niedziela, 31 stycznia 2016

Artur Szpilka - krajobraz po wojnie...

Specjalnie odczekałem kilka dni, żeby zdążyły opaść ostatnie emocje po gali w Barclay's Center. Opadł kurz, także jest to odpowiedni moment na kilka zdań ode mnie.

Artur walkę przegrał. To jest pierwsza i najważniejsza informacja. Jak dobrze by nie zawalczył, za chwilę w pamięci kibiców będzie jedynie oficjalny werdykt. A ten jest mocny - soczyste KO i jakieś 40 sekund Szpilki w zaświatach. Mocniej przegrać się nie da. Niestety.
Druga sprawa jest taka, że Polak walczył bardzo dobrze i potwierdził, że się nie boi. Od początku był bardzo pewny swoich umiejętności i potwierdził to swoją postawą w ringu. Za to bardzo duży plus, bo zdecydowanie za często zdarzają się konferencje ciekawsze od walk...
Sędziowie oceniali 8 rund i do tego momentu jednogłośny werdykt brzmiał: 78:74 dla Wildera. Dwie rundy Artura, 6 Deontaya. Moim zdaniem taka decyzja bardzo sprawiedliwie odzwierciedla przebieg wydarzeń w ringu. Punktowałem podobnie - pierwszą i siódmą odsłonę walki zaliczyłem na korzyść rodaka. Tym bardziej dziwi mnie fala komentarzy, że jest to "wynik z dupy wzięty". Serio - bardzo wiele komentujących mówiło i pisało, że to Szpilka prowadził na kartach. Naprawdę? 
Ok - na upartego można było punktować jeszcze jedną rundę dla Szpilki, ale wynik w dalszym ciągu byłby niekorzystny - w tym przypadku 77-75. Ale że 6 rund Szpilki? Że wszystkie? Tak, takie komentarz też zdarzyło mi się czytać. 
Czego nie udało się zlikwidować? Frajerskiego opuszczania rąk i pokazywania "jaki to ja nie jestem twardy". Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego niektórzy pięściarze to robią? Przecież nie ma na świecie trenera, który mówiłby, że to jest dobre. Dlaczego Szpilka to robi? Nie jest mistrzem defensywy i tytanowej szczęki też nie ma. I on musi zdawać sobie z tego sprawę. 
Kolejna sprawa, której zrozumieć nie mogę. Tzw. psychologia ringu. Po co Artur po każdym otrzymanym ciosie pokazywał, że nic nie czuł? Po pierwsze wyglądało to żałośnie, a po drugie - przecież bardzo wyraźnie widać było proporcjonalność szerokości rozkładanych rąk do siły ciosu, jaką zablokował twarzą. Im bardziej odczuł uderzenie, tym wyraźniej starał się pokazać, że spłynął po nim, jak po kaczce...

Dla "Szpili" to druga porażka w karierze w drugiej walce, która nie powinna się odbyć. Drugi pojedynek, który dostał w "prezencie" i druga przegrana. Skuteczność 100%.
O ile jednak w walce z Jenningsem nie pokazał niczego godnego uwagi, o tyle na pojedynku z Deontayem Wilderem Artur sporo zyskał. Przede wszystkim rozgłos, dzięki któremu ma duże szanse na toczenie dużych pojedynków za oceanem. Słów pochwały nie szczędzili Polakowi m.in. Alexander Povetkin, Eddie Chambers, Carl Froch czy Krzysztof Włodarczyk.

Co dalej?

Na razie Artur Szpilka wrócił do Polski, ma w planie zoperować kontuzjowaną rękę, odpocząć i zregenerować siły. Od czasu wyjazdu do USA stoczył 4 walki w przeciągu zaledwie 9 miesięcy. Co potem? Powrót do treningów i szukanie odpowiedniej klasy rywala.

A tych już kilku sie przewinęło. 
Sam Artur jest niesamowicie ambitny i nie chce schodzić z mistrzowskiego poziomu. Najchętniej stoczyłby jakąś walkę rankingową i zaatakował mistrza świata IBF, Charlesa Martina. Osobiście wydaje mi się, że miałby spore szanse na zwycięstwo. Drugim potencjalnym przeciwnikiem jest pokonany przez Martina Wiaczesław Glazkov, który jednak musi najpierw wyleczyć kontuzję. Następne nazwisko to były już mistrz świata WBC, Bermane Stiverne, ale sądze, że akurat jego styl nie bardzo pasowałby Szpilce, a dodatkowo wygrana nad nim może w tej chwili niewiele dać. Jest także Chris Arreola, z którym jeszcze niedawno sam Artur bardzo chciał się zmierzyć. Nie można także zapomnieć o polskim podwórku. Na potencjalne starcia "Szpili" z "Diablo" Włodarczykiem lub Mariuszem Wachem bilety sprzedałyby się jak świeże bułeczki...

środa, 27 stycznia 2016

Sylwetka w wadze ciężkiej - czy ma znaczenie?

Od pewnego czasu często w kuluarach poruszany jest temat sylwetki pięściarzy. Na tapecie jest zwykle najwyższy przedział wagowy, gdyż tam najbardziej widać pewne dysproporcje. Każdy z pięściarzy królewskiej kategorii wagowej ma inną sylwetkę - to jasne! Górę biorą tu również uwarunkowania genetyczne. Nie wszyscy są też prawdziwymi ciężkimi, nie ma co ukrywać, że im wyższy limit wagowy tym większe pieniądze na stole. 

Jeszcze w latach 90-tych większość zawodników przywiązywała do swojej sylwetki niebagatelne znaczenie. Wyglądali jak gladiatorzy - warto przypomnieć sobie Mike'a Tysona, Evandera Holyfielda czy Lennoxa Lewisa. Czy jednak istnieje zależność: "im lepsza sylwetka tym lepszy pięściarz"?
W dzisiejszych czasach zdecydowanie nie...

Aktualnie czołówkę wagi ciężkiej można podzielić na pięknie wyrzeźbionych zawodników i tych z "brzuszkiem". Niejednokrotnie jednak w bezpośredniej konfrontacji "Adonis" jest bez szans...

NA PLUS

Mówiąc o sylwetce idealnej w limicie kategorii ciężkiej, przed oczami większość z Nas widzi Anthony'ego Joshuę, mistrza Olimpijskiego z Pekinu i zawodowca z nieskazitelnym rekordem, którego eksperci w zdecydowanej większości typują na przyszłego króla wszechwag.

Bardzo dobrą sylwetkę ma także mistrz świata federacji WBC, Deontay Wilder, który przy wzroście powyżej dwóch metrów utrzymuje wagę w granicach 104-105kg. 

Znakomitą rzeźbą pochwalić się może również Bryant Jennings, pierwszy pogromca Artura Szpilki. "By-By" często podkreślał, że siłownia to jego pasja i spędzał w niej bardzo wiele godzin. Do niedawna łączył karierę pięściarza z pracą na etacie, za co jeszcze większy szacunek.

Amir Mansour to trzeci Amerykanin w tym zestawieniu. Swoją sylwetkę zawdzięcza bardzo dużej ilości wolnego czasu i dostępie do siłowni... w więzieniu. Trzeba jednak przyznać, że "Hardcore" wypracował górę mięśni.

Dopełniając TOP5 tej kategorii, nie sposób nie wspomnieć o wieloletnim czempionie wszechwag, posiadającym do niedawna większość mistrzowskich tytułów, Wladimirze Kliczko.

Jak już wcześniej wspominałem, w wadze ciężkiej jest mnóstwo zawodników, którzy musieli się "napompować", aby przejść z niższej kategorii i wyglądać świetnie. I tutaj dzieli i rządzi David Haye - były mistrz świata limitu wagi cruiser, który zaledwie w drugim występie przejął pas w wadze ciężkiej po nie byle kim - Nikolayu Valuevie. Drugim takim zawodnikiem jest Steve Cunningham, który może pochwalić się idealnie wyrzeźbionym ciałem i znakomitym podkreśleniem mięśni. "USS" także posiadał pas w wadze cruiser. Jest też polski akcent - Izuagbe Ugonoh, który podobnie jak Haye i Cunningham wywodzi się z kategorii juniorciężkiej. W najwyższym limicie prezentuje się jednak bardzo okazale.


NA MINUS

Czy to nie paradoks, że na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o niezbyt bokserską sylwetkę ustawiam aktualnego mistrza świata i niepokonanego Tysona Fury'ego? Ekspresyjny i kontrowersyjny zawodnik, który znajduje się także blisko szczytu rankingu P4P bez podziału na limity wagowe, posiada brzuszek i jest lekko mówiąc ulany. Nie przeszkadza mu tu jednak w panowaniu i rozbijaniu w pył kolejnych przeciwników.

Kolejny mistrz - tym razem IBF, Charles Martin. To następny bardzo wysoki zawodnik, któremu najwyraźniej nie bardzo chciało się ćwiczyć na siłowni. Wielu ekspertów uważa, że jest to jeden z najsłabszych mistrzów w historii i ja się pod tymi określeniami podpisuje.

Następny Amerykanin - padło na Dominica Breazeale'a. W ostatniej walce był blisko porażki, lecz wciąż jest niepokonany. Pomimo wałków tłuszczu na brzuchu i mało atletycznej sylwetki.

Kubańczykowi rzekomo nie wypada wyglądać tak, jak obecnie Odlanier Solis. Jeszcze 5 lat temu uważany za tego, który zrzuci braci Kliczko z tronu wagi ciężkiej. Niestety, "La Sombra" w ostatnich swoich występach wyglądał, jakby walczył o pas federacji KFC...

No i na koniec zostawiłem sobie Andy'ego Ruiza Jr. Paradoksalnie kolejny niepokonany w zestawieniu. Meksykanin pomimo dopiero 26 lat ciągle walczy z nadwagą i kilkukrotnie próbował już zrzucić zbędne kilogramy.


Co ciekawe, w kategorii IN MINUS wymienić można jeszcze wielu pięściarzy - Chris Arreola, Ruslan Chagaev, Nagy Aguilera, Joey Dawejko czy Antonio Tarver. Niestety, w tej kategorii są także akcenty polskie - przede wszystkim Adam Kownacki, który "nie spełnia wymogów estetycznych by wystąpić na Polsat Boxing Night" oraz Ci, którzy na pierwszy rzut oka mają więcej tłuszczyku niż mięśni - Mariusz Wach, Andrzej Wawrzyk, Marcin Brzeski...

wtorek, 26 stycznia 2016

Posypała się kariera "Diabła".

16 długich miesięcy - tyle już trwa przerwa Krzysztofa Włodarczyka w aktywnym boksowaniu. Popularny "Diablo" nieco na własne życzenie ciągle odpoczywa, zamiast maksymalnie wykorzystywać czas, którego nie ma już zbyt wiele. Włodarczyk to już 35-letni pięściarz i choć jeszcze niedawno był cenionym i unikanym mistrzem świata kategorii juniorciężkiej, teraz zgadza się tylko słowo "unikany". 


Przed kilkoma dniami pojawiła się informacja, że Krzysiek ma w końcu pojawić się w ringu na nieco podrzędnej gali w Sosnowcu. Promotorom chodzi głównie o to, żeby pięściarz mógł zrzucić rdzę i oswoić się z ringiem. Pojawiły się już nawet nazwiska potencjalnych przeciwników - Kai Kurzawa i Łukasz Rusiewicz, ale nie zostały one potwierdzone. Dzisiaj jednak dowiadujemy się, że walka z udziałem Włodarczyka wcale nie jest pewna i nie chodzi tym razem o kontuzję czy chorobę, a o fakt, że "za przysłowiowe 5zł nie będzie wychodził do ringu"...

Sorry! Pierwsza sprawa jest taka, że "Diabeł" już nie jest mistrzem świata. Druga sprawa - pas stracił po delikatnie mówiąc bardzo przeciętnym występie. Odwoływał rewanż z Grigorijem Drozdem, później nie doszła do skutku walka z Beibutem Shumenovem. W międzyczasie Krzysiek miał masę problemów osobistych, których nazbierał sobie w większości na własne życzenie. No i kwestia najważniejsza - nie boksował od 16 miesięcy. A teraz będzie czekał na zarobki na mistrzowskim poziomie? Coś tu jest chyba nie tak...

Od pewnego czasu mit "Diablo" Włodarczyka stopniowo przygasa. Rosjanin Drozd skutecznie pokazał, że Krzysiek to tylko siła w rękawicy i bardzo łatwo jest go ograć. Diablo boksuje może efektownie, ale na pewno nie efektywnie. Zdecydowanie ma problem z wygrywaniem rund, co pokazał Rakhim Chakhiev, a wcześniej chociażby Danny Green. Zazwyczaj ratował go ten własnie cios, którym odbierał rywalom chęć do walki. Do czasu!

Mi osobiście Krzysiek Włodarczyk kojarzy się już przede wszystkim z buńczucznymi zapowiedziami - "tego w rewanżu spokojnie pokonam", "tamten nie jest na moim poziomie", "wracam po swój pas", oraz z - użyje mocnego słowa - żebraniem o pieniądze. Już niejednokrotnie nie mógł dojść do porozumienia, jeśli chodzi o wysokość gaży za pojedynek. Profesjonaliści publicznie nie rozmawiają o pieniądzach, a tym bardziej nie piorą swoich brudów na wizji, jak robił to Krzysztof. Można było go zrozumieć, gdy na jego biodrach wisiał mistrzowski pas. Ale teraz? Teraz, po tak długiej absencji jest w bokserskim świecie średniakiem i w żadnym wypadku nie powinien wypowiadać się w taki sposób o swoich rzekomych zarobkach i wyimaginowanym ego...

poniedziałek, 25 stycznia 2016

"Młodzi gniewni" czyli prospekci przed 25 rokiem życia.

Naturalną koleją rzeczy w każdej dziedzinie życia jest fakt, iż w odpowiednim momencie ludzie odchodzą i zastępują ich nowi, zazwyczaj młodsi i bardziej perspektywiczni. Tak jest też w boksie. Nie ma górnej granicy wieku. Jeśli jest jakakolwiek granica to jest to granica własnych możliwości. Każdy ustala ją sobie indywidualnie - urodzony w 1965 roku Bernard Hopkins w wieku 48 lat sięgnął po pas mistrza świata wagi półciężkiej i dwukrotnie ten tytuł obronił. Dziś ma 51 lat, ale ostatniego słowa jeszcze nie powiedział... Dla bohaterów tego artykułu Hopkins spokojnie mógłby być ojcem. A więc do rzeczy...

Już niedługo wielką gwiazdą wagi ciężkiej będzie z pewnością Joseph Parker (ur. 1992r.) - piekielnie silny Nowozelandczyk, który walczy regularnie i ciągle podwyższa sobie poprzeczkę. Nie mniej utalentowany jest ponoć Adrian Granat (ur. 1991r.), a przynajmniej tak twierdzą jego promotorzy. Młody Szwed już niedługo ma wkroczyć do wielkiej gry, a pomóc mu mają warunki fizyczne, mierzy on 202cm wzrostu. Trzecim reprezentantem królewskiej kategorii jest Hughie Fury (ur. 1994r.), który jeszcze niedawno miał pobić rekord Mike'a Tysona i zostać najmłodszym mistrzem świata w historii wagi ciężkiej. Mistrzem jest jego starszy kuzyn, a Hughie wspomnianego rekordu już nie pobije, ale 21-latek ma duży potencjał i jeszcze więcej czasu na odniesienie sukcesu.
Dla porównania, nasz niedawny pretendent do tytułu WBC, Artur Szpilka urodzony jest w 1989 roku.

Waga cruiser jest naszpikowana doświadczonymi zawodnikami, jednak tutaj też są młodzi gniewni - Noel Gevor (ur. 1990r.) powoli dobija się do wysokich pozycji w rankingach i ciągle czeka na walkę o pas. Mając tytuł WBC International, blisko mu do pojedynku z Krzysztofem Głowackim. Następnym prospektem jest Murat Gassiev (ur. 1993r.), obdarzony bardzo silnym ciosem Rosjanin, który bardzo poważnie przymierzany jest do walki o pas IBF. W obwodzie pozostaje jeszcze walczący głównie u siebie, posiadacz pasa WBC International Micky Nielsen (ur. 1993r.).
Trzech wymienionych pięściarzy łączy "0" w rekordach. Są niepokonani podobnie jak reprezentant Polski, Michał Cieślak urodzony w 1989 roku.

W wadze półciężkiej także idzie nowa rzesza młodych pięściarzy gotowych niejednokrotnie już teraz walczyć o najwyższe laury. Mistrzem Unii Europejskiej w tym przedziale wagowym jest Erik Skoglund (ur. 1991r.), niepokonany i bardzo perspektywiczny reprezentant Szwecji. Marcus Browne (ur. 1990r.) to niedawny pogromca takich zawodników jak Cornelius White czy Gabriel Campillo, nie ma jeszcze żadnego pasa, jednak może to być kwestia czasu. Największym potencjałem wykazuje się natomiast Dmitry Bivol (ur. 1990r.), który nie tak dawno rozpoczął zawodową karierę, a już eksperci wróżą mu karierę na mistrzowską skalę.
Nasza największa nadzieja na podbój wagi półciężkiej, Andrzej Fonfara urodził się w 1987 roku.

W wadze superśredniej mamy kolejnych trzech niepokonanych, młodych pięściarzy z wielkimi umiejętnościami. Callum Smith (ur. 1990r.) jest ponoć bardzo blisko mistrzowskiego pasa. Podobnie jak Gilberto Ramirez (ur. 1991r.), który już w kwietniu sprawdzi się na tle Arthura Abrahama. Hugo Centeno Jr (ur. 1991r.), pogromca naszego Łukasza Maćca to również ciekawy młody zawodnik, który w najbliższych latach może postarać się o wspięcie na sam szczyt.
W 1989 roku urodził się natomiast od niedawna walczący w USA Maciej Sulęcki.

Bezsprzecznie największą młodą gwiazdą światowych ringów jest Saul Alvarez (ur. 1990r.) - Canelo jest trzykrotnym mistrzem świata i każdy czeka już na jego walkę z Gennady'm Golovkinem.
W niższych wagach sa także bracia Jermall i Jermell Charlo (ur. 1990r.) - jeden jest już mistrzem świata, drugi z pewnością za chwilę nim będzie. Dodatkowo wymienić w tym artykule warto takich pięściarzy jak Patryk Szymański (ur. 1993r.), Felix Verdejo (ur. 1993r.), Thomas Dulorme (ur. 1990r.), Amir Imam (ur. 1990r.), Jose Benavidez (ur. 1992r.), Josh Warrington (ur. 1990r.), Julio Ceja (ur. 1992r.), Tomoki Kameda (ur. 1991r.), Naoya Inoue (ur. 1993r.), Juan Francisco Estrada (ur. 1990r.) i Kosei Tanaka (ur. 1995r.).

Zapamiętajmy te nazwiska - niektórzy z nich już są mistrzami świata, inni mają ogromne szanse, żeby nimi zostać. Idzie nowe...

Deontay Wilder - przekonuje, czy jeszcze nie?


Cały polski pięściarski świat urządził sobie ostatnio wyścig w poklepywaniu po plecach Artura Szpilkę po pamiętnej walce w Barclay's Center. Zgoda, zawalczył dobrze, jednak przegrał. Przegrał bezdyskusyjnie, mocniej i dosadniej się już nie dało. Jego pogromcą okazał się mistrz świata federacji WBC, Deontay Wilder. To dalej ten sam gość, który "walczy tylko z kelnerami"?

Osobiście o "Bronze Bomberze" usłyszałem w 2012 roku, przy okazji jego walki z anonimowym Jessie'm Oltmansem. Czarnoskóry wieżowiec legitymował się wówczas rekordem 21-0, wszystkie walki rozstrzygnął przed czasem. Co więcej - trzynastokrotnie kończył rywala w pierwszym starciu, a łącznie do zgromadzenia wszystkich tych zwycięstw potrzebował 35 rund. Fenomen. Jednak ciągle miał więcej hejterów, niż sprzymierzeńców. Dlaczego?


Oltmans także padł w pierwszej rundzie, następnie Kertson Manswell, Audley Harrison czy Siergiej Liachowicz. Po drodze Wilder zabrał zera z rekordów Damona McCreary'ego i Kelvina Price'a. Dalej jednak był bardziej obiektem drwin, niż prospektem z prawdziwego zdarzenia. Po Liachowiczu rekord wynosił 28-0, dalej wszystko przez nokaut. Rywale pod jego ciosami padali tak szybko i tak spektakularnie, że nie wiadomo było, czy to on jest tak dobry, czy oni tacy słabi...


Głos hejterów grzmiał: "Pierwszy konkretny pięściarz sprowadzi go na ziemię" lub "Nie starczy mu kondycji na walkę na pełnym dystansie". Ja widziałem w nim spory potencjał, bo jak słabi by nie byli Ci jego przeciwnicy, trzeba umieć uderzyć w takim momencie i z taką siłą, żeby nie mieli ochoty wstać. To przecież sztuka, odbierać w ten sposób wszystkim swoim oponentom nadzieję na nawiązanie walki.


Miały przyjść pojedynki z lepszymi rywalami - mit o "Brązowym Bombardzierze" miał upaść. Najpierw jednak upadł Malik Scott, legitymujący się rekordem 36-1-1. To upadnięcie zajęło mu dokładnie 96 sekund. Po odprawieniu kolejnego rywala Deontay otrzymał szansę walki o pas mistrzowski z Bermane Stiverne'm. Dla Haitańczyka miała to być pierwsza obrona pasa i - jak zapowiadał - łatwa i przyjemna robota. Stiverne to prawdziwy ciężki, szybko nie padnie. "Jeśli przetrzyma do 6 rundy to wygra", zapowiadali znawcy.

No i udała mu się ta sztuka - przetrwał do 6 rundy, później do 8, 10 i 12. Wytrwał do końca. I to powinien być dla niego sukces - do tej pory jest jedynym, który wytrzymał cały dystans z nowym mistrzem świata. Nie tak jednak miało być, jak zapowiadał on i hejterzy Wildera. Jeden z sędziów dał dwie rundy Stiverne'owi, drugi jedną, a trzeci zapisał wszystkie starcia na korzyść nowego czempiona.

[...] and the NEW! Usłyszeliśmy w styczniu 2015 roku w MGM Grand w Las Vegas.


W 2015 roku nie było już tak łatwo - Eric Molina padł w dziewiątej rundzie, Johann Duhaupas w jedenastej.

I nadszedł rok 2016 i trzecia dobrowolna obrona mistrzowskiego pasa - rywalem... Artur Szpilka.

I w tym przypadku mieliśmy usłyszeć słynne "and the NEW", lecz rzeczywistość okazała się bardzo bolesna - dosłownie i w przenośni. Każdy doskonale wie, jak skończyła się pierwsza próba Artura.


Nie usłyszeliśmy "and the NEW". Słowa dotrzymał Deontay Wilder, usłyszeliśmy "and STILL undefeated". Już trzydziesty szósty raz...


niedziela, 24 stycznia 2016

Jak zostałem blogerem...

Dwudziesty czwarty dzień roku okazał się być tym, w którym zostałem blogerem. Myśl o tego rodzaju aktywności powstała nieco wcześniej - jakiś tydzień biłem się z myślami. Z jednej strony - mam nieodpartą chęć pisania i dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, z drugiej - kolejny zjadacz czasu, którego i tak coraz mniej...
Zwyciężyła ciekawość, więc z dniem dzisiejszym zapraszam do swojego świata. Świata z perspektywy czerwonego narożnika.

Nazwa mówi wszystko - będę pisał o boksie! Boks to moja pasja. Nigdy go jednak nie uprawiałem. Ba! Nigdy - nawet w czasach szkolnych na podwórku - nie sprawdziłem siły swoich pięści. Uwielbiam go jednak oglądać, analizować i rozszyfrowywać. Uwielbiam zagłębić się w statystyki, sylwetki pięściarzy i co najważniejsze - w ich umysł.

Kilka słów o mnie...
Moim hobby jest sport, pojęty bardzo szeroko. Uważam, że doskonale znam każdą jego dyscyplinę, jednak jak każdy mam swoje ulubione. Nie są standardowe! Oczywiście lubię piłkę nożną, siatkówkę czy piłkę ręczną, jednak... moim zdecydowanym faworytem jest boks. Boks, a zaraz po nim żużel i snooker. Prawda, że niestandardowo?
Mogę godzinami pisać o boksie, o żużlu, o snookerze. O każdej z drużynowych dyscyplin także - najbardziej kręci mnie koszykówka. Lubię obejrzeć tenis, lekkoatletykę, a nawet skoki narciarskie. Nie przepadam natomiast za hokejem, a nie znoszę wyścigów Formuły 1.
Na blogu w 95% pojawiać się będą artykuły stricte bokserskie, jednak zastrzegam sobie możliwość wciśnięcia co jakiś czas notki nieco odbiegającej od tematu głównego.
Bardzo ważna informacja - wszystkie ukazujące się tutaj wpisy będą w 100% moimi - nie zamierzam nikogo kopiować. Nikomu nie zamierzam się także podlizywać, więc prezentowane będą tylko i wyłącznie moje osobiste odczucia.

Cóż, na chwilę obecną chyba wystarczy.
Zapraszam serdecznie do lektury oraz aktywnego uczestnictwa na blogu.
See You in the RED CORNER :)