20 listopada. Godzina ok. 10 rano. Jadę samochodem, słucham radia: "Tragiczna wiadomość z ostatniej chwili. Nie żyje legendarna postać polskiego boksu, Andrzej Gmitruk.". Zjeżdżam na pobocze. Nie wierze w to, co przed sekundą usłyszałem. Odpadam internet, przeglądam podstawowe strony. Na każdej z nich czarno-białe zdjęcie trenera. Wchodzę na popularny portal społecznościowy. Pierwsze osiem postów, jakie mi się wyświetlają dotyczą Andrzeja Gmitruka. To niestety dzieje się naprawdę. Czytam, że pożar, że zaczadzenie, że atak serca. Wtedy mnie to nie interesowało. On nie żyje. Człowiek, którego nie znałem osobiście, ale poczułem jakby był osobą mi bardzo bliską. Coś takiego poczułem drugi raz w życiu. Wcześniej, w 2005 roku w momencie śmierci Arkadiusza Gołasia, młodego reprezentanta Polski w siatkówce. Wówczas jednak byłem jeszcze niepełnoletni...
Andrzej Gmitruk to przede wszystkim kapitalna postać. Taki dobry tata polskiego pięściarstwa. Człowiek do tańca i do różańca. Można było z nim kraść konie. Wypić piwo, pożartować, ale i dostać solidną porcję zjebki. Legendarny trener. Współtwórca sukcesów Andrzeja Gołoty, czy Tomasza Adamka. Trener olimpijczyków z Seulu, medalistów. Niestrudzony. Wydawał się nieśmiertelny, tym bardziej szokująca była wczorajsza wiadomość. Trener Gmitruk to również człowiek wielkiej klasy. Owszem, potrafił przekląć, rzucić mięsem, ale tylko w imię dobrej sprawy - do Maćka Sulęckiego czy Artura Szpilki. To także człowiek o niespotykanej dzisiaj pasji do boksu. Nie tylko trener, ale i komentator. Encyklopedia anegdot, ciekawostek, żartów, wspominek. Nie lubił określenia "legenda", ale teraz ta łatka przylgnie do niego na zawsze. To słowo pojawia się od wczoraj najczęściej. Prawdziwa legenda polskiego boksu. Osobiście podpisuje się pod słowami, że wraz z Andrzejem Gmitrukiem przemija pewna era polskiego pięściarstwa. Nieodwracalnie.
Jakim paradoksem w tej sytuacji jest fakt, iż również legendarny trener reprezentacji Polski w piłce nożnej, Janusz Wójcik, podobnie charakterna postać polskiego sportu, odeszła dokładnie 20 listopada, tylko rok wcześniej?
Takich autorytetów już nie ma.
A ja ciągle zastanawiam się
"dlaczego on tego wszystkiego nie dementuje?",
"dlaczego nie reaguje na te głupie żarty?",
"dlaczego nie podnosi się z desek?"...
Do zobaczenia, Panie Trenerze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz