poniedziałek, 30 stycznia 2017

"Uczciwy przestępca" - życie Tomasza Garguli...

Urodzony 13 września 1974 roku. W tym roku skończy już 43 lata. Dalej aktywny sportowo, chociaż patrząc na jego ostatnie wyniki, raczej powinien skończyć już tą przygodę. A przygód w swoim życiu miał wiele... - Tomasz "Tomera" Gargula.


Urodzony sportowiec - tak mówiono o nim od wczesnych lat. Łapał się każdego sportu i w każdej jego dyscyplinie dawał sobie radę. Urodzony w Nowym Sączu chłopak zaczął od kajakarstwa górskiego. Od początku jego największą pasją były jednak sporty walki. Początkowo padło na kick-boxing, gdzie odniósł największe sukcesy. Mało kto jest świadomy, że Gargula to były mistrz Świata i mistrz Europy w zawodowym kick-boxingu. Pomimo tak dużych sukcesów, Tomasz narzekał na brak pieniędzy, co ostatecznie skłoniło go do zmiany dyscypliny na boks. To własnie w boksie miał w końcu zacząć zarabiać godziwe pieniądze. Szybko zorientował się, że w amatorskim boksie też nie ma szans na wybicie - toczył dwie walki w miesiącu za które dostawał maksymalnie kilkaset złotych. W jednym z wywiadów zdradził, że wygrana walka wyceniana była na 300zł, a porażka na 50zł. Łatwo więc policzyć, ile dało się zarobić w najlepszej i najgorszej opcji.


Postawił na zawodowstwo. Zadebiutował w 2000 roku, w którym zdążył stoczyć pięć pojedynków. Nieco ponad rok od zawodowego debiutu był już międzynarodowym mistrzem Polski w wadze super półśredniej. Pomimo dość wątpliwej jakości kolejnych rywali, Gargula wpadł w oko potężnemu menedżerowi ze Stanów Zjednoczonych, Gary'ego Show'owi, który miał ochotę zabrać Polaka ze sobą do USA. "Tomera" miał tam sparować z takimi zawodnikami jak Fernando Vargas. Co więcej, planowana była ponoć gala, na której Gargula miał zmierzyć się z Felixem Trinidadem. Po raz kolejny jednak okazało się, że Tomasz nie miał szczęścia do ludzi. Nowosączanin boksował pod banderą grupy należącej do jednego z groźnych ludzi mafii, którego tuż przed planowanym wyjazdem pięściarza wsadzono za kratki. Tomasz Gargula musiał obejść się smakiem, został na lodzie, bez pieniędzy...


Gargula kochał boks, ale widział też, że nie ma szans utrzymać rodziny z marnych pieniędzy. Mógł rzucić ten sport i pójść do normalnej pracy, ale miłość do sportów walki zwyciężyła. Wielu ekspertów wróżyło mu dużą karierę, w co Tomasz uwierzył. Został w boksie, a pieniądze musiał zarobić w inny sposób - uwierzył w szemrane interesy ludziom z półświatka i wplątał się w ryzykowną grę. Ci ludzie umożliwili pięściarzowi zarobienie dużych pieniędzy w krótkim czasie i chociaż Tomasz wiedział, że to co robi, jest nielegalne i prędzej czy później przyjdzie dzień, w którym wszystko wyjdzie na jaw, wszedł w to. W końcu wpadł. Gargula został zatrzymany na początku 2004 roku. Był szefem gangu narkotykowego, przemycającego towar do Norwegii. W sądzie po raz kolejny miał pecha - ówczesny minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro "uprawiał" wtedy tzw. "pokazowe procesy". Za podobne przestępstwa groźni bandyci dostawali 3-5 lat w więzieniu. Garguli zasądzono ich aż 15...

Brutalnie zakończona została rozwijająca się pięściarska kariera. "Tomerę" zamknięto gdy był niepokonany. Miał na koncie 15 zwycięstw i 1 remis. Miał 30 lat. Wyrok całkowicie przekreślił jego karierę, gdyż po wyjściu byłby już 45-latkiem. Tomasz nie był przykładem typowego więźnia. On od początku doskonale wiedział co robi i co ryzykuje. W odosobnieniu przemyślał wszystko, zrozumiał i zaczął robić wszystko, by opuścić celę "przed czasem"... Ostatecznie mu się to udało, za dobre sprawowanie wyrok skrócono z 15 do 11 lat. Gargula wyszedł w 2015 roku w wieku 41 lat. Postanowił od razu wrócić do sportu, gdyż za kratami przystąpił do programu "Resocjalizacja przez sport", codziennie trenował i był w dobrej formie. W ciągu dwóch miesięcy pokonał Sebastiana Wywalca i Sebastiana Skrzypczyńskiego. Chwile później dostał ogromną szansę występu na gali Polsat Boxing Night. Jego rywalem był Maciej Miszkiń. Gargula przegrał pojedynek, po raz pierwszy schodził w ringu pokonany. 


Na początku ubiegłego roku skrzyżował jeszcze rękawice z Andrzejem Sołdrą i po równej walce dwóch sędziów opowiedziało się za wygraną Tomka. Później jednak przyszły już gorsze dni, tygodnie i miesiące. "Tomera" zaczął seryjnie przegrywać, do tego w dość słabym stylu. Zawsze mówił o sobie, że ma twardą głowę i bardzo trudno go znokautować. Niestety, wiek zrobił swoje i teraz praktycznie każdą walkę Gargula kończy na deskach. 
Wyjazd do Moskwy na walkę ze Stanislavem Kashtanovem był krótki. W drugiej rundzie było już po walce. Dwa miesiące później kolejny zagraniczny wyjazd - tym razem do Francji. Hassan N'Dam N'Jikam również zakończył walkę przed czasem, w siódmej rundzie.
W grudniu nastąpiło apogeum - Tomasz Gargula przegrał na punkty na gali w swoim rodzinnym Nowym Sączu z Łotyszem, Raimondsem Sniedze. Sniedze wygrał dotychczas 11 pojedynków w 42 występach. 


2017 rok "Tomera" rozpoczął od wyjazdu do Danii. Tam miał spotkać się z niepokonanym w 12 walkach Stefanem Haertelem. Co ciekawe, Niemiec ani razu nie wygrał przed czasem, co zdarza się niezwykle rzadko. To właśnie po tej walce Tomasz powinien zastanowić się nad zakończeniem swojej kariery. Haertel już w pierwszej rundzie zaskoczył Polaka, a w ósmej zaliczył swój pierwszy wygrany przed czasem pojedynek. Niestety, był to nokaut na 42-letnim już Garguli...


Tomasz po wyjściu z więzienia mówił, że 11 lat w zamknięciu wykończyło go od strony fizycznej. Psychicznie było w porządku, bo była przy nim ukochana żona i córka. Narzekał jednak na zrujnowany organizm. Cały czas odczuwał te lata spędzony za kratami, gdzie zapomnieć można o zdrowym odżywianiu, ćwiczeniach i relaksie. Dla pieniędzy zdecydował się nawet na epizod w mieszanych sztukach walki. Epizod nieudany. Walczy jednak, by zarobić pieniądze i chociaż w małym stopniu zrewanżować się najbliższej rodzinie, za te wszystkie lata, kiedy nie było go w domu. Nie było męża, nie było ojca, nie było głowy rodziny...


poniedziałek, 23 stycznia 2017

Artur Szpilka czyli klasyczny przykład przerostu formy nad treścią...

Szanuję gościa! Naprawdę go szanuje, bo pomimo sporych życiowych zawirowań, stanął mocno na nogi i nie daje sobie w kaszę dmuchać. Szanuje go także za to, że się nie boi - wierzę, że naprawdę wyszedłby do każdego, tak jak zapowiada. Szanuje go za przywiązanie do ojczyzny, za to że pomimo "ciepłego kurwidołka" w Stanach, planuje powrót do kraju, wybudowanie domu i osiedlenie się w Polsce. Ale nie szanuje go za słowa. Za słowa, które zdecydowanie za często padają z jego ust bez pokrycia. On sam wie, że głupią gadką można całkiem sporo osiągnąć, doprowadzić do walki za duże pieniądze. Różni się to jednak od "robienia z gęby dupy", a Arturowi do tego niestety już coraz bliżej...


Do czego zmierzam...
Ano do tego, że nasz (rzekomo) najlepszy polski ciężki próbuje naśladować niepokonanego Tysona Fury'ego, byłego mistrza Świata. Nie sposób jednak nie zobaczyć różnicy, nie w tekstach a w ich pokryciu. Kiedy Fury mówił światu, że obskoczy Wladimira Kliczkę, po prostu to zrobił. Kiedy Artur Szpilka mówi, że zrobi komuś dziecko, prędzej faktycznie uda mu się taki trik, niż dopadnie go w ringu... Niestety.

"Szpilka" od samego początku był pyskaty. To przykład chuligana z podwórka, który od najmłodszych lat szukał okazji, by wykorzystać swoje pięści. Nie znam go osobiście, ale wnioskuje, że był typowym chłopakiem z bramy, który miał frajdę w momencie, gdy podbił komuś oko. Z biegiem czasu zaczęła się pewnie "edycja piłkarska" - jak wielu mu podobnych nie interesowały go mecze, drużyna, zawodnicy i klub. Interesowało go, jak ubić "kibica" drużyny przeciwnej. Mówi się, że boks wyciąga młodych chłopców do lepszego świata i taką szansę dostał właśnie Artur. Pobyt w więzieniu raczej niewiele go nauczył. Wyszedł jeszcze bardziej pewny siebie, chociaż z opowiadań pewnych osób można usłyszeć, że nie było mu tam lekko. 


Więzienie dało mu jeszcze coś innego - pakując się za kraty Artur był szczypiorkiem. Wychodząc, dużym ciężkim. "Wyprostował" sylwetkę, waga została i od razu wskoczył na inny poziom finansowy. Czy jednak nauczył się szacunku do drugiego człowieka? Wątpię. Dziecko robi co drugiemu swojemu rywalowi, ale nic za tym nie idzie...


Trzeba mu przyznać, że wykrzyczał sobie na twitterze pojedynek z Bryantem Jenningsem. Oj, co on Amerykaninowi nie miał zrobić.. Jak się skończyło? Artur dwukrotnie lądował na deskach, aż pod koniec walki został zastopowany. Ciężko mu było sięgnąć Jenningsa, a co dopiero mówić o zrobieniu mu jakiejkolwiek krzywdy. 




Ile gorzkich słów wypowiadał w stronę Tomka Adamka, tego się nie da zliczyć. Czy się to komuś podoba czy nie, Adamek to już legenda polskiego boksu i jeden z najlepszych w historii. Szpilka doprowadził do walki z nim i ją wygrał, ale to nie zmienia faktu, że "Góralowi" jeszcze nie dorasta do pięt. I nigdy pewnie nie dorośnie. 


Wreszcie Wilder. "Zamierzam skopać mu tyłek", "On ma nogi jak patyczki, połamie mu je", "Wilder przede mną uciekł", "Mogłem go skasować na konferencji", "Wilder będzie musiał przełknąć gorzką pigułkę", "Zniszczę go!" - pamiętacie te nagłówki przed 16 stycznia 2016 roku? Artur walczył lepiej niż się spodziewano, ale i tak zakończył walkę w pozycji poziomej po piekielnie ciężkim nokaucie. 
Ja rozumiem, że trzeba gadać, żeby podsycić atmosferę, ale większy szacunek budzą Ci, którzy to robią, nic wcześniej nie mówiąc niż Ci, którzy mówią, a później nie robią...



Polak nie pojawił się jeszcze w ringu od walki z Wilderem. Niedawno minął rok. W międzyczasie "Szpila" miał przynajmniej dziesięciu rywali, którym "zrobiłby dziecko", "wybił boks z głowy", "pokazałby na czym polega ten sport", a ostatnio "rozwaliłby ryj". 
Artur, z czym do ludzi? 
Najpierw pokaż między linami, że potrafisz zrobić te wszystkie rzeczy, o których mówisz, a później się wypowiadaj. Klasyczny przykład przerostu formy nad treścią. Coś, czego najbardziej nie lubię w boksie. 


Po porażce z Wilderem Szpilka bardzo chętnie chciał dobrać się do Charlesa Martina. Później za cel obrał sobie Chrisa Arreolę. Następny był Travis Kauffann, którego Artur "puknąłby w cytrynę". W międzyczasie Artur wpadł na pomysł, że chętnie wystąpi na Olimpiadzie w Rio De Janeiro. Po Igrzyskach miał pokazać swoje "myczki" Erikowi Molinie i bardzo chciał walki z "BurgerKingiem" Jarrellem Millerem. Powrót na ring planowany był na październik, później listopad, następnie na styczeń. Dalej nic jednak nie wiadomo. Grono potencjalnych rywali powiększyło się o Dominika Breazeale'a, Geralda Washingtona i Amira Mansoura. Kiedy "Szpilę" z walki z Breazeale'em "wyrzucił" Izu Ugonoh, to właśnie jego wziął sobie za cel. Jest przekonany o swojej wyższości, a swoje dopowiedział jeszcze Tomasz Babiloński, który ośmieszył się mówiąc, że Szpilka zmiótłby Izu z ringu. Ugonoh nie znokautował tylko trzech swoich rywali, ale Pan Babiloński... nie widział ani jednego ciosu Izu. Kiedy odwołano walkę Artura, na którego miejsce wskoczył Ugonoh, wydawało się, że czarnoskóry Polak będzie ostatnim "wyimaginowanym" rywalem Szpilki. Niestety. Swoją walkę w Stanach wygrał niedawno Adam Kownacki i oczywiście Artur chętnie "przetestowałby jego szczękę" nazywając dodatkowo "sympatycznym grubaskiem". To jeszcze nie koniec - David Haye wczoraj zapowiedział, że stoczy jeszcze około 5 walki i zajmie się promotorką. Nie byłby sobą Artur Szpilka, jakby nie wypowiedział się na ten temat. "Z przyjemnością rozwaliłbym ryj Haye'owi!" - serio? Artur, z całym szacunkiem, ale walka prawdopodobnie skończyłaby się podobnie jak z Wilderem rok temu. 


Tak się czasem zastanawiam, czy Artur Szpilka nie robi z siebie w świecie boksu pośmiewiska. Każdego by pokonał, każdemu by pokazał to i tamto. Jego ulubione słowo to "BYM". Rzeczywistość jest jednak taka, że Artur nie walczy. Nie wiadomo, z czyjej winy, ale nie walczy. Mi osobiście byłoby trochę wstyd, jakbym miał tyle gadać i niczego nie podpierać ringową formą, ale ja nie nazywam się Artur Szpilka...

czwartek, 19 stycznia 2017

"Na podbój wielkiego świata" czyli Ameryka Andrzeja Wawrzyka...

Już 25 lutego cała Polska znów będzie miała szanse być naocznym świadkiem koronowania pierwszego polskiego mistrza Świata wagi ciężkiej. Andrzej Wawrzyk przeskoczy kilka klas i po gimnazjum podejdzie do egzaminu maturalnego. Zda? Tego dowiemy się już za 5 tygodni...



Czterokrotnie próbował Andrzej Gołota - w 1997 roku po 95 sekundach uległ jednak Lennoxowi Lewisowi, w 2004 roku po kapitalnej walce tylko zremisował z Chrisem Byrdem, siedem miesięcy później bardzo kontrowersyjnie przegrał z Johnem Ruizem, a rok później wynik Lewisa wyśrubował jeszcze Lamon Brewster trzykrotnie rzucając Polaka na matę i kończąc walkę w 52 sekundy. 
52 sekundy to i tak całkiem dużo, biorąc pod uwagę, że przynajmniej połowę tego czasu Andrzej leżał na deskach. 
Po klęskach Gołoty długo był zastój, który bardzo niespodziewanie przerwał Albert Sosnowski dostając szansę od Vitaliya Kliczki. "Dragon" spisywał się dzielnie, dotrwał aż do 10 rundy. Pod koniec 2011 roku z Ukraińcem przyszło boksować też Tomaszowi Adamkowi. "Góral" wyraźnie przegrywał z Kliczką i podobnie jak Sosnowski, został zastopowany w 10 odsłonie. Adamek wytrzymał z rosłym rywalem dokładnie 10 sekund krócej niż "Dragon".
Tym razem długo czekać nie musieliśmy. Rok później, w 2012 roku drugi z braci Kliczko, Wladimir zdecydował się na pojedynek z Mariuszem Wachem. "Viking" zaimponował, wytrwał do końca walki, ale przegrał wszystkie rundy i niemiłosiernie wiele ciosów zebrał na głowę. Po wszystkim okazało się, że wspomagał się niedozwolonymi środkami. Ostatni szczęście próbował Artur Szpilka, na początku 2016 roku. Jak się skończyło - każdy wie. "Szpila" bez kompleksów robił swoje, ale piekielnie mocny cios zwalił go z nóg w dziewiątej rundzie. To był nokaut roku. Artur wyjechał z hali w pozycji poziomej. 





Zawodnik grupy Sferis Knockout Promotions, Andrzej Wawrzyk także chce spróbować swoich sił. Przyjął zaproponowane warunki i pojedzie do Alabamy by stanąć w ringu oko w oko z niesamowicie silnym Deontayem Wilderem. Doprowadzając do takiej walki świetną pracę wykonali promotorzy Polaka, na czele z Andrzejem Wasilewskim. Praktycznie anonimowy zawodnik, znany jedynie z przykrej porażki z Alexandrem Povetkinem, dostaje szansę w walce wieczoru o mistrzowski pas w Stanach Zjednoczonych. To się nie dzieje naprawdę? A jednak...



Co można powiedzieć o Wawrzyku? Większość ekspertów, jak i kolegów z sali mówi o nim: "swój chłop", "fajny gość", "sympatyczny facet". Nikt nie chce mówić głośno o jego talencie do boksu, o jego umiejętnościach i charakterze. To fajny gość, który pojedzie do USA, by zaistnieć w wielkim świecie boksu. By zgarnąć przy tym godne pieniądze i pokazać się amerykańskiej publiczności nieco szerzej. On sam, wraz z trenerem Fiodorem Łapinem zapowiadają, że nie jadą na wycieczkę, a po pas. Czy można im jednak wierzyć? Wystarczy spojrzeć na zakładu u bukmacherów - za każdą postawioną na wygraną Wawrzyka złotówkę zakłady wypłacą w przypadku jego zwycięstwa aż 66 złotych! Można postawić tezę, że takiej przepaści nie było jeszcze w tym wieku, a może i nie było nigdy. Do walki o pas przystępuje zawodnik, którego szanse są oceniane poniżej jednego procenta. Czy wygrana Polaka jest w ogóle realna? Co musi się stać, by walka potoczyła się dla niego idealnie?

Rzućmy okiem na rekord Andrzeja. 33 zwycięstwa, 19 przed czasem, 1 porażka przed czasem. Bilans bardzo przyzwoity. Można powiedzieć, że bardzo dobry, zdecydowanie upoważniający do desygnowania pięściarza do walki o światowy czempionat. Gorzej jest, gdy zaglądnie się głębiej. Zacznijmy od porażki. Alexander Povetkin, Rosja. Pierwszy wyjazd od dłuższego czasu, porażka na pewno wkalkulowana w decyzję o wycieczce do Rosji. Tylko że są porażki i porażki. Porażki po walce, często po wojnie wyglądają inaczej niżeli porażka Wawrzyka. Polak wyszedł do ringu jakby miał mierzyć się z Godzillą, przestraszony, bojaźliwy, uciekający od początku walki, bojący się wyprowadzić ciosu, nie mówiąc już o jakimkolwiek ryzyku. Takie przegrane bolą najbardziej. Zawodnik nie zaryzykował, a przegrał boleśnie. Bo Povetkin to zawodnik z krwi i kości, dopadł w końcu Andrzeja, trafił go celnie i szybko zakończył jednostronne przedstawienie. Nie ma co się jednak na Wawrzyku pastwić, miał 26 lat, ta walka lekko mówiąc po prostu na niego spadła. Ekhem, podobnie jak ta obecna...




Ok, mamy zanalizowaną przegraną walkę to wypada także sprawdzić te wygrane. Konkretnie 33. Ale z kim? Niestety próżno szukać wśród 33 szczęśliwców porządnego nazwiska. Były Najmany, Boniny i inne leśne ludki. Pierwszym wymagającym rywalem Wawrzyka był Devin Vargas. Polak poradził sobie, wygrywał rundy i zastopował Amerykanina. Walka na plus. Następne godne odnotowania nazwisko to Denis Bakhtov. Andrzej już w walce z nim musiał wiedzieć, że nie ma szczęścia do Rosjan. Walkę wygrał, ale każdy kibic pamięta co się działo w tej potyczce. Krótko mówiąc, muzyka Polakowi w tańcu nie przeszkadzała. On sam chyba tylko wie (ewentualnie jeszcze sędzia pojedynku, Daniel Van de Wiele) jak przetrwał bombardowanie Bakhtova. Gdzie Andrzej wtedy był, co robił, o czym myślał, wie tylko on. Walka zdecydowanie na minus, pomimo iż wygrana dość wyraźnie na punkty. Niestety, na tym kończą się rywale. Po porażce z Povetkinem było dwóch starszych panów, Danny Williams i Frans Botha. Nie ma o czym mówić. Przejdźmy na sam koniec. Rok 2016. Wawrzyk bije się w Polsce i wygrywa dwie walki - z 39-letnim Marcinem Rekowskim w siódmej rundzie i z 37-letnim Albertem Sosnowskim w szóstej. Czy te potyczki mogły Polaka w jakikolwiek sposób przygotować do pojedynku z dwumetrowym Wilderem? Odpowiedź pozostawię każdemu z Was...





Kilka słów trzeba poświęcić mistrzowi - Deontayowi Wilderowi. 201cm wzrostu, 211cm zasięgu rąk. To pierwsze cyferki, które wypada analizować. Andrzej jest niższy o 6cm i posiada o 10cm mniejszy zasięg. To z góry stawia go w tej walce na straconej pozycji. Wszystko byłoby do "zgubienia", gdyby Wawrzyk posiadał doświadczenie w walkach z rywalami o takich warunkach. Nie. Sosnowski, Rekowski, Botha, Williams, Sheppard, Povetkin, Bakhtov, Hawkins i Kowoll - czyli ostatnich dziewięciu rywali Polaka to pięściarze poniżej 190cm wzrostu. Ostatnim wyższym od Wawrzyka przeciwnikiem był w 2012 roku niejaki Claus Bertino...



37 wygranych, 36 przed czasem. 0 porażek. To musi budzić respekt, chociaż cały czas słychać głosy, że Wilder jeszcze nikogo nie pokonał, że dobiera sobie rywali, że ma same dobrowolne obrony itd. Owszem, ma same dobrowolne obrony, bo obowiązkowy rywal ma na drugie meldonium albo ostaryna. Amerykanin zgodził się nawet bronić swojego pasa w Rosji, pojechał na teren rywala, ale do walki nie doszło z winy pretendenta. Nie ma co pisać więcej. Deontay pokonał wyraźnie Bermane Stiverne'a o odebrał mu pas w sposób zdecydowany. Od tego czasu zaliczył cztery obrony pasa wygrywając wszystkie przez nokaut, kolejno z Erikiem Moliną (niedawnym rywalem Anthony'ego Joshuy), Johannem Duhaupas (niedawnym rywalem Alexandra Povetkina), Arturem Szpilką i Chrisem Arreolą. Wcześniej w pierwszych rundach odprawiał m.in. Siarheia Liakhovicha, Malika Scotta czy Audleya Harrisona. Jego pozycja nie była zagrożona nawet na moment. Kontrolował od początku do końca wszystkie swoje walki. Czy naprawdę trzeba dodawać coś więcej?



Żeby skończyć optymistycznie... niedawni rywale Polaka, a także jego koledzy z sali - Sosnowski, Rekowski, Szpilka czy Głowacki uspokajają całą Polskę mówiąc, żeby wierzyć w Wawrzyka, bo potrafi boksować. Potrafić może potrafi, ale do tego sportu potrzebne jest coś więcej. Coś, czego Andrzej nie ma. Potrzebne są jaja ze stali, potrzebna jest chłodna głowa, potrzebne jest wielkie serducho, potrzebna jest przede wszystkim inteligencja. Moim zdaniem ciężko będzie się przebić facetowi, który nie ma jednej z tych wymienionych cech. Przykro mi to stwierdzać, ale moim zdaniem Andrzej Wawrzyk nie ma ani jednej...



Nie przeszkadza mi to jednak wierzyć w rodaka i trzymać kciuki. Warto dodać, że pozytywne pokazanie się będzie dla 29-latka inwestycją w przyszłość. 
Show rozpocznie się 25 lutego w Alabamie.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Noworoczne jasnowidzenie - 25 proroctw na 2017 rok...

Witam po raz pierwszy w tym 2017 roku.
Jaki to będzie rok dla kibiców boksu? Czego mogą się spodziewać po swoich ulubieńcach? Czy Polacy odwrócą swoją kartę i zaczną się dla nas lepsze czasy? Tego nie wie nikt, dlatego "RED CORNER" postanowił zabawić się w... jasnowidzenie! Wytypowaliśmy dla Was 25 proroctw na 2017 rok i z przyjemnością będziemy patrzeć, jak wszystkie się spełniają. Pierwsze 15 dotyczy informacji ze Świata, natomiast kolejne 10 tylko naszego krajowego podwórka.
Do dzieła!



1. Wladimir Kliczko kończy karierę po porażce przed czasem z Anthony’m Joshuą.
2. Tony Bellew przegrywa w pierwszej rundzie z Davidem Haye’m, po czym wraca do wagi cruiser i w słabym stylu ulega Marco Huckowi.
3. Daniel Jacobs daje świetną walkę Gennady Golovkinowi, ale ulega niejednogłośnie na punkty po 12 rundach.
4. Carl Frampton przegrywa w rewanżu z Leo Santa Cruzem. Panowie umawiają się na trzecie starcie.
5. Starcie Danny’ego Garcii z Keithem Thurmanem pretenduje do walki roku 2017. Ostatecznie minimalnie na punkty lepszy okazuje się Thurman.
6. Adonis Stevenson traci pas mistrzowski federacji WBC w wadze półciężkiej i kończy karierę.
7. W Japonii dochodzi do wyczekiwanej walki Naoyi Inoue z Romanem Gonzalezem. „Chocolatito” przegrywa po raz pierwszy w karierze po kontrowersyjnej decyzji sędziów.
8. Do boksu wraca Tyson Fury, wygrywa dwie walki z zawodnikami z zaplecza czołówki wagi ciężkiej.
9. Dochodzi do rewanżowego starcia Andre Warda z Sergeyem Kovalevem. Tym razem Amerykanin wygrywa wyraźnie na punkty.
10. Saul Alvarez kontraktuje walkę z Billy Joe Saundersem o pas WBO wagi średniej. W 2017 roku nie dochodzi jednak w dalszym ciągu do walki z Gennady Golovkinem.
11. Callum Smith zostaje mistrzem Świata wagi super średniej, a Errol Spence Jr wagi półśredniej.
12. Dochodzi do rewanżowej walki Juliusa Indongo z Eduardem Troyanovsky’m. Rosjanin odzyskuje tytuł.
13. Joe Smith Jr okazuje się aktorem jednego roku, przegrywa najbliższą walkę przed czasem i kończy się jego „amerykański sen”.
14. Bob Arum doprowadza do walki Manny’ego Pacquiao z Vasylem Lomachenko. Po znakomitej walce wygrywa Ukrainiec. Filipińczyk wygrywa następną walkę i kończy bogatą karierę.
15. Floyd Mayweather nie wraca do boksu.
16. Andrzej Wawrzyk i Artur Szpilka przegrywają swoje walki w lutym w USA. Wilder wygrywa przed czasem w czwartej rundzie, natomiast Breazeale na punkty.
17. Krzysztof Zimnoch wygrywa przez nokaut z Mike’m Mollo po słabej walce. Jego kariera nie nabiera jednak żadnego tempa.
18. Tomasz Adamek ostatecznie nie wraca do boksu.
19. Kolejną walkę w USA przegrywa Andrzej Fonfara. Polak zastanawia się nad końcem kariery.
20. Krzysztof Głowacki dostaje drugą szansę walki o tytuł w wadze cruiser, ale nie wykorzystuje jej przegrywając na punkty.
21. Świetny rok Przemysława Runowskiego i Michała Cieślaka. Ten drugi zdobędzie tytuł interkontynentalny i będzie blisko walki o prawdziwy pas.
22. Maciej Sulęcki – Gennady Golovkin pod koniec 2017 roku.
23. Mariusz Wach przegrywa dwie walki poza granicami kraju i zostaje ekskluzywnym journeymanem.
24. Następuje rozłam w grupie Andrzej Wasilewski – Piotr Werner – Tomasz Babiloński. Panowie Wasilewski i Babiloński nie mogą się ze sobą dogadać, natomiast Pan Werner odchodzi od boksu.
25. Zorganizowana zostaje walka Alberta Sosnowskiego z Marcinem Najmanem. Nieoczekiwanie przez nokaut już w pierwszej rundzie wygrywa ten drugi. Marcin wierzy, że może jeszcze namieszać w tym sporcie i pod koniec roku mierzy się w rewanżowej walce z Andrzejem Wawrzykiem.



I jak? Wierzycie, że większość się spełni?