Historia Fonfary to gotowy scenariusz na film. Kiedy zaczynał, ważył ok. 60kg i absolutnie nie wyglądał na pięściarza. Jako nastoletni amator wielokrotnie chciał skończyć z boksem. Przynajmniej dwie porażki z rzędu sprawiały, że tracił zapał do ponownego wyjścia na trening. A takie zdarzały się dość często. Jego pierwsi trenerzy absolutnie nie widzieli w nim materiału na pięściarza, a tym bardziej materiału na mistrza...
Jego zawodowy debiut przypadł na 2006 rok. Andrzej miał wówczas ledwie 19 lat. Spotkał się z mało wymagającym Miroslavem Kubikiem i... wygrał niejednogłośnie na punkty. Jeden z sędziów widział remis w walce z zawodnikiem, który w 2012 roku zakończył karierę nie wygrywając ani jednej zawodowej walki. Kilka dni po walce Fonfara wyjechał do Stanów Zjednoczonych, a trzy tygodnie później stoczył pojedynek w USA. Debiut na amerykańskim ringu również zakończył się wygraną. Kolejne dwie walki Fonfara również rozstrzygnął na swoją korzyść, do tego za ocean przyjechali do niego rodzice i brat. Wszystko zaczynało iść w dobrym kierunku, do czasu... zaskakującej porażki w piątej zawodowej walce. Mający na koncie zaledwie dwa pojedynki (jedną wygraną i jedną porażkę) Eberto Medina dość łatwo wypunktował Polaka.
Po sześciu niekoniecznie przekonujących zwycięstwach Fonfara wyszedł do ringu z Derrickiem Findleyem. Andrzej słabo wszedł w walkę, a ta skończyła się zaskakująco szybko. "Polski Książe" dał się złapać Amerykaninowi w drugiej rundzie, a do trzeciej już nie wyszedł. Andrzej zanotował drugą zawodową porażkę i jego dalsza bokserska kariera stanęła pod sporym znakiem zapytania. Fonfara wielokrotnie przyznawał, że po przegranej z Findleyem całkowicie się załamał i nie miał ochoty na dalsze boksowanie. Walka z Amerykaninem była debiutem Andrzeja w telewizji ESPN i w Polsacie. Polak nie mógł zaprezentować się kibicom z gorszej strony...
Po półrocznej przerwie Andrzej zdał sobie jednak sprawę, że musi z porażki wyciągnąć wnioski i zacząć od nowa, ze zdwojoną siłą. Zaczął coraz mocniej przykładać się do treningów, zwiększył masę mięśniową na siłowni i zmienił kategorię wagową na półciężką. Wzmożone treningi Polaka zaczęły przynosić efekty - Fonfara między 2010 a 2012 rokiem zanotował serię dziewięciu wygranych walk przez nokaut z rzędu. Co więcej - Andrzej robił to bardzo efektownie. Szczególnie zapamiętany został nokaut na Anthony'm Doughty'm - "Polski Książe" potrzebował zaledwie 23 sekund na zakończenie walki.
W 2012 roku Andrzej spotkał się z niezwykle doświadczonym i twardym Glenem Johnsonem. Amerykanin stoczył w swojej karierze prawie 80 pojedynków, z czego aż 11 o mistrzostwo Świata. Sam był czempionem w 2004 roku. Andrzej wypunktował Johnsona dość wyraźnie, co odbiło się w Stanach szerokim echem. Polak regularnie zaczął używać pseudonimu "Polish Prince", a kibice i eksperci doskonale wiedzieli już kim jest Andrzej Fonfara.
Kolejne dwa pojedynki nie układały się po myśli Andrzeja. Zarówno w walce z Tommy'm Karpency'm, jak i Gabrielem Campillo Polak przegrywał na kartach punktowych, jednak potrafił jednym ciosem odwrócić losy pojedynku wygrywając przez nokaut. Rywale zaczęli wierzyć w dużą siłę ciosu "Polskiego Księcia".
W 2014 roku Polak został nagrodzony za świetną serię piętnastu zwycięstw z rzędu. Musiał wybrać się do Bell Centre w Montrealu i walczyć o mistrzowski pas z siejącym postrach Adonisem Stevensonem. Fonfara chętnie przystał na propozycję i - co więcej - czuł się bardzo mocny. Walka w Quebecu nie zaczęła się dobrze. Polak zapoznał się z deskami po silnych ciosach w okolice wątroby. Stevenson poszedł za ciosem i jeszcze raz posłał Andrzeja na deski będąc pewnym, iż walka niedługo się zakończy. Polak pokazał jednak wielkie serce do walki. Potrafił przełamać gorsze momenty i odgryzał się. W dziewiątej rundzie na tyle skutecznie, że sam mistrz wylądował na macie ringu. Kibice w hali zamarli, a szala przechylała się na stronę Fonfary. Stevenson przegrał kilka rund, ale nie dał sobie zrobić krzywdy. Przewaga wywalczona na początku pojedynku wystarczyła i pas WBC został na biodrach Kanadyjczyka. Polak jednak - pomimo przegranej - zyskał jeszcze większy rozgłos w USA. Eksperci docenili postawę Fonfary i koniecznie chcieli zobaczyć rewanż. Andrzej przerwał passę trzynastu wygranych przed czasem Adonisa Stevensona.
Fonfara to już cenione nazwisko w bokserskim świecie. "Polish Prince" uznawany jest za wielkiego twardziela. Jego walki są elektryzujące, gwarantujące ogromne emocje. Świetny pojedynek Andrzej stoczył w kwietniu 2015 roku, kiedy to w Carson stanął w ringu z rewelacyjnym Julio Cesarem Chavezem Juniorem. Meksykanin zaliczył tylko jedną porażkę w pięćdziesięciu występach. Polak nie był faworytem, ale pokazał, że zmiana kategorii wagowej przez Chaveza to był błąd. Fonfara wykorzystał swoją szansę, porozbijał i zastopował słynnego rywala. Zyskał jeszcze większą sławę, ogromne pieniądze i pas WBC International w limicie wagi półciężkiej.
Tytuł obronił w październiku w kolejnej pamiętnej walce. Pojedynek z Nathanem Cleverly'm był jednym z najlepszych w tym przedziale wagowym w ostatnich latach. Obaj pięściarze dali z siebie absolutnie wszystko. Razem pobili rekord w ilości wyprowadzonych ciosów. Fonfara walkę wygrał, czym jeszcze bardziej zbliżył się do upragnionego rewanżu ze Stevensonem.
W najbliższą sobotę Andrzej Fonfara spotka się z ringu z niedocenianym Joe Smithem Juniorem, a walka ta ma być ostatnim przystankiem przed ponownym wyjazdem do Kanady. "Polski Książe" jest zdecydowanym faworytem i nikt raczej nie spodziewa się niespodzianki w tej walce. Polak jest bardzo pewny siebie, zakłada wygraną przed czasem...
Andrzej Fonfara to przykład człowieka, który ciężką pracą doszedł do celu. Na początku kariery nie wróżono mu żadnych sukcesów, a teraz jest w najlepszym możliwym miejscu. Jest o krok od walki o pas i chyba nie będzie w tym przesady, jeśli powiem, iż będzie faworytem tego starcia.
Już pod koniec roku możemy cieszyć się z kolejnego mistrza Świata w zawodowym boksie.
Andrzej - cała Polska trzyma za Ciebie kciuki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz