wtorek, 25 kwietnia 2017

"Bez iskry" w Legionowie - podsumowanie gali...

"Kabaret" to była moja druga opcja na tytuł tego podsumowania, ale doszedłem do wniosku, że nie będę oceniał gali przez pryzmat Kabaretu Starszych Panów, jaki oglądaliśmy w walce wieczoru. O tym później. Nie mniej jednak tym razem w Legionowie nie było kompletnie nic na plus. Można powiedzieć, że gala się odbyła. Polacy zaliczyli kilka zwycięstw i... jedną porażkę. Mieliśmy okazję obejrzeć kilka pojedynków polsko-polskich, ale gołym okiem widać, że ten format powoli sam się wykańcza. No ale do rzeczy... Padło na tytuł "Bez iskry", bo właśnie tego momentu zapalnego nie było. Był po prostu boks...


Zaczął Łukasz Różański, który zgodnie z oczekiwaniami rozbił Marco Colicia, jednak nie ustrzegł się błędów, które przynajmniej solidny rywal spokojnie by wykorzystał. Bośniak takim się nie okazał i poległ w rundzie drugiej. Różański jednak, pomimo budującego się rekordu to przeciętniak, jakich wielu. Nie ma się nad czym rozwodzić...

W przekazie telewizyjnym zobaczyliśmy pięć pojedynków, a przekaz ten rozpoczęli Michał Syrowatka i Krzysztof Szot. Sześć rund dominacji młodszego z pięściarzy, bez żadnych emocji. Praktycznie nie było walki. Szot to już dawno jest pięściarz na telefon. Nie można oczywiście odmówić mu doświadczenia i bardzo dobrej defensywy, ale on walczy jednostajnie. Dokładnie wie, kiedy ma szansę wygrać walkę, a kiedy przyjeżdża w roli pokonanego z góry. W Legionowie po prostu zameldował się w ringu, a Syrowatka nie podkręcał tempa. Walka zakończyła się szybko, nie było zbyt wiele akcji, nie mówiąc już o jakiś krytycznych momentach. Jednogłośna i oczywiście zasłużona wygrana Michała, jednak jeśli ktoś jeszcze wierzy w tego chłopaka, musi sobie zdawać sprawę, że takie występy nic nie dają. Michałowi potrzeba wyzwania, sprawdzianu o który od dawna się upomina. Promotorzy, obudźcie się.


Efektowny debiut zaliczył Mateusz Tryc, który potrzebował zaledwie ośmiu minut, by zdeklasować całkowicie rozbitego już Tomasza Gargulę. "Tomera"to teraz sprzedawca rekordu, a komu ma ten rekord sprzedawać, jak nie młodym polskim talentom? Tryc ruszył agresywnie od początku i walka równie dobrze miała prawo zakończyć się w otwierającym starciu. Zakończyła się w rundzie trzeciej poprzez zmiłowanie sędziego Małka nad 43-letnim już Gargulą. Pięściarz z Nowego Sącza przegrał szóstą kolejną walkę, praktycznie wszystko przed czasem. Rozumiem aspekt finansowy, ale nie powinien już dalej boksować. Tryc zawalczył tak, jak powinien. Naskoczył na rywala i go po prostu zmęczył. Świetnie, że na debiut dostał Gargulę, ale poziom jego rywali musi wzrastać. To zapewnił jego promotor, więc czekamy na dalsze losy Mateusza Tryca. Waga półciężka w Polsce robi się coraz bardziej ciekawa.  



Kamil Szeremeta myślami jest już przy planowanej walce o mistrzostwo Europy z Emmanuele Blandamurą. Jego pojedynek z Sebastianem Skrzypczyńskim można porównać do walki Michała Syrowatki z Krzysztofem Szotem. Odbył się. Szeremeta pokazał się z dobrej strony, dwukrotnie rzucił rywala na deski, co nie zdarza mu się często. Nie dał rady jednak wygrać przed czasem i dalej po stronie nokautów u Kamila widnieje coraz bardziej wstydliwa liczba 2. Można powiedzieć, że nie o nokauty w boksie chodzi, ale nokauty dają emocje, a o te właśnie chodzi. W boksie Kamila widać spokój. Ten chłopak wie, na co go stać, wie jak boksować, zna swoją wartość i pokazuje to w ringu. Dodatkowo jest bardzo pewny siebie, co daje podstawy by sądzić, że faktycznie nie jest bez szans w walce z Włochem o pas EBU. A ten byłby już wielkim sukcesem Polaka. Szeremeta potwierdził, że po zakończeniu gali szybko wraca do Białegostoku do żony, która spodziewa się dziecka. Dziecko ma przyjść na świat lada chwila. Gratulacje dla Kamila.



Przed główną walką wieczoru do ringu wszedł nowy nabytek grupy Babilon Promotion, Dariusz Sęk oraz Viktor Polyakov czyli Ukrainiec z niemieckim paszportem urodzony w Rosji. To był jedyny pojedynek gali, w którym były jakieś emocje, ale głównie z powodu dużej ekspresji Polyakova. Dariusz Sęk pokazał po raz kolejny, że przestał się rozwijać, boksuje bardzo jednostajnie, nie zmienia tempa, szybko się męczy, a Polyakov udowodnił, że nie ma także odporności. Polak prowadził walkę w pierwszych 2-3 rundach, jednak później dawał się trafiać i Ukrainiec odrabiał straty. Komentatorzy przedstawiali Viktora jako pięściarza, który szybko się zmęczy, mówili o pięcioletniej przerwie w występach, pobycie w więzieniu, o remisie i porażce w ostatnich dwóch występach, a okazało się, że Ukrainiec rozkręcił się dopiero, kiedy Darek Sęk zaczął się męczyć. Nigdy nie zrozumiem u zawodowych pięściarzy tego zmęczenia po 4-5 rundach walki. Polyakov raz za razem karcił zmęczonego Sęka ciosami, trafiał na górę, trafiał na dół, osłabiał Polaka. W siódmej rundzie skontrował Sęka, który w tańcu przypominał troszeczkę pamiętnego Andrzeja Wawrzyka z walki z Denisem Bakhtovem. Polyakov spokojnie mógł skończyć Darka w tej rundzie, ale ewidentnie dał mu odpocząć, przy czym srogo się uśmiał z reakcji Polaka na cios. W ostatniej rundzie sytuacja się powtórzyła i niespodzianka stała się faktem. Ukrainiec wyrwał tą walkę, jednak mało kto spodziewał się uczciwego sędziowania w Polsce. Sytuacje próbował ratować Włodzimierz Kromka punktując 77-75 dla Sęka, jednak większą uczciwością wykazali się pozostali dwaj arbitrzy, Paweł Kardyni i Eugeniusz Tuszyński punktując minimalną przewagą gościa. Werdykt słuszny. Paradoksalnie najlepsze walki Darka Sęka to te przegrane w Niemczech. Dawno nie widziałem tego pięściarza w dobrej formie. Jak tak dalej pójdzie, za moment może być odpowiednim rywalem dla debiutującego w Legionowie Mateusza Tryca. 



Walka wieczoru na którą wszyscy czekali to oczywiście starcie Krzysztofa Zimnocha z pogromcą Andrzeja Gołoty, Michaelem Grantem. Co zostało z tamtego Granta widzieli wszyscy - wzrost i waga. Amerykanin ostatnią dobrą walkę dał Tomaszowi Adamkowi w 2010 roku. Przypomnę, że mamy 2017, Grant ostatnio występował w 2013 i 2014 przegrywając przed czasem. Czego można było spodziewać się po nim jeszcze trzy lata później? Zimnoch zrobił swoje, w drugiej rundzie trafił i skończyła się gala. Co tu dużo powiedzieć. Każdy ma swoje zdanie na temat ściągania żywych trupów z zagranicy dla polskich "prospektów". Był już Botha dla Wawrzyka, McCline dla Szpilki czy Walker dla Wacha. Teraz Tomasz Babiloński ściągając Michaela Granta dla Krzysztofa Zimnocha przeszedł samego siebie i później w studiu ewidentnie było mu głupio. Zimnoch po raz kolejny cieszył się tak, jakby to były walki o pasy, a prawda jest taka, że do poziomu czołówki brakuje mu lat świetlnych. Jest solidnym rzemieślnikiem, na ciężkiego tak naprawdę nawet nie wygląda. Babiloński zapowiedział, że jego podopieczny wróci na ring we wrześniu w Radomiu z wymagającym rywalem, na dystansie 12 rund, w walce o jeden z regionalnych pasów największych federacji. Wczoraj można było przeczytać informacje o rzekomym zainteresowaniu walką z obozu Alexandra Povetkina. Widzicie Povetkina w Radomiu? On przecież nawet nie wie, kim jest Krzysiek Zimnoch. Swoją drogą, ciekawe jak Białostoczanin wypadłby na królewskim dystansie, skoro najdłużej w ringu był dotychczas tylko osiem rund. Robota w Legionowie jednak zrobiona i to jest najważniejsze.




Co tu podsumowywać, trzy "szóstki", trzy "ósemki", trzy nokauty i... zero fajerwerków. 
Tacy zawodnicy jak Zimnoch, Sęk czy Szeremeta powinni już boksować na dłuższych dystansach, podobnie Syrowatka. Jak Ci młodzi pięściarze mają się rozwijać? Myślałem, że w Polsce odchodzi się już od standardów hodowania rekordów i jednego "lucky shota", który kończy się deklasacją, ale za trochę lepsze pieniądze. Niestety, kibice boksu są coraz bardziej wymagający. Taka gala jak w ta w Legionowie w ubiegły weekend to słaba reklama dla niedzielnego obserwatora. 
Aha, po raz kolejny, z największym szacunkiem do autorytetu. Pan Andrzej Kostyra NIE NADAJE SIĘ już do komentowania gal bokserskich. Wiedza wiedzą, ale nie nadaje się merytorycznie. Dajcie szansę młodym. Opłaci się...


Zdjęcia pochodzą ze stron Babilon Promotion i boxingphotos.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz