środa, 17 maja 2017

'Mistrzowskie rozdanie" w Częstochowie - podsumowanie gali...

Mistrzowskie rozdanie celowo wsadzone w cudzysłów. W rzeczywistości są to paski.
W ubiegły weekend gala boksu zawitała do Częstochowy. Odbyły się tam najważniejsze pojedynki w karierach Ewy Brodnickiej i Roberta Parzęczewskiego czyli podstawowych ogniw grupy Tymex Boxing Promotions. Na gali pojawiła się także... Mikaela Lauren, sparingpartnerka Ewy Brodnickiej i przyszła/niedoszła rywalka Ewy Piątkowskiej. Dodała smaczku tej - nie ma co ukrywać - dość nudno zapowiadającej się gali. Kibice mieli jednak okazję zobaczyć świetną walkę pełną emocji. Nie był to jednak żaden z pojedynków wieczoru. No ale do rzeczy...


Zaczęło się od Tomasza Gromadzkiego i Eryka Ciesłowskiego. Okazało się, że "Zadyma", który zremisował z Mateuszem Rzadkoszem i pokonał Mariusza Runowskiego i Pawła Rumińskiego największe problemy w ringu napotkał w walce z mającym ujemny bilans Erykiem Ciesłowskim. Znany z agresji w ringu Gromadzki niespodziewanie został kilkukrotnie skarcony skuteczną kontrą przez zawodnika z Warszawy. Eryk wykorzystując dużo lepsze warunki fizyczne stopował idącego do przodu Gromadzkiego. Tomasz przedzierał się jednak do półdystansu i wyrzucał kolejne silne ciosy. W połowie pojedynku częściej bił Ciesłowski i wydawało się, że to on zyskuje przewagę. W dwóch ostatnich rundach "Zadyma" uaktywnił się i mocno zaryzykował całkowicie odkrywając się przy atakach. Ciesłowski skupił się na obronie, czym ułatwił zadanie Gromadzkiemu. Walka bliska remisu, z małym wskazaniem na Gromadzkiego. Punktowałem trzy rundy dla "Zadymy", dwie dla Eryka i jedną remisową. Gromadzki wygrał niejednogłośną decyzją sędziowską, ale całkowicie odpłynął sędzia Eugeniusz Tuszyński, który wypunktował 60-54 dla Tomka. Gromadzki nadal niepokonany. Przydałby się teraz rewanż z Rzadkoszem...


Po dobrym otwarciu gali do ringu wszedł Marcin Siwy i... emocje się skończyły. Niestety, ale facet jest tak przewidywalny w ringu, że ciężko ogląda się go w akcji. Co lepsze - posiada bardzo dobry bilans, jest niepokonany w 17 występach... Rywalem Marcina w Częstochowie był Gruzin o dość trudnym do wymówienia nazwisku - Tornike Puritchamiashvili. Przeciwnik ważył ponad 140 kilogramów, co świadczyło tylko o jednym - Marcin Siwy wreszcie będzie wyglądał na szybkiego pięściarza. I tak się zaczęło. Owszem, był szybszy, ale nie szło za tym nic konkretnego. W drugiej rundzie dał się trafić, otworzył się na serię i rundę przegrał. W dalszym ciągu walki był nieco lepszy i aktywniejszy od rywala i "dowiózł" wygraną do końca. Walka pod znakiem klinczu i braku kondycji. Wygrana Siwego, która w dalszym ciągu nie mówi nam nic o tym pięściarzu. W ringu wygląda zawsze tak samo. Tak samo słabo...



Walka wieczoru!!! Krzysztof Szot i Michał Zeromiński bez skrupułów skradli show Parzęczewskiemu i Brodnickiej. Znakomicie pokazał się zwłaszcza "Rzeźnik", który udowadnia, że gdyby ktoś zajął się nim na początku kariery, miałby szanse na dużą karierę. Pomimo, iż regularnie pracuje, w ringu daje lekcje rywalom. Żeromiński to aktywny pięściarz, który jednak nie posiada żadnej siły ciosu. "Żeroma" był zaskoczony przebiegiem rywalizacji i po dwóch rundach zdecydowanie przegrywał z Szotem. Wydaje się, że z pomocą Żeromińskiemu przyszła... kontuzja bicepsa Krzysztofa Szota. Od trzeciej rundy "Rzeźnik" boksował tylko prawą ręką. Radomianin odrabiał przez to straty, środkowa część walki należała do niego. Szot wykazywał się jednak ogromną determinacją i sercem do boksu. Próbował, szarpał tempo, kąsał jedną ręką. Nie dał rady wyrwać jednak wygranej z rąk młodszego zawodnika. Sędziowie po raz kolejny na tej gali nie byli jednomyślni. Dwóch wskazało na wygraną "Żeromy". Piotr Kozłowski widział remis i nie można odmówić mu racji. Gdyby nie kontuzja Szota, pewnie byłby w stanie wypunktować Żeromińskiego. Ostatecznie można było punktować remis, ale jednak minimalnie wygrał pięściarz z Radomia. Rewanż wręcz obowiązkowy.


Pierwszy pojedynek wieczoru to walka Roberta Parzęczewskiego o pas młodzieżowego mistrza Świata federacji WBO. Rywalem Zura Mekereshvili z Gruzji - niższy, z mniejszym zasięgiem od "Araba". W ringu Polak był mocno zdeterminowany. Widać było, że zależy mu na tym pasie. Pierwsze rundy to dużo ciosów na tułów, duża aktywność Roberta i zero boksu po stronie Gruzina. Jedyną odpowiedzią na ataki "Araba" była twarda głowa Mekereshvilego. Polak bardzo dobrze chodził na nogach i różnicował ciosy. W połowie walki można było twierdzić, że Robert będzie w stanie znokautować rywala. Od szóstej rundy Zura zaczął boksować odważniej, częściej wyprowadzał ciosy, czekał na mocną kontrę. "Arab" wiedział, że ma przewagę z pierwszej części walki i zdecydował się kontrolować pojedynek nie szukając nokautu na siłę. W 9 rundzie Parzęczewski trafił kilka razy mocno, ale Gruzin nawet się nie skrzywił. "Arab" nie był w stanie zastopować rywala, ale wygrał bardzo wyraźnie. Dwie rundy można było zapisać na konto rywala. Co ciekawe, jedyny polski sędzia w tej walce, Paweł Kardyni punktował minimalną przewagę Roberta - 96-94. Dwóch zagranicznych arbitrów wskazali na nieco wyższą wygraną Polaka. Pas WBO Youth na biodrach "Araba". 



Walka o pas WBO Interim była stawką walki Ewy Brodnickiej i Irmy Balijagić Adler z Bośni. Zacznę od tego, że totalnym nieporozumieniem jest walka o pasek o nazwie "Mistrzostwo Świata" kobiety, która w ostatnich 10 występach przegrała siedem razy. Ewa Brodnicka mówiła o tej walce jak o pojedynku "o być albo nie być", a z góry wiadomo było, że pokona rywalkę, która przegrywa niemal wszystko. W trakcie 10 rund wystarczyło być nieco szybszą, zadać kilkanaście lewych prostych i punktować rywalkę. Tak jak się spodziewałem, Irma Adler przyjechała do Polski w takiej formie, jakby nie wiedziała, że bije się o pas mistrzowski. 100-90 to odpowiedni werdykt, ale Ewa Brodnicka nie pokazała absolutnie nic nowego. Jej walki w dalszym ciągu są nudne jak flaki z olejem, a zdecydowanie większe emocje są na ważeniach niż w ringu. To wstyd, ale taka jest prawda. Tym razem aspirująca do miana bokserskiej celebrytki Brodnicka kolejny raz przeszła samą siebie występując na wadze znów w stroju wyglądającym jak wypożyczony z sex-shopu. Promocja na najniższym, żenującym wręcz poziomie. To przykre...




Podsumowując w kilku krótkich zdaniach:
Gala wyszła lepiej niż się zapowiadała głównie ze względu na świetny pojedynek Żeromińskiego z Szotem i dobrą postawę Eryka Ciesłowskiego. Bardzo korzystnie wypadł Robert Parzęczewski, zaprezentował dużo różnych akcji, których codziennie się uczy. Montotonna Brodnicka nie ma niestety raczej szans na jakąś zmianę w swoim boksowaniu. To będzie jedno i to samo chyba już do końca kariery. Marcin Siwy - pomimo rekordu 17-0 - to przysłowiowy "ogórek" i tym niekoniecznie miłym akcentem kończymy podsumowanie częstochowskiej gali...

Zdjęcia pochodzą ze stron bokser.org, polsatsport.pl i dziennikzachodni.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz