poniedziałek, 4 kwietnia 2016

"Smutny finał" w Krakowie - podsumowanie gali...

Ostatnio było sporo gal bokserskich w Polsce. W ciągu ostatnich 40 dni pięściarskich emocji nie brakowało w Legionowie, w Radomiu, w Sosnowcu i w Żyrardowie. Nikt nie miał jednak wątpliwości, że apogeum widowiska spodziewać się można będzie w Krakowie. To właśnie tam odbyła się w sobotę gala Polsat Boxing Night V.
Znakomite zestawienia, naprawdę świetni zawodnicy i wieczór pełen napięcia - tak miało być i zdecydowanie tak było 2 kwietnia w hali Tauron Arena..



Organizatorzy postawili przy okazji tej gali zdecydowanie na jakość. W rozpisce znalazło się 6 emocjonujących konfrontacji i - pomijając walkę kobiet - każdy z pozostałych pojedynków śmiało mógłby być wydarzeniem wieczoru na nieco mniejszych galach. To niewątpliwy sukces.

Wydarzenie rozpoczęło się niemałym falstartem. Epatująca dzień wcześniej na ważeniu Ewa Brodnicka nie wyszła do ringu z powodu rzekomej kontuzji kolana zostawiając Włoszkę Anitę Torti kompletnie na lodzie. Polka, która na ceremonii ważenia pojawiła się w stroju kąpielowym modnym ok. 2014 roku wzbudziła połączenie sensacji i zażenowania. Kibice liczyli, że w ringu Ewa w końcu pokaże dobry, efektowny boks... Jak skończyła się ta farsa wszyscy wiemy. Szala szybko, mocno i zdecydowanie przechyliła się na stronę zażenowania jej zachowaniem i ogólnie jej osobą. Absolutne zero profesjonalizmu w wykonaniu samozwańczej królowej polskiego boksu...

"Walkę" Ewy miałem w planach zostawić bez komentarza, ale jednak poświęciłem jej kilka krótkich zdań. Z miłą jednak chęcią przejdę do kolejnych walk, bo było co oglądać. Każdy zna Rafała Jackiewicza i każdy wie, jaki ma styl bycia. Jego pewność siebie urosła jeszcze po pierwszej walce z Michałem Syrowatką. Michał bił się z myślami, był nawet skłonny zakończyć karierę, jednak przede wszystkim był rządny rewanżu. Takowy dostał w Krakowie i w pełni go wykorzystał. Bardzo dobrze odrobił lekcje i w rewanżu dość zdecydowanie pokonał starszego kolegę. Co prawda dwóch sędziów - Leszek Jankowiak i Paweł Kardyni dali wygraną Syrowatce tylko w stosunku 96-94, ale sytuację w ringu zdecydowanie lepiej oddaje jednak punktacja trzeciego z rozjemców, Roberta Gortata, który punktował 98-93. Ciekawy jestem w jakim kierunku potoczy się teraz kariera Syrowatki. Uważam, że nabrał sporo doświadczenia, a utrata zera w rekordzie wyjdzie mu tylko na dobre. To bardzo solidny pięściarz i warto w niego zainwestować. A Rafał? Rafał jak to Rafał - jak pieniądze będą się zgadzać, chętnie sprawdzi jeszcze nie jednego młodego "wilka".



Po długich latach na polskiej ziemii zaprezentował się kibicom w Tauron Arenie Mateusz Masternak. I to jak się zaprezentował! "Master" to zdecydowanie jeden z większych wygranych całego wieczoru. Zależało mu na dobrym pokazaniu się znowu polskiej publiczności, a Eric Fields dał mu na to całe 10 rund. Mateusz sukcesywnie rozbijał rywala, pokazywał fajne kombinacje i czuć było w jego boksie to, czego nie ma walcząc na obczyźnie - luz! Luźny, swobodny i pewny siebie Masternak to pięściarz, którego ogląda się znakomicie. Wydaje się jednak, że "Master" gdzieś zatracił swój instynkt zabójcy. Jeszcze nie tak dawno słynął z silnego ciosu i potrafił wstrzelić się idealnie. W sobotę kilka razy Fields był już naruszony, ale Masternak nie potrafił wykończyć roboty. Nie mniej jednak pokazał bardzo ładny dla oka boks, wrócił na polski ring, pod skrzydła Andrzeja Gmitruka i wszyscy - jak i on sam - liczą na to, że zacznie się teraz dobry dla niego czas. Mówi się już o jego pojedynku z Krzysztofem Włodarczykiem na kolejnej gali PBN, jednak od pomysłów i chęci do realizacji jeszcze daleka droga.



Kolejnym pojedynkiem na PBN w Krakowie był bój dwóch kumpli. Andrzej Wawrzyk nie był faworytem bukmacherów w starciu z Marcinem Rekowskim, ale pokazał, żeby za szybko go nie skreślać. Przede wszystkim bardzo dobrze wszedł w pojedynek, co ostatnio szwankowało. Już w otwierającym starciu trafił "Rexa" i posłał go na deski. Kolejne minuty nie przynosiły odwrotu sytuacji. Wawrzyk kontrolował pojedynek i zasłużenie wygrał. W szóstej rundzie bardzo mocno ucelował kolegę, a w siódmej wykończył. Wawrzyk zaskoczył - to trzeba powiedzieć sobie otwarcie. W sobotę pokazał bardzo dobrze przygotowanie, jednak w dalszym ciągu widząc go w ringu mam obawy. Nie widzę jeszcze Andrzeja z kimś z absolutnego topu, a nawet zaplecza. Co do Marcina Rekowskiego? Druga porażka przed czasem z rzędu - to fakt. 38 lat na karku - to fakt. Marcin sam już chyba zdaje sobie sprawę, że czas ustąpić pola młodym i głodnym sukcesów zawodnikom. "Rex" może jeszcze ewentualnie zarobić kilka euro, np. na występie w Niemczech czy Wielkiej Brytanii z faworytami gospodarzy. Ale czy jest sens tracić zdrowie w imię pieniędzy?




Przystawka przed walką wieczoru krakowskiej gali zapowiadała się znakomicie. Konfrontacja młodości i siły Michała Cieślaka z doświadczeniem, rutyną i cwaniactwem Francisco Palaciosa miała ukraść show. Jeden aktor tego widowiska stanął na wysokości zadania. Michał Cieślak zdał kolejny ciężki egzamin i w dalszym ciągu kontynuuje swoją passę wygranych przez nokaut. Poprzeczka raz za razem idzie w górę, a Michał jakby nic sobie z tego nie robił. Zdecydowanie jest to jeden z najlepiej rozwijających się młodych pięściarzy w Polsce. Po pojedynku z Portorykańczykiem, którego Michał ciężko znokautował w czwartym starciu internetowy ranking Boxrec plasuje Polaka na 24 miejscu najlepszych cruiserów świata. Trzeba pamiętać, że Cieślak ma dopiero 26 lat i ledwie 12 walk w rekordzie, a istnieje szansa, że za 2-3 walki może stanąć do walki o któryś z interkontynentalnych pasów. Polak z każdą kolejną walką prezentuje się coraz lepiej, nabiera bardzo potrzebnej pewności siebie i demoluje następnych rywali. Istnieje możliwość, że na drugiej tegorocznej gali pod patronatem Polsatu Michał wystąpi z bardzo mocnym przeciwnikiem w walce wieczoru. Bezsprzecznie największy wygrany sobotniego wieczoru.



Wszystko szło zgodnie z planem do momentu, gdy kropkę nad "i" tej gali miał postawić Tomasz Adamek. "Góral" bardzo przyzwoicie radził sobie z ospałym i defensywnie nastawionym Erikiem Moliną, lecz w ostatnim momencie dziesiątej rundy nadział się na - być może - najsilniejszy cios, który przyjął w całej swojej 17-letniej karierze. Po raz pierwszy (i ostatni!) Polak upadł na matę ringu tak mocno. Sędziowie Mirosław Brózio, Amerykanin John Poturaj i Francuz Vincent Dupas zgodnie punktowali 88-83 po dziewięciu rozegranych rundach. Co ciekawe - ekspert w studio, którym był Przemysław Saleta punktował ledwie 85-84. Nie rozumiem także słów, jakoby sędzia Leszek Jankowiak za szybko przerwał walkę. Adamek otrzymał piekielnie mocny cios, ledwo wstał na "10" i sędzie - owszem - mógł odesłać go na minutę odpoczynku, jednak wiadomo, co stałoby się po tej minucie. W moim odczuciu Pan Jankowiak zachował Tomkowi odrobinę zdrowia, bo gdyby do jego głowy doszedł jeszcze jeden taki cios, oglądalibyśmy powtórkę z walki Wilder - Szpilka.
Wielkim wygranym okazał się Eric Molina, przed którym otwierają się teraz bardzo ciekawe perspektywy. Posiada on już pas IBF Inter-Continental i - kto wie - być może po jeszcze jednej cennej wygranej doczeka się on drugiej walki o mistrzostwo świata. Istnieje również opcja, że po raz kolejny pojawi się nad Wisłą. Ciekawie byłoby zobaczyć go w walce z Andrzejem Wawrzykiem lub Izuagbe Ugonohem.




Słów kilka podsumowania...
Bardzo, bardzo, bardzo dobrze zaplanowana gala. Świetnie zestawieni zawodnicy, bardzo dobre weryfikacje - zdane przez Syrowatkę, Wawrzyka i Cieślaka. Taki zestaw walk powtórzyć będzie bardzo ciężko. Już jestem niesamowicie ciekawy, jakie walki obejrzymy podczas jesiennego Polsat Boxing Night. Życzyłbym sobie, aby fight card był nie gorszy niż ten sobotni. 
No... Może poza Brodnicką...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz