środa, 27 listopada 2019

"Noc skończonych karier" w Radomiu - podsumowanie gali...

Wiecie czym różnią się gale promowane przez Mateusza Borka od tych Andrzeja Wasilewskiego? Na gali MB Promotions zawodnicy przyjezdni są w stanie wygrać walkę. Niby dowcip, a jednak jest w nim sporo prawdy. Żeby nie było niedomówień - podobają mi się gale Mateusza Borka z kilku powodów, między innymi właśnie dlatego, że sprowadza się na polskie ringi takich zawodników, którzy mają realną szansę na wygranie swojej walki. Na galach Knockout Promotions na palcach jednej ręki można wymienić pięściarzy zagranicznych, którzy przyjechali i wygrali z naszym lokalnym bohaterem. Na gali w Radomiu mieliśmy kilka ciekawych walk i - co za tym idzie - kilka ciekawych rozstrzygnięć. Niestety (a może i stety) także kilka skończonych karier...


Na hali MOSiRu mogliśmy obejrzeć siedem pojedynków. Zaczęło się od polsko-polskiej bitki Kamila Młodzińskiego z Jakubem Dobrzyńskim. Taka walka kogutów, ale jeden kogut był nieco lepiej dysponowany od drugiego. Młodziński zaboksował na swoim poziomie. Nie jest to jakiś wyższy level, ale przyzwoity i to spokojnie wystarczyło na sobotniego rywala. Co mogę powiedzieć o Kubie Dobrzyńskim? Niestety nic pozytywnego. Mam nieodparte wrażenie, że nie jest to facet stworzony do boksu, bo... boks go boli. W sensie dosłownym - Dobrzyński wygląda, jakby ciosy wyprowadzane przez przeciwników przyjmował z ogromnym bólem i jakby tylko mógł, wyjąłby ochraniacz i krzyknął głośno "Ała, nie w szczepionkę". Nie ma co tu wróżyć jakiejkolwiek kariery. W sumie nic nie można tu wróżyć...


Kamil Gardzielik zdał kolejny test. I był to dobry test, bo z rywalem z nieskazitelnym rekordem, a z takimi jak wiadomo walczy się ciężko. Mikalai Kuzmitski to niestety tylko jednak rekord, za którym stoją same ogóreczki. Ponad połowa jego rywali nigdy nie wyszła zwycięsko z żadnej zawodowej walki - to o czymś świadczy. Gardzielik z łatwością wypunktował rywala, górował nad nim w każdym bokserskim rzemiośle i w sumie na tym można by było zakończyć temat. Od siebie dodam, że szkoda, iż Kamil nie dysponuje jakimś mocniejszym ciosem, albo chociaż przyspieszeniem. Takich przeciwników powinno się odprawiać przed czasem.


No i na ring powrócił Krzysztof Zimnoch. Wychudzony, odwodniony, mizernie wyglądający i... mizernie walczący. Powrót po pieniążki nieudany. Dużo zbędnego gadania, w większości paplaniny bez sensu, a między linami syf. Niejaki Krzysztof Twardowski wylosował los na loterii, że to jemu przyszło się wylansować na Zimnochu. Już przed walką wspominałem, że forma Zimnocha będzie tragiczna, że źle wygląda, jakby parę dni wcześniej wstał z wózka inwalidzkiego. Zero mięśnia na ciele i zero boksu. Ostatecznie w drugiej rundzie było po wszystkim. Tej kariery nie ma już co ciągnąć, ale co zrobić, jak człowiek nie umie za wiele poza boksowaniem, a pieniędzy brakuje? Tak można doprowadzić do tragedii...


Sęk kontra Ślusarczyk to klasyczne zestawienie "na zakładkę" czyli młody wilk promuje się na starym lisie. W tym przypadku Darek Sęk pokazał, że lis jest może nie taki stary, ale już mocno wyczerpany. Jeszcze nie tak dawno prezentujący bardzo dobrą formę pięściarz z Tarnowa w obecnej chwili rozmienia się na drobne. Trochę dziwna sprawa, bo regres nadszedł zaskakująco szybko. Jeszcze nie tak dawno Sęk stoczył bardzo dobrą walkę z Markiem Matyją, a w zeszłym roku mocno stawiał się silnemu jak tur Anthony'emu Yarde w Anglii. Wygląda na to, że Dariusza Sęka zniszczył "Arab" Parzęczewski, a Sebastian Ślusarczyk napoczętego rywala tylko dokończył. 33-latek jest jednak inteligentnym facetem i sam powiedział, że szkoda się ścierać, skoro w każdej walce leży się na deskach. Coś w tym jest - ta kariera jest bliska końca. Niewiele można natomiast powiedzieć jeszcze o Ślusarczyku - dość dobrze się rozwija, ale ma jeszcze sporo do nauczenia. 


Kamil Łaszczyk - nie ukrywam, że na walkę tego chłopaka czekałem najbardziej z kilku powodów. Raz, że facet z mojego miasta. Dwa - skromny, fajny chłopak. Trzy - mocno szkoda mi tej kariery i niewykorzystanego potencjału. W sobotę wreszcie do Łaszczyka przyjechał konkretny rywal. Pierwszy od przynajmniej 4-5 lat zawodnik, na tle którego można było pokazać swój boks. I Kamil pokazał się ze świetnej strony, co mnie osobiście bardzo cieszy. Słabo co prawda wszedł w pojedynek, ale kiedy złapał rytm, obskakiwał rywala w dziecinny sposób. Świetna praca na nogach, znakomite kombinacje, podbródki, wątróbki itd. Wchodziło wszystko, co wylatywało. Mam wrażenie, że Łaszczyk lepiej prezentuje się w walkach na dłuższym dystansie i mam nadzieje, że szybko na takie wróci, a i poziom rywali będzie rósł. Liczę, że Mateusz Borek wyciągnie jeszcze z tego chłopaka to, co ma najlepszego. 


Przedostatnia walka i zarazem jedyna w wadze ciężkiej potrwała 7 rund. Wówczas Shawndell Terell Winters zastopował Sergeya Verveykę. Wybaczcie moje oburzenie, ale totalnie nie rozumiem promowania kogoś takiego jak Verveyko. No żal patrzeć na to, co wyprawia ten wielki gabarytowo facet. Chociaż w sumie to nic nie wyprawia. Między linami gorzej niż Zimnoch, a to już coś znaczy. Zero pomysłu, zero techniki, zero strategii, zero umiejętności, zero odporności, zero nóg, zero rąk, zero głowy. Powiem krótko - dla mnie Verveyko to okrągłe zero. Nie jest Polakiem, jest okrutnie słabym pięściarzem. Gdzie jest logika inwestowania w takiego zawodnika? Najbardziej znany z faktu, iż to do niego wyszedł legendarny Laszlo Fekete. No ludzie, na litość boską! Amerykanin Winters to do niedawna cruiser, a Verveykę obijał z każdej możliwej strony i tylko czekał, aż zawali się na mało stabilna wieża. Sędzia się zlitował nad Ukraińcem i nad nami wszystkimi. Tragedia.


No i na koniec Patryk Szymański. Nawrócony. Powrócony. Z emerytury. 26-latek. Wierzyłem w potencjał tego chłopaka. Pamiętam jak zaczynał w USA wspólnie z Michałem Chudeckim i od początku mówiłem, że to on jest większym talentem. On zrobi karierę. Niestety, do pewnego momentu wszystko szło w dobrym kierunku, ale w pewnej chwili wszystko pękło. Okazało się, że na pewnym poziomie Patryk jest za kruchy. Tu się pojawia analogia z Jakubem Dobrzyńskim - Szymański również jest mało odporny na bokserski ból, ból ciosów. I Ukrainiec Velikovski uwydatnił po raz kolejny te wady u Szymańskiego, pomimo iż nie jest nikim szczególnym, wywarł mocną presję zadawania ciosów i stłamsił Patryka. Szczerze? Nie spodziewałem się. Myślałem, że tą przeszkodę Patryk przejdzie. Nie przeszedł. Po walce nie chciał po raz kolejny kończyć kariery, ale przez głowę na pewno przelatują mu takie myśli. Sam promotor gali podsumował to tak, jakby już sam nie wierzył w powrót Patryka do boksu. Duża szkoda. 26 lat i koniec?...


Podsumowując - gala ogólnie na plus. Skumulowało się kilka weryfikacji. Dowiedzieliśmy się, że do tego sportu nie nadają się Dobrzyński i Szymański. Z boksem powinni skończyć Zimnoch i niestety Darek Sęk, chociaż ten drugi jeszcze mógłby spróbować ograć kilku rywali. Tak jak napisałem wcześniej, kompletnie nie rozumiem promowanie pięściarzy pokroju Sergeya Verveyki. Całkowite przeciwieństwo Fiodora Cherkashyna. Najwięksi wygrani? W sumie trzech - Kamil Łaszczyk, Sebastian Ślusarczyk i Andrii Velikovski. Ukrainiec ma fajny skalp, kolejna wygrana walka wyjazdowa. Warto mu się przyglądać. Duże brawa dla Mateusza Borka, bo - jak pamiętamy - na tej gali mieliśmy oglądać jeszcze Roberta Parzęczewskiego i Damiana Jonaka. Czekamy na kolejną galę pod szyldem MB.

wtorek, 12 listopada 2019

Szpilka wraca do cruiser. Będzie mistrzem? Sprawdzamy historię...

Artur Szpilka po swojej ostatniej walce na gali w Sosnowcu zapowiedział, że szybka wygrana nad Włochem Fabio Tuiachem była jego ostatnim występem w królewskiej kategorii. Teraz chciałby skupić się na zbiciu wagi do kategorii cruiser i tam poszukać swojej szansy na tytuł mistrza Świata. Wszelkie portale podchwyciły temat i wypowiedziały się już w tej kwestii. Ja chciałbym podejść do tematu z nieco innej strony...


Nie ma co ukrywać, że Szpilka to nie był prawdziwy ciężki. W tym limicie brakowało mu i warunków fizycznych i siły ciosu. Oczywiście nie był przysłowiowym "ogórkiem", swoje udało mu się wygrać i w niektórych pojedynkach potrafił pokazać się z niezłej strony. Jego kariera zdecydowanie jednak nie miała wyglądać tak, jak wyglądała. "Szpila" zaczynał właśnie w dywizji junior ciężkiej, jednak przymusowy pobyt w więzieniu sprawił, iż zawodnik wówczas trenera Fiodora Łapina przybrał aż... 34 kilogramy. Naturalnym więc było, iż karierę zawodową będzie kontynuował w wadze ciężkiej. Do pierwszej walki z Ramizem Hadziaganoviciem wyszedł ważąc ponad 110 kilogramów. 


W całej swojej karierze w wadze ciężkiej najmniej (101kg) ważył podczas walki z Bryantem Jenningsem. Tylko kilogram więcej wniósł na wagę przed ostatnią walką z Fabio Tuiachem. Przypomnę, że limit kategorii cruiser to 90,7kg, a Artur nie ukrywał faktu, że miał skłonności do przybierania między walkami nawet kilkunastu kilogramów. W tym momencie nie dość, że nie może pozwolić sobie na rozprężenie, to dodatkowo musi dalej zbijać. Czeka go wręcz katorżnicza praca połączona z masą wyrzeczeń. Ale - jak mówi sam zainteresowany - wszystko się zmienia, kiedy jest jasno nakreślony cel. A celem "Szpili" jest pas mistrza Świata w nowym limicie. 

Czy takim mistrzem będzie? Tego nikt nie może być pewny. Oprócz samego Artura, który zapowiada, że wystarczy mu stoczyć dwa pojedynki, żeby dostać walkę o tytuł. Sytuacja z pasami w cruiser jest w obecnej chwili bardzo ciekawa i otwarta. Niby czeka nas finał turnieju WBSS, w stawce którego znajduje się połowa pasów, ale szansę na tytuły nieoczekiwanie ma dwóch innych Polaków - Krzysztof Głowacki (WBO) i Krzysztof Włodarczyk (WBC). Nie jest tajemnicą, że wymarzonym pojedynkiem byłoby dla Szpilki starcie z "Diablo", a jeszcze gdyby w stawce był zielony pas, sytuacja zrobiłaby się niemal idealna. Innym celem dla "Szpili" jest Mairis Briedis. Czy odchudzony Szpilka miałby szanse w starciu z Łotyszem? Osobiście nie wydaje mi się, żeby dwie walki (zwłaszcza, iż pierwszy pojedynek na pewno nie będzie z nikim poważnym) wystarczyły Polakowi do ukształtowania swojej pozycji w nowym limicie. 


Nie ma co ukrywać, że kierunek, który obrał Artur Szpilka nie jest zbyt popularny. Zazwyczaj to z wagi cruiser zawodnicy wędrują do ciężkiej podążając za większą sławą i zdecydowanie większymi pieniędzmi. Tak niegdyś zrobili chociażby Tomasz Adamek czy David Haye, a niedawno przecież zunifikowany mistrz wagi cruiser Oleksandr Usyk. Kto wędrował w drugą stronę? Tych przypadków w historii było zdecydowanie mniej. Po epizodach w kategorii ciężkiej do cruiser zeszli chociażby Brytyjczyk Johnny Nelson czy Francuz Jean-Marc Mormeck. Podobna historia dotyczy doskonale znanego w Polsce Steve'a Cunninghama czy Juana Carlosa Gomeza. Bardziej współcześnie na podobny ruch zdecydowali się Mike Perez i Tony Bellew. Warto dodać, że wszyscy wymienieni pięściarze w królewskiej kategorii zawalczyli dosłownie kilka razy. Szpilka w królewskim limicie wychodził do ringu aż 22 razy. Historia jednak nie przemawia za sukcesem. Mormeck, Cunningham, Gomez czy Bellew wracali do wagi cruiser, przegrywali i kończyli kariery. 

Wygląda więc na to, że silne ciosy otrzymywane w wadze ciężkiej nie są bez znaczenia. Szpilka wyobraża sobie, że przechodząc do kategorii cruiser będzie silniejszy od innych. Być może, ale będzie też zdecydowanie bardziej naruszony. W swojej karierze kilkukrotnie lądował na deskach po silnych ciosach, a Deontay Wilder czy Dereck Chisora zasiali w głowie Artura prawdziwe spustoszenie. Polak na pewno nie bierze sobie tego do siebie, ale w mojej ocenie taki Mairis Briedis, Yunier Dorticos czy Ilunga Makabu czyli silnie bijący cruiserzy również będą w stanie go zastopować. Oczywiście sprawa jest otwarta, a karta czysta, zdarzyć może się wszystko. Artur ma cel i będzie do niego dążył. Ważne, żeby nie odezwały się dawne demony, a jak wiemy w przypadku Artura Szpilki granica między pewnością siebie, a arogancją jest bardzo niewielka...


poniedziałek, 4 listopada 2019

Kto następny dla "Canelo"? Mamy kilka propozycji...

W miniony weekend Meksykanin Saul "Canelo" Alvarez dokonał wielkiej rzeczy zdobywając tytuł mistrzowski w czwartej kategorii wagowej. Tym razem zaryzykował bardzo dużo, poszedł z wagą sporo w górę i zaatakował Sergeya Kovaleva czyli rosyjskiego "Krushera". Saul był co prawda faworytem starcia z 7 lat starszym przeciwnikiem, ale były spore obawy, że mniejszy "Canelo" może nie wytrzymać ciosów zawodnika kategorii półciężkiej. Nic z tych rzeczy! Meksykanin świetnie rozgrywał partię szachów z Kovalevem, a w przedostatniej rundzie sam go zastopował w znakomitym stylu. Klasyczny, czysty nokaut na Rosjaninie odbił się szerokim echem w świecie boksu. Portale zastanawiają się, czy Saul Alvarez już teraz jest liderem rankingu P4P bez podziału na kategorie wagowe i - a może przede wszystkim - z kim stoczy następny pojedynek. Zważywszy na to, że Meksykanin w ostatnim czasie mocno lawiruje między limitami wagowymi i sam do końca nie wie, w jakiej kategorii stoczy kolejną walkę. Mamy dla niego kilka propozycji...


1) Każdy kibic dobrego boksu zobaczyłby na pewno walkę Saula Alvareza z Demetriusem Andrade. Amerykanin to geniusz techniki, który dodatkowo jest w ringu niesamowicie trudny do trafienia. Jego niekonwencjonalny styl z pewnością sprawiłby problemu Alvarezowi, a ich walka powinna być pasjonująca dla oka. Problemem jest limit, gdyż "Canelo" stwierdził sam, że do wagi średniej będzie mu już zejść niezwykle ciężko. 


2) Dwie walki Meksykanina z Gennady Golovkinem to były bokserskie uczty. Oba pojedynki były bardzo wyrównane i w obu zarówno Meksykanin, jak i Kazach mieli swoje momenty. Ich walki można porównać do bokserskich szachów. Pierwsze starcie zakończyło się remisem, drugie oficjalnie wygrał "Canelo", ale do tej pory eksperci są podzieleni - niektórzy wręcz twierdzą, że w obu walkach lepszy był "GGG". Ich trzeci pojedynek to majstersztyk marketingowy, który na pewno świetnie się sprzeda. Walka odbyłaby się w kategorii super średniej, w której niedawno zadebiutował Kazach.


3) Świetnym ruchem dla dalszej kariery "Canelo" byłaby wreszcie walka w Wielkiej Brytanii. A jeśli Anglia to Billy Joe Saunders. Niepokonany "Superb" jest posiadaczem pasa WBO w kategorii super średniej i na pewno byłby łakomym kąskiem dla Meksykanina. Saunders posiada swoich wiernych kibiców w Wielkiej Brytanii, a jego walka z Alvarezem stanowiłaby w końcu dla niego wyzwanie. Wreszcie dowiedzielibyśmy się także, ile warte jest gadanie Anglika...


4) Inną opcją angielską jest z pewnością Callum Smith. Mistrz Świata WBA i WBC Diamond stanowiłby dla "Canelo" jeszcze większe wyzwanie niż Billy Joe Saunders głównie ze względu na warunki fizyczne. "Mundo" jest wyższy od Meksykanina o... 18cm. Różnica zasięgu rąk jest jeszcze większa, a w połączeniu z umiejętnościami Anglika mogłaby to być dla Alvareza przeszkoda nie do przejścia. Smith to najlepszy pięściarz kategorii super średniej...


5) Pokonanie Sergeya Kovaleva to wielka sprawa, jednak sceptycy powiedzą, że "Krusher" to najstarszy i najsłabszy z rosyjskich półciężkich mistrzów. Raczej tak nie jest, ale przydałoby się to jakoś udowodnić, a czy można to lepiej udowodnić niż wygrać z kolejnym z mistrzów? Idealnym rozwiązaniem byłby pojedynek z Dmitry Bivolem, gdyż najbardziej odpowiada warunkami fizycznymi Meksykaninowi. Ta walka byłaby jak najbardziej do wygrania.


6) Ostatnia propozycja jest nieco abstrakcyjna oraz oczywiście najmniej realna, ale możemy trochę pofantazjować. Saul Alvarez po pokonaniu "Krushera" posiada pas WBO wagi półciężkiej, a sam zainteresowany, jak i jego trener nie ukrywają, że "Canelo" może pójść nawet do wagi cruiser, jeśli w grę wchodziłby pas. Obecnie najbliżej pasa WBO w wadze cruiser jest... Krzysztof Głowacki, który najprawdopodobniej zaboksuje niedługo o wakat, jeśli na rewanż z Polakiem nie zdecyduje się Mairis Briedis. Jak mogłaby wyglądać walka "Główki" z "Canelo"? To zostawimy już Waszej ocenie. Ja przypomnę tylko jak wyglądała walka Andrzeja Fonfary z Julio Cesarem Chavezem Juniorem...


piątek, 1 listopada 2019

Kovalev vs Alvarez czyli pojedynek o miano legendy...

Nie na co tu kryć - przed nami weekend z jedną z najbardziej wyczekiwanych walk 2019 roku. I zarazem najbardziej ekscytujących. I dziwnych. Już mówię dlaczego..
Z jednej strony to piękny ruch ze strony obozu Meksykanina. No bo skok do wyższej kategorii, po kolejny pas i jeszcze większe dziedzictwo. Dodatkowo - jak wydawać by się mogło - do podstarzałego już Rosjanina z bardzo mocnym nazwiskiem. Czyli same plusy - teoretycznie małe ryzyko z wielką korzyścią. Z każdym jednak dniem bliżej walki dochodzę do wniosku, że to może być dla "Canelo" klasyczny strzał w kolano. No bo Kovalev to jednak w dalszym ciągu gruba ryba w tym sporcie i pomimo faktu, iż Alvarez to wielki mistrz i jedna z aktywnych legend tego sportu, to jednak porażka w tej walce może go wiele kosztować. Meksykanin zbudował swoją pozycję na tym, iż walczy efektownie i nie przegrywa. Jedyną porażkę zadał mu Floyd Mayweather, a to przecież nie ujma. Można rzec, że nie wliczając giganta, jest niepokonany. Przegrana splami jego rekord niby tylko jedną cyfrą, ale jednak czymś dużo większym. A "Krusher" potrafi zranić i robotę wykończyć. Niby nie powinno mu się to udać w walce z szybkim Alvarezem, ale jednak...


55 pojedynków zawodowych, jedna porażka. Ten bilans mówi wiele o Saulu Alvarezie. "Canelo" to bezsprzecznie jedna z największych gwiazd świata boksu obecnie, do tego świetny biznesmen. Niektóre portale klasyfikują jego nazwisko na samym szczycie rankingu P4P bez podziału na kategorie wagowe. Karierę rozpoczął w wieku 15 lat, dziś ma dwa razy więcej. Pół życia walczy zawodowo - to o czymś świadczy. Jest to również doskonały produkt marketingowy i jego przegrana nie wyjdzie na dobre całemu światu szermierki na pięści. Bo były już przecież walki z Erislandy Larą, Miguelem Cotto, dwa pojedynki z Gennady Golovkinem i na dobrą sprawę nie byłoby trzęsienia ziemi, gdyby rudowłosy chłopak miał w rekordzie nie jedną, a pięć przegranych. Ale nie ma. I to sprawia, że jest gigantem swoich czasów. 


Sergey Kovalev to również kapitalny pięściarz ze świetną karierą. 38 walk, 3 porażki. Ten rekord wygląda już zgoła inaczej, ale to również inny limit wagowy i inni przeciwnicy. Świat usłyszał o nim w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach w 2011 roku, kiedy to po walce z nim zmarł Roman Simakov. Później poszło już szybko - w 2013 roku na terenie Wielkiej Brytanii sięgnął po pas mistrza Świata federacji WBO i bronił go przez trzy lata po drodze dokładając także tytuły WBA i IBF. Zatrzymał się dopiero na genialnym Andre Wardzie, chociaż wynik ich pierwszego pojedynku mógł być kontrowersyjny. Od walk z Amerykaninem nie było już tak różowo. Niby się odbudował, ale znowu przegrał z Eleiderem Alvarezem. Teraz znów odzyskał pas, pokonał silnego Anthony'ego Yarde i staje do walki z "Canelo". Wygrana wywinduje go na apogeum popularności. Porażka może skłonić do zakończenia kariery. 


Saul Alvarez

Wiek: 29 
Wzrost: 173cm
Zasięg: 179cm
Waga: ok. 75kg
Rekord: 52 (35 KO) - 1 - 2
Rundy: 391
Debiut: 2005
Sukcesy:
IBF World middleweight (2019)
WBA World middleweight (2019)
WBA World super middleweight (2018)
WBO World super welterweight (2016)
WBC World middleweight (2015-2016, 2019)
WBA World super welterweight (2013)
WBC World super welterweight (2011-2013)
WBC Youth World welterweight (2009)

Sergey Kovalev

Wiek: 36
Wzrost: 183cm
Zasięg: 184cm
Waga: ok. 79kg
Rekord: 34 (29 KO) - 3 (2 KO) - 1
Rundy: 173
Debiut: 2009
Sukcesy:
WBC Diamond light heavyweight (2015)
IBF World light heavyweight (2014-2016)
WBA World light heavyweight (2014-2016)
WBO World light heavyweight (2013-2016, 2017-2018, 2019-...)

Świetne są zestawienia dwóch pięściarzy z różnych kategorii wagowych. Bo na pierwszy rzut oka widać, że "Canelo" jest sporo mniejszy od Kovaleva. Będzie miał mniejszy zasięg rąk, mniejsza powinna być również siła ciosu o czym świadczy chociażby procent wygranych przed czasem. "Krusher" jest od swojego meksykańskiego rywala 7 lat starszy, ale nieporównywalnie większe doświadczenie ma jednak Alvarez. On zadebiutował w wieku 15 lat, w 2005 roku. Rosjanin cztery lata później, mając aż 26 lat. "Canelo" spędził w zawodowym ringu dużo więcej czasu. Stoczył niemal 400 rund, przy 173 Kovaleva. Meksykanin natomiast dużo lawirował w limitach wagowych, podczas gdy Sergey od początku walczy w dywizji półciężkiej. Szybkość powinna być po stronie Alvareza, siła po stronie Kovaleva. Doświadczenie po stronie Alvareza, ale walka odbędzie się w kategorii Kovaleva. To musi być pasjonująca walka.


Trzecią osobą w ringu będzie doświadczony Russell Mora pracujący na stanowisku sędziego ringowego od 22 lat. W swojej karierze raz pracował przy pojedynku "Canelo" Alvareza, ale było to dekadę temu. Na ringu w meksykańskim Cancun 19-letni wówczas Saul pokonał przez nokaut w dziewiątej rundzie niejakiego Jefersona Goncalo. Mora nigdy nie miał styczności z Sergeyem Kovalevem. Arbitrami na stołkach będą Pani Julie Lederman oraz Panowie Dave Moretti i Don Trella. Zwłaszcza sędzia Moretti doskonale zna poczynania ringowe Saula Alvareza. Punktował jego walki aż ośmiokrotnie w ostatnich 12 występach "Canelo". Pierwszy raz w przegranej walce z Floydem Mayweatherem wypunktował 112-116. Późniejsze jego karty to 89-82 z Alfredo Angulo, 115-113 z Erislandy Larą, 119-109 z Miguelem Cotto, 120-108 z Julio Cesarem Chavezem, 113-115 w pierwszej potyczce z Gennady Golovkinem, 115-113 w ich rewanżu oraz 115-113 z Danielem Jacobsem. Kilka z tych werdyktów jest mocno podejrzanych. Sędzia Moretti tylko raz widział z bliska walkę Kovaleva. Walkę przegraną przed czasem z Andre Wardem (na karcie Morettiego 66-67 na korzyść S.O.G.).
Sędzia Don Trella wypunktował remis 114-114 w pierwszym pojedynku Alvareza z Golovkinem czym uratował remis w całym ich pojedynku. Również raz punktował sędzia Trella walke "Krushera", jednak nie musiał się za dużo napracować, gdyż Kovalev bardzo szybko uporał się w 2013 roku z Gabrielem Campillo. 
Zgoła odwrotnie ma się sytuacja z sędziną Lederman. Nigdy nie punktowała walk Saula Alvareza, natomiast pięciokrotnie siedziała na stołku przy pojedynkach "Krushera". Rosjanin jednak nie dawał jej powodów do zapisywania kartek. Z Darnellem Boone'm wygrał w drugiej rundzie, z Corneliusem White'm w trzeciej, z Cedrikiem Agnew w siódmej (60-52), z Blakiem Caparello w drugiej, a z Vyacheslavem Shabranskyy'm również w drugiej rundzie. 
Trudno się przyczepić do wyboru sędziów, wydaje się, że są dobrani odpowiednio i powinni punktować uczciwie. Pojedynek odbędzie się w MGM Grand w Las Vegas, gdzie Meksykaninowi przyszło już występować pięciokrotnie, natomiast dla Koveleva będzie to debiut w tym miejscu. W sumie to szczegół, ale moim zdaniem istotny. 


Jak może potoczyć się ta walka? Tak jak powiedziałem na wstępie, kiedy pojedynek został ogłoszony byłem wręcz przekonany, że Alvarez stosunkowo łatwo obskoczy Rosjanina, będzie bazował na szybkości i pracy nóg, wypunktuje rywala nie dając sobie zrobić większej krzywdy. Po głowie chodził mi werdykt w granicach 118-110 albo wyżej. Im bliżej do walki, tym mam co do tego pewne wątpliwości. Po głowie chodzi mi fakt, że Kovalev w końcu upoluje "Canelo" i będzie miał w tej walce swoją niepowtarzalną szansę. Czy ją wykorzysta? Tego nie wiem i nie chce oceniać. Alvarez potrafi przyjąć, ale nie bił się jeszcze z kimś takim jak Kovalev, który jak mówi pseudonim potrafi skruszyć największego twardziela. Nie sądzę, że to Meksykanin zastopuje "Krushera". Wygląda na to, że Rosjanin przygotował wysoką formę zdając sobie sprawę z powagi sytuacji i wielkiej szansy. Wszak, wygrana z kimś takim jak Saul Alvarez odbiłaby się bardzo szerokim echem. Podsumowując, wydaje mi się, że walkę wygra Alvarez, bo tak będzie lepiej dla wszystkich. Wygra tą walkę po decyzji punktowej, ale Rosjanin będzie miał przynajmniej jedną szanse na pokonanie go przed czasem. Porażka "Canelo" z Kovelevem to będzie małe trzęsienie ziemi w świecie boksu. Sam nie wiem jak miałbym wówczas klasyfikować obu pięściarzy i z pewnością doczekalibyśmy się rewanżu. Co, jak co - oby walka nie była nudna, życzę wszystkim nieprzespanej jutrzejszej nocy. Niech dobry boks będzie z Nami!