środa, 27 lipca 2016

Młodzi, perspektywiczni Polacy... bez ciosu.

Długo wahałem się, czy taki artykuł powinien się tu pojawić, ale przyglądałem się niektórym polskim, młodym pięściarzom i stwierdziłem, że nie będzie w tym tekście ani krzty przesady. Powiem to krótko i zwięźle - młodzi polscy pięściarze nie posiadają siły ciosu. Przynajmniej większość. Są oczywiście także wyjątki - Michał Cieślak, Adam Balski, Paweł Stępień... Ale dzisiaj nie będzie o nich. Będzie o innych, nie mniej utalentowanych, lecz nie posiadających bardzo ważnego atutu potrzebnego do osiągnięcia sukcesu w tym sporcie. Nie nokautują swoich przeciwników...

Analizowałem dziesięciu polskich zawodników i - co ciekawe - zauważyłem pewną zależność. Owszem, chłopaki nie dysponują silną ręką, ale jeśli już uda im się wygrać przed czasem, robią to w najmniej oczekiwanym momencie. Zapraszam do artykułu...

Pierwszym pięściarzem, którego wziąłem pod lupę był Kamil Szeremeta. 27-latek z Białegostoku kroczek po kroczku dąży do wyznaczonych sobie celów. Karierę zawodowca zaczął pod koniec 2012 roku i stoczył dotychczas 13 pojedynków. Wszystkie wygrał, m.in. z Rafałem Jackiewiczem, Łukaszem Wawrzyczkiem czy Patrickiem Mendy'm. Kamil ma w swoim rekordzie tylko dwie walki wygrane przed czasem co daje mu średnią na poziomie 15%. Szeremeta wygraną przed czasem zaliczył jednak w ostatnim pojedynku z... legitymującym się rekordem 21-0 Artemem Karpetsem. Nie był to co prawda klasyczny nokaut, lecz Ukrainiec pozostał na swoim stołku pomiędzy piątą a szóstą rundą.


Kolejnym analizowanym zawodnikiem jest 30-letni Tarnowianin, Dariusz Sęk. Sęk jest na innym etapie kariery niż Szeremeta. Bił się już o pasy IBF InterContinental czy WBA International w wadze półciężkiej. Dawał świetne walki w Niemczech przeciwko Robertowi Woge i - przede wszystkim - Robinowi Krasniqi. Darek stoczył już 29 walk, z czego 26 wygrał. Przed czasem tylko 8. Sęk wiedział jednak kiedy ma się zmobilizować. W 2013 roku na gali Polsat Boxing Night w Gdańsku odebrał ochotę na kontynuowanie walki niepokonanemu wcześniej Remigiuszowi Wozowi, a niemal dokładnie rok temu w Niemczech po ciężkiej i wyrównanej walce zastopował Shefata Isufiego.


Michał Syrowatka to kolejny z młodych pięściarzy, którzy bardzo chcą nokautować, lecz nie do końca wiedzą jak się do tego zabrać. W tym przypadku jest co prawda coraz lepiej, ale jeszcze niedawno tak nie było. 28-letni Syrowatka wygrał 15 pojedynków, z czego 4 przed czasem. Ma na koncie jedną porażkę z pamiętnej walki z Rafałem Jackiewiczem, któremu później się zrewanżował. Na początku kariery zdecydowanie częściej boksował na pełnym dystansie. Przełamanie nastąpiło niespodziewanie. W świetnie zapowiadającej się walce już po 87 sekundach znokautował niepokonanego wówczas Michała Chudeckiego.


Wspomniany Chudecki to kolejny przykład pięściarza, który gdzieś się pogubił lub po prostu zablokował. Jego kariera rozpoczęła się w Stanach Zjednoczonych, gdzie już w debiucie wygrał przed czasem. W pierwszej walce w Polsce powtórzył ten wyczyn, a później jeszcze raz po powrocie do USA. Nokautował w swojej pierwszej, trzeciej i piątej walce. I przestał. Od tego momentu zanotował 6 zwycięstw, 2 porażki i 1 remis. Coś jednak poszło nie tak. Przegrywał przed czasem (m.in. ze wspomnianym Syrowatką), a wygrywał tylko po sędziowskich decyzjach.


Jeszcze gorzej pod tym względem wygląda kariera obiecującego Krzysztofa Kopytka. Młody, 22-letni "Kopyt" rozpoczął karierę w 2012 roku od wygranej w pierwszej rundzie z Tomaszem Radlofem. Jeszcze w tym samym roku znokautował rywala z Białorusi i... nokautować przestał. Od listopada 2012 po dziś dzień Kopytek zanotował 9 kolejnych wygranych walk, z czego ani razu nie zakończył pojedynku przed czasem. Jego średnia to zaledwie 17%. 


27-letni Łukasz Maciec to przykład podobny do Dariusza Sęka. Podobny bilans, podobne wyzwania, podobny procent nokautów. "Gruby" stoczył już 27 pojedynków, z czego 23 zakończył swoim zwycięstwem. Tylko 5 razy wygrywał przed czasem. W 2013 roku pojechał do Finlandii na walkę z niepokonanym Jussi Koivulą. Maciec przed tym pojedynkiem pojawiał się w ringu 20 razy, lecz tylko trzykrotnie wygrał przed czasem. W Finlandii stało się to, czego gospodarze najmniej się spodziewali. Polak pokonał Fina przez nokaut w piątej rundzie. 


Kamil Łaszczyk to niegdyś świetnie zapowiadający się pięściarz. Dzielił karierę miedzy Polskę i Stany Zjednoczone, miał przy sobie świetnych promotorów zarówno w ojczyźnie jak i za oceanem. Kariera się jednak zablokowała. Kamil rozpoczął zawodową karierę w 2011 roku od pięciu nokautów w pierwszych sześciu walkach. Później coś się jednak w tym względzie popsuło. Dziś niepokonany zawodnik wagi piórkowej jest niepokonany w 22 pojedynkach, lecz tylko w 8 przypadkach nie dał szansy sędziom na punktowanie walki. W ostatnich 16 walkach tylko trzy razy kończył przeciwnika przed czasem. Zrobił to jednak w pojedynku z Jose Luisem Araizą w USA. Polak znokautował rywala pomimo, iż był to pięściarz, który posiadał najwięcej zwycięstw ze wszystkich rywali Łaszczyka. 


Młody pięściarz kategorii półśredniej, Przemysław Runowski to kolejny przykład na brak siły ciosu. "Kosiarz" jest ładnie wyrzeźbiony, lecz nie posiada tego ważnego atutu w postaci siły w ręce. 22-latek zaczął walczyć zawodowo stosunkowo niedawno, bo w 2013 roku. Zaliczył 11 występów, z czego wszystkie wygrał. Dwukrotnie wygrywał przed czasem. W kuluarach ponoć śmieją się, że trzeba znaleźć Runowskiemu rywala o nazwisku Abramenka. Dlaczego? Przemek wygrał przed czasem w 2013 roku z Aliaksandrem Abramenką, a rok później z Andreiem Abramenką. Czy jest w boksie jeszcze jeden Abramenka? A może do listy pokonanych przed czasem "Kosiarz" dołoży Elmo Trayę w Międzyzdrojach? Bardzo na to liczymy.


Przedostatnim pięściarzem, którego karierę zanalizowaliśmy jest jeden z motorów napędowych grupy Tymex Boxing Promotions, Michał Żeromiński. 29-letni Radomianin w swojej drugiej zawodowej walce zafundował "czasówkę" rywalowi z Białorusi i... to by było na tyle. Walka ze wspomnianym Białorusinem była jedyną, o której werdykcie nie musieli decydować sędziowie. A Michał stoczył już 13 pojedynków. Jego średnia jest najniższa - tylko 8% walk wygranych przed czasem. 


Konrad Dąbrowski zamyka dzisiejsze - nie do końca pochlebne - zestawienie. Jest to młody i niedoświadczony zawodnik, który przegrał w swojej debiutanckiej walce na ringu w Wielkiej Brytanii. Od tego czasu zanotował 8 wygranych walk, lecz tylko raz wygrał przez nokaut. Co ciekawe, zdarzyło się to w walce z Rafałem Piotrowskim, który legitymuje się obecnie rekordem 0-46-1. Co jeszcze ciekawsze, Piotrowski przed czasem przegrał tylko 7 razy. Jeden z tych siedmiu nokautów jest autorstwa Dąbrowskiego.


Myślę, że wystarczy już wytykania naszym obiecującym zawodnikom braku nokautującego ciosu. Nie siła jest przecież w boksie najważniejsza. Znacznie wyżej ceniona jest inteligencja, ringowa mądrość. Kiedy w ringu się myśli, można wygrywać bez robienia krzywdy rywalowi. A nokauty? W niektórych przypadkach po prostu trzeba na nie cierpliwie poczekać. Rzućmy okiem na jednego z najlepszych obecnie polskich pięściarzy, Macieja Sulęckiego. Maciek jest obecnie bliski walki o światowy czempionat w wadze średniej. On swój przełomowy moment miał w - wydaje się - swojej najważniejszej walce w karierze. Walce z Grzegorzem Proksą, którego znokautował. Wcześniej zaliczył 18 zawodowych występów, w tym nokauty... trzy. A po wygranej nad Proksą wyjechał do USA wygrywał kolejno z Darryllem Cunninghamem, Jose Miguelem Berrio, Derrickiem Finldeyem i - niedawno - Hugo Centeno Juniorem. Wszystkie pojedynki w USA kończył przed czasem.
Można? Można...


