środa, 29 listopada 2017

Cotto - Ali czyli ostatni taniec Portorykańczyka...

Na emeryturę odchodzi walcząca legenda boksu i prawdziwy bohater Portoryko. Niedawno słyszałem stwierdzenie, że Miguel Cotto jest najlepszym pięściarzem w historii tej wyspy zależnej od Stanów Zjednoczonych. W Portoryko żyje ponad 10 razy mniej ludzi niż np. w Polsce, a mimo to mają oni bogatą historie boksu. Czy Cotto był najlepszy? Tu można by dyskutować wymieniając chociażby nazwiska takie jak Felix Trinidad, Carlos Ortiz, Wilfred Benitez czy bardziej współczesny Juan Manuel Lopez. Pewnym jest, że "Junito" jest najbardziej wybitnym aktywnym portorykańskim pięściarzem. Aktywnym do najbliższej soboty...


Tak jak wspomniałem na początku, Miguela można śmiało określać mianem legendy. Urodzony w 1980 roku pięściarz to sześciokrotny mistrz Świata. Swoje tytuły dzierżył w czterech kategoriach wagowych, od super lekkiej do średniej. Od 2004 roku stoczył 26 pojedynków, z czego tylko jedna w swojej stawce nie miała mistrzowskiego tytułu. Ale od początku. Cotto zaczął trenować boks w wieku 11 lat, a w 2000 roku doczekał się występu na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney. Tam jednak przegrał już w pierwszej walce ulegając późniejszemu złotemu medaliście Muhammadowi Abdullaevowi z Uzbekistanu. Karierę amatora zakończył z bilansem 125 wygranych przy 23 porażkach. 


Na zawodowstwo Portorykańczyk przeszedł na początku 2001 roku. Jego trenerem od początku był jego ojciec, Evangelista Cotto. "Junito" od początku przeplatał występy w rodzinnym Portoryko i w Stanach Zjednoczonych. Od początku kariery był bardzo aktywny. Przez pierwsze pięć miesięcy stoczył sześć pojedynków, natomiast już od ósmej walki rywalizował na dystansie 10 rund. W 2003 roku zaczął zdobywać pierwsze pasy - WBC International czy WBO NABO. Już w wieku 23 lat regularnie występował na galach w MGM Grand czy Madison Square Garden. W 2004 roku po trudnej walce wypunktował Loveore'a Ndou w eliminatorze do tytułu mistrza Świata i stało się jasne, że w kolejnym występie zaboksuje o pas. Swój pierwszy tytuł - WBO w dywizji super lekkiej - zdobył w swojej ojczyźnie nokautując niepokonanego wcześniej Kelsona Pinto. Tytuł ten obronił sześć razy nokautując takich rywali jak Randall Bailey, DeMarcus Corley czy Gianluca Branco. Zastopował także swojego olimpijskiego pogromce z 2000 roku, Muhammada Abdullaeva rewanżując się za porażkę z Sydney. Ostatnią walką w kategorii super lekkiej było zadanie pierwszej porażki Paulowi Malignaggiemu. 


Cotto jeszcze w tym samym roku przeszedł płynnie do wyższej kategorii i od razu sięgnął po kolejny pas. Tym razem na jego biodrach zawisł tytuł WBA wagi półśredniej dzięki wygranej nad Carlosem Quintaną. Tym razem trofeum udało się Portorykańczykowi obronić czterokrotnie. Pierwsza obrona była jednocześnie ostatnim zawodowym występem "Junito" w swoim rodzinnym kraju. W San Juan znokautował on Oktaya Urkala. Kolejnymi ofiarami świetnego Miguela byli Zab Judah, Shane Mosley i Alfonso Gomez. Następnej przeszkody nie udało się przeskoczyć, a licznik Cotto zatrzymał się na liczbie 32. Przegrał on wówczas walkę z Antonio Margarito, jednak wiadomo, że później wyszło na jaw, że Meksykanin i jego sztab nasączali bandaże substancją, która z czasem twardniała niczym cement. Cotto przegrał przed czasem w 11 rundzie i stracił pas mistrzowski...



Oddał WBA, wziął WBO. W pierwszym występie po porażce spotkał się w walce o wakat z Michaelem Jenningsem i walkę wygrał. Znów był mistrzem Świata. Obronił ten pas w pojedynku z Joshuą Clotteyem, lecz w następnym pojedynku znów musiał uznać wyższość rywala. Tym był Manny Pacquiao, który zastopował "Junito" w ostatniej rundzie. Pół roku później wrócił walką z Yuri Foremanem i zyskał regularny pas WBA kategorii super półśredniej, który na początku 2011 roku zamienił na pełnoprawny wygrywając z Ricardo Mayorgą. W tym samym roku zdołał się także zrewanżował Margarito sukcesywnie rozbijając mu twarz. 



W 2012 roku w MGM Grand w Las Vegas spotkał się w ringu z Floydem Mayweatherem. Cotto trafił chyba na najlepszy możliwy okres Amerykanina i przegrał w ringu w stosunku 111-117. Pod koniec tego samego roku uległ także w podobnych rozmiarach Austinowi Troutowi. Pauzował niemal rok. Wrócił walką z Delvinem Rodriguezem i to jest ten wspomniany jedyny pojedynek bez pasa w stawce. W połowie 2014 roku jeszcze raz przypomniał o sobie całemu światu tocząc kapitalną walkę z fantastycznym Sergio Martinezem. Cotto miał Argentyńczyka aż trzy razy na deskach w pierwszej rundzie, a ostatecznie zastopował go w dziesiątej. Tym pojedynkiem zadebiutował w wadze średniej najlepiej jak mógł - zdobywając tytuł WBC. Obronił go wygrywając łatwo z Danielem Geale'm, lecz później musiał uznać wyższość Saula Alvareza. W sierpniu pokonał Yoshihiro Kamagaia i zapowiedział, że grudniowy występ - teraz już wiemy, że przeciwko Sadamowi Alemu - będzie jego ostatnim...




Cotto to pasmo sukcesów. Co przeciwstawić może Sadam Ali? Osiem lat młodszy od Cotto Amerykanin z Brooklynu to zawodnik z bardzo ciekawą historią. Jako amator zdobył złoty medal juniorskich Igrzysk Olimpijskich U-19, natomiast był bardzo bliski kwalifikacji na prawdziwe Igrzyska w Pekinie. W turnieju kwalifikacyjnym doszedł do finału, w którym przegrał olimpijską szansę w pojedynku z Yordenisem Ugasem z Kuby. 


Sadam Ali karierę zdecydował się na karierę zawodową na początku 2009 roku. Przez pierwsze pięć lat ciężko cokolwiek o nim powiedzieć, gdyż pomijając to, iż wygrywał swoje walki, niczym ponadprzeciętnym się nie wyróżniał. Ciekawostką jest fakt, iż jedyną dotychczas wyjazdową walką Amerykanina jest 2011 rok i wyjazd do... Polski. Stoczył wówczas pojedynek z Borisem Bergiem z Niemiec, który wygrał przed czasem. Jego kariera rozpędu nabrała w 2014 roku, kiedy to zaczął zdobywać pierwsze trofea. Świat zaczął mu się przyglądać, kiedy znokautował legitymującego się rekordem 36-1 Luisa Carlosa Abregu. Później dołożył jeszcze wygraną nad Francisco Santaną, ale w jedynej do tej pory walce o mistrzowski tytuł uległ przed czasem Jessiemu Vargasowi. Od tego czasu stoczył trzy pojedynki, wszystkie wygrał, a pojedynek z odchodzącym na emeryturę Miguelem Cotto jest dla niego niesamowitą szansą. Czy ją wykorzysta, pokaże ring już w nocy z soboty na niedzielę. 


Miguel Cotto

Wiek: 37
Wzrost: 170cm
Zasięg: 170cm
Waga: ok. 69kg
Rekord: 41 (33 KO) - 5 (2 KO)
Rundy: 333
Debiut: 2001
Sukcesy:
WBC World Middleweight (2014-2015)
WBA Super World Super Welterweight (2011-2012)
WBA World Super Welterweight (2010)
WBO World Welterweight (2008-2009)
WBA World Welterweight (2006-2008)
WBO World Super Lightweight (2004-2006, 2017)
WBC International Super Welterweight (2003)

Sadam Ali

Wiek: 29
Wzrost: 175cm
Zasięg: 185cm
Waga: ok. 67kg
Rekord: 25 (14 KO) - 1 (1 KO)
Rundy: 141
Debiut: 2009
Sukcesy:
WBA International Welterweight (2015)
WBO Inter-Continental Welterweight (2014)


Patrząc na te statystyki nie można nie mieć wrażenia, że uczeń przychodzi na lekcje do mistrza. Sadam Ali ma przewagę tylko w warunkach fizycznych, chociaż może to być złudne, gdyż to właśnie on przyjdzie z niższej kategorii wagowej. "World Kid" przegrał przed czasem z Jessie Vargasem, który nie jest królem nokautu, co może dawać do myślenia. Wydaje się, że "Junito" powinien w efektowny sposób rozprawić się ze sporo młodszym przeciwnikiem, jednak to jest boks i tutaj niczego nie można być pewnym. Portorykańczyk ma niesamowitą przewagę w postaci doświadczenia. Stoczył między linami prawie 200 rund więcej niż Amerykanin, toczył wojny na najwyższym sportowym poziomie. W narożniku ma Freddie'ego Roacha. No i jest to dla niego ostatni taniec na macie ringu. Jego porażka jest wręcz niemożliwa...


Nie znamy jeszcze obsady sędziowskiej, dlatego nie możemy spróbować wyciągnięcia wniosków, ale znamy lokalizacje gali. Madison Square Garden. Sadam Ali walczył tam raz. Wygrał z Francisco Santaną na punkty po dziesięciorundowej walce. Dla Cotto będzie to już dziesiąta potyczka w słynnej nowojorskiej hali. Przegrał tam tylko raz. Z Austinem Troutem. 


Wszyscy czekamy na ostatni taniec w ringu portorykańskiego mistrza. Efektowna wygrana będzie odpowiednim zwieńczeniem wspaniałej kariery. A Miguela już niedługo powinniśmy zobaczyć w Galerii Sław. Portoryko powinno być bardzo dumne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz