czwartek, 2 listopada 2017

Prezenty od Crawforda...

Ledwie zaczął się listopad, a prezenty rozdaje jeden z amerykańskich "Świętych Mikołajów" światowego boksu. Terence Crawford, należący bezsprzecznie do czołówki rankingu P4P bez podziału na kategorie wagowe jest jednocześnie trzecim pięściarzem w historii, który na swoich biodrach musiał pomieścić pasy czterech najbardziej prestiżowych federacji. Pierwszym z nich był legendarny już Bernard Hopkins, który pokonał w wielkiej unifikacji Oscara De La Hoyę, a drugim Jermain Taylor, który komplet tytułów "Katowi" odebrał. Walki te odbywały się w 2004 i 2005 roku, więc za wyczyn Crawforda, który po 12 latach był w stanie powtórzyć ten proces należy się ogromny szacunek.
Warto dodać jednak - z dziennikarskiego obowiązku - że nie dyskryminujemy kobiet i oddajemy respekt "First Lady", Cecilli Breakhus, która od ponad trzech lat broni pasów WBA, WBO, WBC i IBF przed kolejnymi oponentkami. 


Wróćmy jednak do Crawforda. Kariera 30-latka prowadzona jest w sposób perfekcyjny. Amerykanin pozostaje niepokonany w 32 występach. Zaczął od tytułu WBO w wadze lekkiej, gdzie pokonał Ricky'ego Burnsa, Yuriorkisa Gamboę i Raymundo Beltrana, by płynnie przejść do dywizji super lekkiej, kiedy tytuł WBO był wakujący. W pojedynku o tytuł zastopował Thomasa Dulorme'a, a następnie to samo zrobił z Dierry Jeanem i Henry'm Lundy'm. W ubiegłym roku doprowadził do walki unifikacyjnej z posiadaczem tytułu WBC, Viktorem Postolem, którego wysoko wypunktował. Dwa pasy obronił przed Johnem Moliną Jr i Felixem Diazem, by idealnie wyczuć moment absolutnej unifikacji z dość zaskakującym mistrzem dwóch pozostałych federacji, Juliusem Indongo.
Tanzańczyk został zatrzymany szybciej niż 14 wcześniejszych rywali Terence'a, co świadczy o wielkiej sile Amerykanina i wielkiej inteligencji jego sztabu.


Światowy boks to ciężki kawałek chleba - to wiemy. Ciężko ma przeciętny zawodnik, ale jeszcze ciężej wielki mistrz. Posiadanie czterech pasów to nie jest prosta rzecz, a mówiąc wprost, logistyczny koszmar. No bo przecież każda federacja ma swojego pretendenta, każda chce zrobić swoją walkę, a "Bud" się nie rozdwoi, co w tym przypadku i tak by nie wystarczyło. Musiałby się "rozczworzyć", a i tak któraś z federacji byłaby poszkodowana. Crawford i na to miał pomysł. W wadze super lekkiej osiągnął szczyt, więc postanowił spróbować wyżej. W wadze półśredniej aż roi się od wielkich nazwisk, a Terence ma zagwarantowaną "z biegu" walkę o mistrzowski pas z pozycji pretendenta WBO, swojej niejako macierzystej federacji. Mistrzem WBO w dywizji półśredniej jest obecnie Jeff Horn, nie ma co ukrywać, najsłabszy z mistrzów. Można więc w ciemno stawiać, że Australijczyk - o ile nie potknie się 13 grudnia w walce z Garym Corcoranem - na wiosnę 2018 roku straci pas na rzecz Terence'a Crawforda...


Co jednak z pasami w wadze super lekkiej? Po prezenty jest kolejka chętnych...

Najszybsza była federacja IBF, która błyskawicznie wyznaczyła Sergeya Lipinetsa do walki z Crawfordem. "Bud" nie był zainteresowany taką potyczką, więc o wakat po nim Lipinets zawalczy z Japonczykiem Akihiro Kondo. 32-letni reprezentant Kraju Kwitnącej Wiśni dotychczas boksował tylko przed własną publicznością. W 36 pojedynkach wygrał 29 razy, natomiast przegrywał tylko po decyzjach punktowych, aż czterokrotnie niejednogłośnych. Walczył m.in. dwukrotnie z Nihito Arakawą czy Rickym Sismundo. Wszystkie te walki przegrał. Urodzony w Kazachstanie Lipinets na zawodowych ringach stoczył zaledwie 12 walk. Wszystkie wygrał, a w rekordzie ma kilka uznanych nazwisk, takich jak Kendall Mena, Haskel Rhodes czy Leonardo Zappavigna. Walka z Japończykiem nie powinna być dla niego najtrudniejszą przeprawą w karierze. Zapewne poradzi sobie z Kondo i zdobędzie pas w trzynastym występie. Walka Lipinets - Kondo odbędzie się już w tą sobotę, także "Samurai" z Kazachstanu dostanie przedwczesny prezent. Od Crawforda, oczywiście...


Mówię, że Crawford i jego sztab to sprytni i inteligentni ludzie. Podobnym sprytem wykazał się... Terry Flanagan, mistrz Świata federacji WBO w dywizji lekkiej od 2015 roku. Jeśli Terence wakuje pas WBO i z marszu dostanie szanse walki z Hornem, taki sam manewr wykona Flanagan, który zostawi swój tytuł w kategorii lekkiej, aby zawalczyć o wakat po Amerykaninie. Kto będzie jego rywalem w takiej walce? Najwyżej sklasyfikowany obecnie pięściarz w rankingu. Jest nim Maurice Hooker. "Mighty Mo" to niepokonany na zawodowstwie 28-latek z Dallas. W 26 pojedynkach zanotował 23 wygrane i 3 remisy. Jego najpoważniejszym przeciwnikiem był Darleys Perez, z którym szczęśliwie zremisował. Nie wiadomo gdzie miałaby odbyć się ta walka, gdyż Hooker bije się tylko w USA, zaś "Turbo" w Wielkiej Brytanii. Wydaje mi się jednak, iż Brytyjczyk posiada większe doświadczenie, na rozkładzie ma lepszych rywali, a także wie, jak smakuje tytuł i walki z nim związane. Będzie faworytem tego starcia. 


Władze WBA przeczuwały, że Terence Crawford może mieć w planie awans do wyższej kategorii i już wcześniej zorganizowały mały, nieformalny eliminator. Władze postanowiły skonfrontować czterech najwyżej rozstawionych zawodników, a zwycięzców "półfinałów" nagrodzić bonusem w postaci pasa mistrzowskiego w stawce. I tak w pierwszej "połówce" były dwukrotny mistrz Świata, Kubańczyk Rances Barthelemy pokonał Kirila Relikha z Białorusi, a pod koniec listopada niedawny mistrz federacji IBF, Eduard Troyanovsky spotka się w walce z Carlosem Manuelem Portillo, czyli wynalazkiem z Paragwaju, który do czasu ostatniej walki - z Czarem Amonsotem - nigdy wcześniej nie wygrał z zawodnikiem o dodatnim bilansie a ponad 50% jego dotychczasowych rywali to debiutanci. O ile federacji nie zmieni swoich planów, o pas mistrzowski powalczą Barthelemy i Troyanovsky i będzie to chyba najbardziej wyrównana konfrontacja spośród wszystkich czterech. Obaj byli już mistrzami Świata, obaj mają w rozkładzie ciekawe nazwiska. To będzie świetne zestawienie kubańskiej techniki z rosyjską siłą.



Został nam zielony pas. Pas federacji WBC. O niego powalczą rozstawiony z numerem 1 Amir Imam i trzeci z kolei Jose Carlos Ramirez. Jest jednak jeden warunek. Obaj walczą 11 listopada w Californi i muszą swoje walki wygrać. 26-letni "Young Master" Imam był uznawany za jednego z najciekawszych prospektów, aż brutalnie na ziemię sprowadził go Adrian Granados. Od tego czasu wygrał już jednak szybko dwie walki i wrócił na ścieżkę zwycięstw, która może już na początku 2018 roku doprowadzić go do mistrzowskiego tytułu. W trudniejszej sytuacji jest rok młodszy Ramirez, który w Californi spotka się z również niepokonanym Mike'm Reedem. Jeśli obaj wygrają swoje walki, zmierzą się w pojedynku o zielony pas. Imam i Ramirez mają podobne warunki fizyczne, podobne doświadczenie i podobny styl - obaj lubią walczyć efektownie i potrafią szybko nokautować przeciwników. 



No i mamy komplet. Terence Crawford rozdał prezenty. Teraz wytypowani przez federacje pięściarze muszą tylko schylić się i podnieść rzuconą w ich stronę szansę. Kto zrobi to najbardziej przekonująco? Wygląda na to, że najłatwiejsze zadanie będzie miał Sergey Lipinets. Terry Flanagan również nie przechodzi do nowego przedziału, aby nadziać się na porażkę. Wydaje się, że najbardziej zacięte boje toczone będą o pasy WBA i WBC. Moimi nieznacznymi faworytami będą Barthelemy i Ramirez. 
Jedno jest pewne - żaden z wyżej wymienionych pięściarzy nie dałby rady pokonać Terence'a Crawforda w bezpośredniej walce. Geniusz zrobił swoje, geniusz może odejść. "Bud" posprzątał limit i zostawił go w najciekawszej postaci. Wyścig zaczyna się teraz...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz