środa, 12 kwietnia 2017

"Koncert siły" w Zakopanem - podsumowanie gali...

Jak zwykle z kilkudniowym opóźnieniem jestem ja i moje "Na Gorąco" czyli krótkie i kąśliwe podsumowanie polskich gal boksu. Za nami bokserskie wydarzenie w Zakopanem - w stolicy polskich gór, w pięknym hotelu Nosalowy Dwór Resort & SPA odbyło się pięć walk, o których powiem poniżej. Krótki spojler - było bardzo przyzwoicie. Najważniejszą informacją jest ta, że było 5 pojedynków, walczyło 6 Polaków i... żaden nie przegrał.


Zaczęło się od obiecującego Przemysława Zyśka, który już w swoim debiucie zawodowym pokazał, że ta kariera - inteligentnie prowadzona - może być ciekawa dla oka. Po 14 miesiącach od pierwszej walki młody zawodnik Sferis Knockout Promotions ma już na swoim koncie cztery walki, wszystkie wygrane, lecz tylko ta pierwsza przed czasem. Wtedy wydawało się, że "Zysio" ma świetny "ciąg" na rywala, że kolejne nokauty będą przychodzić same. Rzeczywistość okazała się inna - Przemek wygrywa po decyzjach, ale to kompletnie jest bez znaczenia w momencie, kiedy robi to dobrze, zadowoleni są kibice i - przede wszystkim - nie męczy się przy tym. Rywal, Alexander Dzemka to również niepokonany zawodnik. Przemek jednak od początku był w tej walce silniejszy, pozostawiał na sędziach wrażenie aktywniejszego, inicjował ataki i to on szedł do przodu. Pierwsza runda wyrównana, jednak każda kolejna dla pięściarza z Ostrołęki. Nie obyło się bez kilku błędów, zwłaszcza w obronie, ale trener Łapin powinien być ogólnie zadowolony ze swojego podopiecznego. Przemek zabrał już zera z rekordów trzech z czterech swoich rywali. Do tego w Zakopanem pierwszy raz - i to w dodatku dość spokojnie - przeboksował 8 rund. Pozytyw i dobry prognostyk przed następnymi walkami.


Marek Matyja to jeden z tych pięściarzy, którym teoretycznie porażka może pomóc w dalszym rozwoju. Ten chłopak wygląda na bardzo inteligentnego, mądrego pięściarza. Ciągle się uczy i wyciąga wnioski. Rywalem Marka w Nosalowym Dworze był Emmanuel Feuzeu z Kamerunu. 36-letni, czarnoskóry pięściarz z pewnością nie jest z łapanki. Potrafił znokautować Ricky Dennisa Powa (ówcześnie 11-1) i zremisować z Timo Shalą (ówcześnie 18-0) po czteroletnim rozbracie z boksem. Matyja do walki wyszedł niesamowicie skoncentrowany. Widać było, że za wszelką cenę chce teraz mazać plamę z porażki z Norbertem Dąbrowskim. I w Zakopanem pokazał bardzo dobry boks. Uwagę zwracają przede wszystkim celne ciosy w tułów, które odbierają oddech, a także niesamowite momenty przyspieszenia Polaka. Marek pokazał także, że umie się bronić, nie traci głowy w obronie i nie podpala się w ataku. Na chwilę obecną można powiedzieć, że to pięściarz kompletny, jak na swoją miarę. Potrafi bardzo dużo. Musi się jedynie pozbyć jakiejś blokady, którą - mam wrażenie - ma gdzieś z tyłu głowy. Moim zdaniem przeciwko Feuzeu pokazał boks, który można pokazać dzieciom na pierwszych zajęciach z teorii tego sportu. Ostatecznie udało się też wrócić na ścieżkę nokautów. Oby tak dalej!



Pokaz siły także u Przemka Runowskiego. Paradoksem tego chłopaka jest fakt, iż jest naprawdę silny, wygląda na takiego, a nokautów nie ma. Przeciwnikiem "Kosiarza" był dobrze znany Ivan Njegac, który potrafił już sprawiać niespodzianki. Pokonał on w Wielkiej Brytanii Rakeema Noble'a zadając mu pierwszą porażkę w karierze, niedawno wypunktował Lukę Marasco (rekord 17-2), a w Sosnowcu w 2016 roku spokojnie poradził sobie z Kamilem Młodzińskim, którego obronili sędziowie Piotr Kozłowski i Dariusz Zwoliński. Swoją drogą, po takim przekręcie zdecydował się jeszcze raz przyjechać do Polski. Tym razem nie było mowy o żadnym wałku, bo Runowski wykonał swoją pracę koncertowo. Pierwszy raz wyglądał jak bardzo doświadczony, dojrzały zawodnik. Jego kariera idzie do przodu, z walki na walkę prezentuje się coraz lepiej, a za tydzień skończy dopiero 23 lata. To jeden z najlepszych pięściarzy młodego pokolenia w Polsce - bez wątpienia!
Ivan Njegac w ringu wyglądał jakby dopiero w szatni dowiedział się o werdykcie z walki z Młodzińskim. Był przygnębiony, wyglądał tak jakby mu się nie chciało. Runowski wykorzystywał sytuacje i grał w swoją grę kolekcjonując kolejne rundy. Ostatecznie wygrał do wiwatu, można było punktować wszystkie 8 rund dla Polaka, któremu powoli trzeba jeszcze zwiększać poziom rywali. Po raz kolejny powody do radości miał w Nosalowym Dworze Fiodor Łapin. Każdy z jego podopiecznych do tej pory zaprezentował swój najlepszy boks. 



Walka Krzysztofa Kopytka z Robertem Świerzbińskim przyniosła najwięcej emocji. Pytań było wiele - większość o "Kopyta", a odpowiedzi miała dać właśnie ta konfrontacja. Świerzbiński to świetny tester, doświadczony. I ta walka wyglądała dokładnie tak, jak sobie ją wyobrażałem. Młodszy i szybszy Kopytek lepiej zaczął, a doświadczony i dobrze przygotowany kondycyjnie Świerzbiński lepiej skończył. Zawodnik grupy należącej do Andrzeja Wasilewskiego ma jeden zasadniczy problem, który powtarza się w każdym ostatnim pojedynku, mianowicie ostro zaczyna i bardzo słabo kończy, a wiadomo że na sędziach często istotną rolę odgrywa właśnie końcówka. Zdecydowanie lepiej finiszował Świerzbiński. "Kopyt" to młody zawodnik, więc kompletnie nie rozumiem jak po 7-8 trzyminutowych rundach kompletnie wysiada kondycyjnie. Tak było z Vovkiem, tak też było z Salmonem. Po ostatniej jego walce powiedziałem, że z tej mąki nie będzie chleba i podtrzymuje tą tezę. U Kopytka brakuje czegoś, czego nie da się wyuczyć i nie zrobi tego nawet trener Łapin - brakuje charakteru, serca do walki, ognia. Co z tego, że na sparingach jest forma życia, jak w ringu wygląda to inaczej? Kilka słów o Robercie Świerzbińskim - zaboksował tak, jak powinien, tak jak umie i tak, jak go na to obecnie stać. Moim skromnym zdaniem w stosunku 77-75 zwycięzcą był "Kopyt", ale cieszę się z takiego werdyktu, bo to doda wiatru w żagle zawodnikowi Dariusza Snarskiego, a być może jeszcze bardziej zmobilizuje Krzyśka Kopytka. 



Efektowny "Striczu"! Ten facet zmienił się o 180 stopni w porównaniu co prezentował jeszcze na polskim podwórku. Niech mi ktoś wytłumaczy fakt, iż Maciek w pierwszych 18 walkach przed czasem wygrał tylko trzykrotnie, a od czasu Grzesia Proksy robi to już regularnie i to z lepszymi rywalami za oceanem? Ten facet zyskał taką pewność siebie, że może góry przenosić. Ja osobiście nie lubię, kiedy pewność siebie przeradza się w arogancje, ale Maciek balansuje na jej krawędzi. Najważniejsze, że za słowami idą wyniki. A Sulęcki w Zakopanem wygrał swoją 24 kolejną walkę i jest blisko czołówki swojej nowej wagi. Nowej, bo występ przeciwko Michi Munozowi był debiutem "Stricza" w dywizji super półśredniej. I debiut wypadł niesamowicie okazale. Pierwsza runda to mocne wejście w pojedynek, druga to klasyczne "boom-boom" i podwójne deski Munoza, trzecia to atak i dokończenie sprawy. Co tu pisać więcej? To był koncert. Pozostaje nam czekać na konkretniejszych rywali, których coraz głośniej domaga się Polak. Może jeszcze nie Golovkin, czy Alvarez, ale są zawodnicy, których można byłoby dać Maćkowi na sprawdzenie jak Vanes Martirosyan, Tony Harrison czy Julian Williams. Świetnym ruchem byłby też pojedynek o pas z bezsprzecznie najsłabszym z mistrzów w tej kategorii, Jermellem Charlo o pas WBC. 




Podsumowując - znakomita gala dla Sferis Knockout Promotions i trenera Fiodora Łapina - zdecydowana wygrana Zyśka, znakomity występ Matyi, kapitalny Runowskiego. Do tego efektowny Sulęcki i kolejna lekcja dla Kopytka. Największy pozytyw tej gali to Marek Matyja i Przemek Runowski. Być może któryś z występujących w Zakopanem zawodników wystąpi także na Polsat Boxing Night w Gdańsku. Chętnie zobaczyłbym tam "Kosiarza" z konkretnym rywalem. 
Gratulacje dla organizatorów.

Zdjęcia pochodzą ze stron ringpolska.pl i polsatsport.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz