zmierzył się z doświadczonym Rosjaninem, Romanem Selivertsovem. Przyjezdny zawodnik był od Radomianina starszy aż o 10 lat, mierzył się także z dużo lepszymi przeciwnikami, m.in. Viktorem Plotnykovem. Warto wspomnieć, że przegrywał dziesięciokrotnie, lecz nigdy przed czasem. Biorąc pod uwagę, że "Żeroma" tylko raz zafundował rywalowi nokaut, każdy wiedział, że walka potrwa pełny dystans. W tym przypadku było to osiem rund. Pojedynek od początku był bardzo zacięty. Rosjanin odpowiadał na każdy atak Polaka. Pierwsze cztery rundy były bardzo trudne do punktowania, gdyż niewiele działo się w ringu. Swoje momenty miał Polak, swoje miał Selivertsov. W piątej rundzie Rosjanin zaznaczył swoją przewagę, a w następnej rozciął Żeromińskiemu łuk brwiowy. Dwie ostatnie rundy musiały być zapisane dla Polaka, aby oddalić od siebie widmo porażki i tak też się stało. Po zaciętych ośmiu rundach padł sprawiedliwy remis. Michał Żeromiński nie był zadowolony ze swojej postawy, bo i zadowolony być nie mógł. Nie zdołał pokonać 39-letniego przeciwnika, a jego akcje nie miały ani siły, ani polotu.
Podsumowując, Mariusz Grabowski może być umiarkowanie zadowolony. Ma kilka "perełek", który uciągną niejedną galę Tymexu. Mowa tu przede wszystkim o Adamie Balskim. Również Robert Parzęczewski może przysporzyć promotorowi jeszcze niejednego powodu do uśmiechu. Bardzo dobrze zaprezentował się ambitny Tomasz Gromadzki. Żeby być w pełni zadowolonym, brakowało chyba tylko wygranej Żeromińskiego, jednak gdyby i on wygrał swoją walkę, być może byłoby zbyt pięknie.
Trzeba mierzyć siły na zamiary. W grupie Pana Grabowskiego widać zalążek fajnej ekipy, która w przyszłości może zapełniać większe obiekty niż zamkowy dziedziniec w Szydłowcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz