Specjalnie odczekałem kilka dni, żeby zdążyły opaść ostatnie emocje po gali w Barclay's Center. Opadł kurz, także jest to odpowiedni moment na kilka zdań ode mnie.
Artur walkę przegrał. To jest pierwsza i najważniejsza informacja. Jak dobrze by nie zawalczył, za chwilę w pamięci kibiców będzie jedynie oficjalny werdykt. A ten jest mocny - soczyste KO i jakieś 40 sekund Szpilki w zaświatach. Mocniej przegrać się nie da. Niestety.
Druga sprawa jest taka, że Polak walczył bardzo dobrze i potwierdził, że się nie boi. Od początku był bardzo pewny swoich umiejętności i potwierdził to swoją postawą w ringu. Za to bardzo duży plus, bo zdecydowanie za często zdarzają się konferencje ciekawsze od walk...
Sędziowie oceniali 8 rund i do tego momentu jednogłośny werdykt brzmiał: 78:74 dla Wildera. Dwie rundy Artura, 6 Deontaya. Moim zdaniem taka decyzja bardzo sprawiedliwie odzwierciedla przebieg wydarzeń w ringu. Punktowałem podobnie - pierwszą i siódmą odsłonę walki zaliczyłem na korzyść rodaka. Tym bardziej dziwi mnie fala komentarzy, że jest to "wynik z dupy wzięty". Serio - bardzo wiele komentujących mówiło i pisało, że to Szpilka prowadził na kartach. Naprawdę?
Ok - na upartego można było punktować jeszcze jedną rundę dla Szpilki, ale wynik w dalszym ciągu byłby niekorzystny - w tym przypadku 77-75. Ale że 6 rund Szpilki? Że wszystkie? Tak, takie komentarz też zdarzyło mi się czytać.
Czego nie udało się zlikwidować? Frajerskiego opuszczania rąk i pokazywania "jaki to ja nie jestem twardy". Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego niektórzy pięściarze to robią? Przecież nie ma na świecie trenera, który mówiłby, że to jest dobre. Dlaczego Szpilka to robi? Nie jest mistrzem defensywy i tytanowej szczęki też nie ma. I on musi zdawać sobie z tego sprawę.
Kolejna sprawa, której zrozumieć nie mogę. Tzw. psychologia ringu. Po co Artur po każdym otrzymanym ciosie pokazywał, że nic nie czuł? Po pierwsze wyglądało to żałośnie, a po drugie - przecież bardzo wyraźnie widać było proporcjonalność szerokości rozkładanych rąk do siły ciosu, jaką zablokował twarzą. Im bardziej odczuł uderzenie, tym wyraźniej starał się pokazać, że spłynął po nim, jak po kaczce...
Dla "Szpili" to druga porażka w karierze w drugiej walce, która nie powinna się odbyć. Drugi pojedynek, który dostał w "prezencie" i druga przegrana. Skuteczność 100%.
O ile jednak w walce z Jenningsem nie pokazał niczego godnego uwagi, o tyle na pojedynku z Deontayem Wilderem Artur sporo zyskał. Przede wszystkim rozgłos, dzięki któremu ma duże szanse na toczenie dużych pojedynków za oceanem. Słów pochwały nie szczędzili Polakowi m.in. Alexander Povetkin, Eddie Chambers, Carl Froch czy Krzysztof Włodarczyk.
Co dalej?
Na razie Artur Szpilka wrócił do Polski, ma w planie zoperować kontuzjowaną rękę, odpocząć i zregenerować siły. Od czasu wyjazdu do USA stoczył 4 walki w przeciągu zaledwie 9 miesięcy. Co potem? Powrót do treningów i szukanie odpowiedniej klasy rywala.
A tych już kilku sie przewinęło.
Sam Artur jest niesamowicie ambitny i nie chce schodzić z mistrzowskiego poziomu. Najchętniej stoczyłby jakąś walkę rankingową i zaatakował mistrza świata IBF, Charlesa Martina. Osobiście wydaje mi się, że miałby spore szanse na zwycięstwo. Drugim potencjalnym przeciwnikiem jest pokonany przez Martina Wiaczesław Glazkov, który jednak musi najpierw wyleczyć kontuzję. Następne nazwisko to były już mistrz świata WBC, Bermane Stiverne, ale sądze, że akurat jego styl nie bardzo pasowałby Szpilce, a dodatkowo wygrana nad nim może w tej chwili niewiele dać. Jest także Chris Arreola, z którym jeszcze niedawno sam Artur bardzo chciał się zmierzyć. Nie można także zapomnieć o polskim podwórku. Na potencjalne starcia "Szpili" z "Diablo" Włodarczykiem lub Mariuszem Wachem bilety sprzedałyby się jak świeże bułeczki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz