środa, 30 października 2019

"Błyskawicznie" w Sosnowcu - podsumowanie gali...

Pięściarze występujący w roli głównych aktorów gali w Sosnowcu nie rozpieścili kibiców zgromadzonych w hali. Walki kończyły się bardzo szybko i mało było fajnego boksu. Na uwagę zasługuje praktycznie tylko występ Marka Matyi, który przewalczył kilkanaście minut. Wcześniej zadebiutowali w grupie Knockout Promotions Kamil Bednarek i Denis Krotyuk z Ukrainy, ale obaj szybko skończyli robotę. Podobnie jak walczący po Wrocławianinie Fiodor Cherkashyn i kończący galę Artur Szpilka. Wyszło więc tak, że kibice dłużej słuchali wywiadów po pojedynkach niż boksu na ringu. 


W Sosnowcu było błyskawicznie, więc i tutaj będzie błyskawicznie. Bo ciężko cokolwiek powiedzieć o występach Bednarka i Krotyuka. Obaj zaprezentowali się bardzo dobrze na tle przeciętniaków, którzy imitowali ich rywali. Bednarek to podobno duży talent, ale o tym będziemy mogli się przekonać dopiero, kiedy wyprowadzi trochę więcej ciosów i stoczy trochę więcej rund. 

Coś więcej można powiedzieć o Marku Matyi. Wrocławianin stoczył bardzo dobry pojedynek. Co prawda w ostatniej chwili zmienił mu się rywal, ale - jak wiadomo - zawsze jest to kłopot dla obu stron. Miał być rewanż z Pawłem Stępniem, a wyszła walka z doświadczonym Tony'm Averlantem. Francuz to etatowy journeyman, ale bardzo twardy, tym większe brawa dla Marka, że potrafił go zastopować. Averlant przegrywał dotychczas 12 razy, ale przed czasem tylko z Juergenem Braehmerem, Anthony'm Yarde i Joshuą Buatsi. Widać było, że Marek Matyja był świetnie przygotowany na Stępnia i kto wie, jak brzmiałby werdykt w ich drugiej walce. Miał pomysł na walkę, obił mocno tułów Francuza dużo rotując ciosami to na dół to na górę. Zasłużone i ważne zwycięstwo mocno niedocenianego pięściarza. 


Przyznam się, że z tej gali najbardziej czekałem na walkę Fiodora Cherkashyna, gdyż - uwaga odważna teza - uważam, że już w tej chwili mógłby poradzić sobie i z Kamilem Szeremetą i Maciejem Sulęckim. Niewiarygodny talent, co pokazał już w pierwszej rundzie walki z Guido Nicolasem Pitto. Argentyńczyk swego czasu sprawił niemałą niespodziankę wygrywając z Jackiem Culcayem w Niemczech. Pitto tylko raz, w dodatku kontrowersyjnie, przegrał przed czasem, a w Polsce czekała go prawdziwa demolka z rąk 23-latka. Ukrainiec znany był ze swojej "wątróbki", ale tym razem pokazał, że potrafi także mocno przyspieszyć i zasypać rywala gradem ciosów. Celnych ciosów, czym nie zostawił sędziemu furtki na przedłużenie pojedynku. Argentyńczyk był wyraźnie zaskoczony, ale młody Fiodor twardo stąpa po ziemi i zna swoje miejsce w szeregu. Moim zdaniem jest zbyt skromny. Tacy zawodnicy jak wspomniany chociażby Culcay spokojnie są już w jego zasięgu. Z niecierpliwością czekam na ogłoszenie kolejnego rywala dla Cherkashyna i liczę, że poniżej pewnego poziomu promotorzy 23-latka nie będą już schodzić. 


A co można powiedzieć o Szpilce? Nic konkretnego. Zrobił swoją robotę bardzo szybko, bo inaczej się nie dało. Wyciągnięty z emerytury Fabio Tuiach był dramatycznie słaby, ale tego się większość spodziewała. Rozumiem walkę na przetarcie, ale dlaczego w pojedynku wieńczącym galę? To trochę robienie sobie żartów z kibiców, co w konsekwencji w moich oczach klasyfikuje tą galę jako "odbyła się. można zapomnieć". Bardziej ciekawa była deklaracja Szpilki, że był to jego ostatni pojedynek w kategorii ciężkiej i będzie teraz podbijał rankingi wagi cruiser. Być może jestem pesymistą, ale osobiście tego nie widzę. Będę zdziwiony, jeśli faktycznie Artur osiągnie limit 90,7kg nie tracąc przy tym atutów takich jak cios, szybkość i nogi. Jeśli jednak to zrobi, ciężko mi sobie wyobrazić Polaka w czołówkach, w walkach chociażby z zawodnikami pokroju Yuniera Dorticosa czy Lawrence'a Okolie. Artur dużo zebrał na szczękę w królewskiej kategorii, ale to nie będzie tak, że schodząc do niższego limitu będzie tam postrachem. Nie. Będzie mu bardzo ciężko, a nie jest to przecież facet, który potrafi poświęcić się czemuś w 100%. Restrykcyjna dieta, brak rozprężenia między walkami... To moim zdaniem nie dla Artura. Ale jak faktycznie będzie - zobaczymy. 


sobota, 26 października 2019

Prograis vs Taylor czyli kapitalna walka na umiejętności...

Przed nami pierwszy finał drugiej edycji prestiżowego turnieju WBSS. W decydującym pojedynku w kategorii super lekkiej dojdzie do elektryzującego starcia dwóch niepokonanych zawodników. Obiektywnie można powiedzieć, że będzie to pierwszy tak teoretycznie wyrównany finał w całej historii turnieju. Amerykanin Regis Prograis i Szkot Josh Taylor to pięściarze zdecydowanie ponadprzeciętni, którzy posiadają niezliczoną liczbę atutów w ringu. Są to jednak pięściarze zupełnie różni. Naprawdę ciężko jest wskazać faworyta w dzisiejszym starciu, jednak postaramy się to razem zrobić. 


30-letni "Rougarou" z Teksasu to zawodnik bardzo dobrze wyszkolony technicznie, bardzo silny, dysponujący pojedynczym, nokautującym ciosem, a także znakomicie pracujący na nogach. Nie posiada natomiast zbyt dobrych warunków fizycznych, będzie od swojego rywala niższy, będzie miał także mniejszy zasięg rąk. Amerykanin na zawodowstwie stoczył dotychczas 24 pojedynki, wszystkie wygrał, z czego aż 20 przed czasem. Regis na najwyższe obroty wszedł stosunkowo niedawno. Świat usłyszał o nim w 2017 roku, kiedy to szybko zastopował niepokonanego Joela Diaza Juniora, a następnie w równie ekspresowym tempie uporał się z byłym mistrzem Świata, Juliusem Indongo fundując mu cztery liczenia w niecałe 6 minut. 


Prograis startował w turnieju WBSS rozstawiony z numerem pierwszym i miał pełne pole wyboru decydując się na pierwszego rywala w turnieju. Postawił na Terry'ego Flanagana - w moim odczuciu najtrudniejszego przeciwnika na etapie ćwierćfinałów. Ostatecznie wygrał z Anglikiem wyraźnie na punkty po drodze rzucając go na deski. W półfinale spotkał się z mistrzem Świata WBA, Kirilem Relikhem. Starcie z Białorusinem było spacerkiem. Prograis zabawił się z rywalem przez 5 rund, a w szóstej znokautował i zameldował się w wielkim finale turnieju. Obecnie Amerykanina posiada wspomniany pas WBA oraz jeden z nowych wytworów, WBC Diamond.


Josh Taylor to jedno z największych odkryć ostatnich lat. Szkot fantastycznie wpasował się w boks zawodowy i bardzo szybko dostawał solidnych rywali. Już w dziesiątej zawodowej walce spotkał się z bardzo solidnym O'harą Daviesem i zastopował go w siódmej rundzie. Później nie schodził już z pewnego poziomu. Wygrywał z byłym mistrzem Świata, Miguelem Vazquezem, a także Winstonem Camposem. W połowie 2018 roku zdał niezwykle trudny test wygrywając dość wyraźnie na punkty z Viktorem Postolem. 


Ta wygrana dała Szkotowi występ w WBSS i rozstawienie z "dwójką". W ćwierćfinale spotkał się z niepokonanym, lecz jeszcze niezweryfikowanym Ryanem Martinem i dość swobodnie go znokautował. Cięższe zadanie czekało na niego w kolejnym etapie. Tam zmierzył się z Ivanem Baranchykiem. Dla Taylora była to chyba najtrudniejsza walka w karierze, ale ostatecznie wygrana na punkty. Tym samym drugi z Białorusinów musiał pożegnać się z turniejem, a "Tartan Tornado" zameldował się w finale z Regisem Prograis. Warto dodać, że wszystkie najważniejsze, wspomniane walki Taylor toczył w hali SSE Hydro w Glasgow. 


Regis Prograis

Wiek: 30
Wzrost: 173cm
Zasięg: 170cm
Waga: 63kg
Rekord: 24 (20 KO) - 0 - 0
Rundy: 98
Debiut: 2012
Sukcesy:
WBA Super super lightweight (2019-...)
WBC Diamond super lightweight (2018-...)
WBC Interim super lightweight (2018)

Josh Taylor

Wiek: 28
Wzrost: 178cm
Zasięg: 177cm
Waga: 63kg
Rekord: 15 (12 KO) - 0 - 0
Rundy: 78
Debiut: 2015
Sukcesy:
IBF super lightweight (2019-...)
WBC Silver super lightweight (2017-2018)


Co rzuca się w oczy na początku? Chyba jednak te warunki fizyczne. Taylor będzie miał sporą przewagę zasięgu rąk i z pewnością będzie w stanie ją wykorzystać. Szkot bardzo dobrze czuje się w dystansie. Obaj Panowie nie dobili jeszcze nawet do 100 rund, więc wiele jeszcze przed nimi. W tym miejscu warto także dodać, że zarówno Prograis, jak i Taylor walczą z pozycji odwrotnej, co tym bardziej dodaje smaczku tej walce. Sam jestem ciekawy, kto lepiej potrafi walczyć przeciwko mańkutowi. Ta walka to mogą być pięściarskie szachy i pytanie jest tylko takie - kto będzie się lepiej czuł w ringu dzisiejszego wieczoru?


Niewielką przewagę już na starcie może mieć Taylor, chociażby ze względu na lokalizacje gali. Finał odbędzie się w O2 Arena w Wielkiej Brytanii. Tym razem jest to jednak Londyn, a nie Szkocja, w której aż siedem ostatnich pojedynków toczył "Tartan Tornado". Dla Amerykanina będzie to pierwszy wyjazdowy pojedynek i z tym mogą wiązać się pewne znaki zapytania. W każdym razie w Londynie nie walczył jeszcze ani jeden, ani drugi. Sędzią ringowym będzie jednak Brytyjczyk Marcus McDonnell, a więc kolejny mały plusik po stronie Taylora. Arbitrami na stołkach tym razem będą Alfredo Polanco z Meksyku, Benoit Roussell z Kanady oraz Deon Dwarte z RPA. Czy mieli oni coś wspólnego z głównymi aktorami dzisiejszego wydarzenia? Niewiele...
Marcus McDonnell był sędzią punktowym w walce Taylora z O'harą Daviesem, jednak walka zakończyła się przed czasem, więc nie musiał się wykazywać. Alfredo Polanco natomiast był ringowym w 2014 roku, kiedy to w ringu spotkali się Regis Prograis i niejaki Mario Hermosillo. Walka zakończyła się w czwartej rundzie. 


Przechodzimy do wniosków. Co może się zdarzyć w Londynie dzisiejszego wieczoru? Oczywiście, że wszystko. W moim odczuciu kontrolę nad wydarzeniami w ringu przejmie Josh Taylor. To w nim widzę minimalnego faworyta pojedynku, głównie ze względu na warunki fizyczne. Prograis być może bije mocniej, ale mam wrażenie, że będzie mu bardzo ciężko przedostać się w bezpośrednią okolice rywala, żeby zadać silny cios. Taylor będzie chciał walczyć na dystans i może mu się to udać. Do tego walczy u siebie, a ringowy jest Brytyjczykiem. To wszystko składa się u mnie na 60%-40% na korzyść Szkota. Uważam, że walka zakończy się wygraną po decyzji punktowej w okolicy 116-112. Szansą dla Amerykanina będzie przede wszystkim duża mobilność, szybkość, dobra praca na nogach i przedostawanie się do półdystansu. Atutem mogą być mocne ciosy na korpus, które osłabią zapędy Taylora. Walka oczywiście potoczy się inaczej, jeśli któryś z pięściarzy zainkasuje w początkowych rundach silny cios. Nie wykluczony jest nawet klasyczny nokaut z obu stron. Życzę dużo emocji i wielkiego widowiska.