sobota, 23 lipca 2016

Ranking "RED CORNER" / super welterweight / lipiec '16

Przyszedł czas na kategorię super półśrednią, zaskakująco mocno obsadzoną przez reprezentantów Stanów Zjednoczonych. Z jednej strony walczy w tym limicie wielu ciekawych pięściarzy, natomiast z drugiej strony patrząc, nie są to tak "medialni" zawodnicy jak w limicie wyżej lub niżej.
Kategoria ta jest jedną z "najmłodszych" w boksie. W tej wadze występuje dużo młodych, niesamowicie utalentowanych bokserów. W najbliższym czasie dojdzie do kilku ciekawych pojedynków, więc następne zestawienie może się znacząco różnić od dzisiejszego.
Do dzieła!


#1
Saul Alvarez
47-1-1 (33 KO)

#2
Erislandy Lara
23-2-2 (13 KO)

#3
Jermall Charlo 
24-0 (18 KO)

#4
Demetrius Andrade
23-0 (16 KO)

#5
Liam Smith
23-0-1 (13 KO)

#6
Jermell Charlo
28-0 (13 KO)

#7
Julian Williams
22-0-1 (14 KO)

#8
Austin Trout
30-3 (17 KO)

#9
Jack Culcay
22-1 (11 KO)

#10
Erickson Lubin 
16-0 (11 KO)

#11
Diego Gabriel Chaves
24-2-1 (20 KO)

#12
Jorge Cota
25-1 (22 KO)

#13
Charles Hatley
26-1-1 (18 KO)

#14
Cornelius Bundrage
34-6 (19 KO)

#15
Liam Williams 
15-0-1 (10 KO)

----------------------------------------

#16
Willie Nelson
25-3-1 (15 KO)

#17
Cedric Vitu
44-2 (18 KO)

#18
Jarrett Hurd
18-0 (12 KO)

#19
Vanes Martirosyan
36-3-1 (21 KO)

#20
Carlos Ocampo
19-0 (12 KO)

piątek, 22 lipca 2016

Łukasz Rusiewicz - pięściarz ze stali...

Nie jest medialny. Nie mówi się o nim tak często jak o Krzysztofie Głowackim, Krzysztofie Włodarczyku czy Mateuszu Masternaku. Łukasz Rusiewicz - bo o nim będzie mowa w tym artykule - to zawodnik z cienia, jednak imponuje wielką ambicją, sercem do walki i - przede wszystkim - odpornością oraz twardością.
Jego kariera mogła potoczyć się zgoła inaczej. Był mistrzem Polski młodzików i brązowym medalistą mistrzostw Polski amatorów. Kiedy jego nazwisko mogło coś znaczyć na międzynarodowych turniejach, grupa w której trenował rozpadła się. Miał dwa wyjścia - zawieszenie rękawic na kołku lub przejście na bardzo ryzykowne zawodowstwo. Wybrał drugą opcję. 
Początki na zawodowym ringu były dobre - jak podkreśla - tylko z powodu znalezienia sponsora  na pierwszych kilka walk. Łukasz wygrał pięć pierwszych pojedynków i w tym momencie umowa ze sponsorem wygasła. Młody zawodnik znów stanął przed trudną decyzją - koniec kariery lub wyjazdy na teren trudnych rywali. I znów podjął rękawice...


Rusiewicz to pięściarz, któremu zawsze było pod górkę. On jednak potrafił ulepić coś z niczego. Bez praktycznie żadnego wsparcia wyrósł na twardego journeymana i jednego z najlepszych sparingpartnerów w swojej wadze. Do dzisiaj Polak jest uznawany za jednego z najlepszych testerów w wadze junior ciężkiej. W jego rekordzie znajduje się tyle dużych nazwisk, że możnaby nimi obdzielić sporą grupę pięściarzy.

Wyjazdy zaczęły się od Czech. To tam przegrał pierwszy pojedynek, z niepokonanym wówczas Romanem Kracikiem i tytuł mistrza tego kraju. Następny wyjazd to Szwajcaria i Nuri Seferi, późniejszy świetny zawodnik kategorii cruiser. Rusiewicz przegrał jednogłośnie, lecz minimalnie. Jeden z sędziów punktował wówczas 76-77. Po dwuletniej przerwie Łukasz znów pojechał do Czech i jeszcze raz spotkał się między linami z Kracikiem. Czech legitymował się wówczas rekordem 23-1, ale z Łukaszem wygrał po niejednogłośnej decyzji sędziów. Następne dwie walki stoczył w Niemczech. Tam spotkał się z niepokonanym Alexandrem Frenkelem i Enadem Liciną. Pojedynek z Frenkelem był jednym z 2-3, o których Rusiewicz mówi, że rzeczywiście był dużo słabszy od przeciwnika. Przegrał wówczas pięć z sześciu rund. Enad Licina był natomiast pierwszym pogromcą Polaka przed czasem. "Rusek" nie padł jednak na deski. Walka została zastopowana na stojąco. 

Łukasz wrócił po roku przerwy i znowu szykował się do wyjazdu. Tym razem celem był Luksemburg i walka z Jean-Cloude'm Bikoi. Rusiewicz wcale nie przyzwyczaił się do porażek i wypunktował miejscowego faworyta na jego terenie. Następnie przyszła propozycja walki z byłym mistrzem Świata, Herbie Hide'm. Polak przyjął walkę na kilkadziesiąt godzin przed pierwszym gongiem. Pięściarz, który na 50 pojedynków przegrał tylko cztery nie potrafił zastopować Łukasza. Znów porażka na punkty. 
W 2009 roku po ponad czteroletniej przerwie Rusiewicz miał możliwość zaboksowania przed polską publicznością. Stoczył sześć rund z obecnym mistrzem Świata WBO, Krzysztofem Głowackim, a także z Wojciechem Bartnikiem. Wszystkie rundy według sędziów przegrał, lecz ani razu nie dał sobie zrobić krzywdy. 

W 2010 roku "Rusek" dwukrotnie jechał do Niemiec, by sprostać jednemu z najsilniej bijących pięściarzy w swoim limicie, Rosjaninowi Rakhimowi Chakhievowi. Polak znów przegrał najpierw sześć, a następnie osiem rund, lecz znakomita obrona nie pozwalała rywalowi na przedostanie się do głowy. Chakhiev spośród swoich pierwszych jedenastu pojedynków tylko dwa razy nie zdołał zastopować przeciwnika. W obu przypadkach był nim Łukasz Rusiewicz. W międzyczasie pięściarz ze Starogardu Gdańskiego wystąpił w Polsce na gali w Skarżysku-Kamiennej i nieoczekiwanie sam znokautował niepokonanego wcześniej przeciwnika. Polak raz za razem pokazywał, że jest dużo wart, lecz brak promotora doskwierała mu na tyle, że musiał godzić się z rolą "zawodnika na telefon". Do dzisiaj Łukasz mówi, że jego kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby miał takie zaplecze jak pięściarze wymienieni w pierwszym zdaniu tego artykułu. 


Polak przegrywał także z liczącymi się w świecie Olą Afolabim we Wrocławiu i Troyem Rossem we Frankfurcie. Nie dawał się jednak przewrócić. Lata 2012-2013 to seria ośmiu występów na polskiej ziemii. Zaczęło się od trzech wygranych przed czasem z anonimowymi rywalami. Później przyszedł czas na Izu Ugonoha, Łukasza Zygmunta, Łukasza Janika i Michała Cieślaka. Z Ugonohem przegrał w stosunku 56-58, podobnie z Zygmuntem. Gorzej poszło mu z doświadczonym Janikiem i wielce utalentowanym Cieślakiem. W żadnym wypadku nie był jednak nawet naruszony. Defensywa ponad wszystko. Tym bardziej sensacyjnie zakończyła się walka z początkującym na zawodowstwie Tarasem Oleksiyenko. Ukrainiec mocno trafił Polaka, a sędzia bardzo szybko wkroczył między pięściarzy stopując walkę. Chyba nie znał Łukasza. "Rusek" spokojnie przetrwałby kryzys i zacząłby odpowiadać, lecz sędzia pozbawił go szans. To druga porażka Polaka przed czasem. Rusiewicz był tak zrozpaczony decyzją z Niemiec, że po trzech wygranych walkach w Polsce pojechał jeszcze raz spotkać się z Oleksiyenko. Ukrainiec legitymował się wówczas rekordem 6-0. "Rusek" pozbawił go jednak zera w rekordzie ciężkim nokautem w piątej rundzie czym zmazał plamę i wstrzymał karierę rywala na półtora roku.


W 2015 roku Łukasz wyjechał walczyć na Ukrainę, do Niemiec i do Francji. Przegrał z Iago Kiladze, Noelem Gevorem i Arsenem Goulamirianem, dwóm ostatnim urywając nawet kilka rund. Na początku bieżącego roku natomiast zaliczył trzecią w karierze przegraną przez nokaut. Nie był to oczywiście klasyczny nokaut, lecz techniczny. Sędzia zakończył pojedynek w Wielkiej Brytanii z Craigiem Kennedym ze względu na rozcięcie nad lewym okiem Rusiewicza. W maju natomiast na gali organizowanej przez Mariusza Grabowskiego i Tymex Boxing Night spotkał się w ringu z mającym 100% nokautów Adamem Balskim. Balski potwierdził swoją siłą rzucając Łukasza na deski, ale "Rusek" potwierdził odporność wstając i kontynuując wymiany z silniejszym rywalem. Ostatecznie zatrzymał serię nokautów Balskiego.


Łukasz Rusiewicz obecnie ma 34 lata i 46 stoczonych pojedynków. Jego rekord od jakiegoś czasu jest bardziej ujemny niż dodatni, ale zupełnie nie przeszkadza mu to. Rywale na całym świecie z szacunkiem wypowiadają się o Polaku i często zapraszają go na wspólne sparingu. Był sparingpartnerem Rakhima Chakhieva, Yoana Pablo Hernandeza, Marco Hucka, Krzysztofa Włodarczyka, Mateusza Masternaka czy... Władimira Kliczko. Wieloletni czempion królewskiej kategorii zaprosił Polaka na sparingi przed walką z Jeanem Marciem Mormeckiem. 
"Rusek" walczył w wielu krajach - dziesięciokrotnie w Niemczech, czterokrotnie w Czechach, a także w Szwajcarii, Irlandii, Luksemburgu, Finlandii, Francji, na Ukrainie i w Wielkiej Brytanii. 
Przegrał 24 pojedynki, z czego tylko 3 przed czasem. Wygrał 22 walki. Sam nokautował trzynastokrotie. 
Przeboksował 222 rundy.


Każdy doskonale wie, jak traktowani są na świecie journeymani. Oni nie przyjeżdżają, żeby wygrywać. Są traktowani z góry. Mają ładnie się zaprezentować, przegrać i wrócić do domu. Ciężko stwierdzić w ilu wyjazdowych pojedynkach Łukasz Rusiewicz był lepszy od swojego rywala. Ciężko też wyrokować, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby miał zapewnioną opiekę promotora i stworzone warunki do treningów. Pewne jest jedno - Łukasz to twardziel, co udowodnił już wielokrotnie. Szacunek.

czwartek, 14 lipca 2016

Załoga absolutnego wsparcia - grupa Tymex Boxing Promotions.

Od jakiegoś czasu zabieram się za artykuł na temat grupy promotorskiej Mariusza Grabowskiego, ale ciągle coś mnie od tego pomysłu odganiało. Wreszcie nadszedł ten czas, gdy warto przybliżyć kibicom firmę Tymex sponsorujących młodych, obiecujących przedstawicieli boksu. 
Tymex Boxing Promotions to grupa powołana do życia w 2012 roku przez właściciela firmy Tymex, Mariusza Grabowskiego. Grabowski został jednocześnie promotorem. 
Warto w tym miejscu dodać, ze firma Tymex zajmuje się docelowo hurtową i detaliczną sprzedażą stolarki budowlanej, a więc oknami i drzwiami. 
Skąd zatem wzięła się promocja boksu?
Grupa nie ogranicza się do swojej działalności budowlanej. Bardzo chętnie wspiera sport i inne wydarzenia, również charytatywnie. Mariusz Grabowski zawsze chętnie wspierał działalności społeczno-kulturalne i charytatywne, a także koncentrował się na inwestowaniu w młode talenty i przedsięwzięcia sportowe. 


Pierwszym pięściarzem, jakiego zaczęła wspierać firma Tymex był Michał Żeromiński. Mariusz Grabowski praktycznie od samego początku kariery zawodowej Radomianina był przy nim. Z biegiem lat grupa rozrosła się do całkiem sporej liczby silniejszych i słabszych zawodników. 
Co ciekawe, niemal każdy pięściarz grupy Tymex Boxing znajduje się na poziomie, dzięki którym spokojnie mógłby wystąpić w walce wieczoru na mniejszej gali bokserskiej. 


W tej chwili najbardziej znaną osobą związaną z grupą promotorską Mariusza Grabowskiego jest bez wątpienia Ewa Brodnicka. Ewa jest aktualną mistrzynią Europy wagi lekkiej, a wcześniej posiadała także pas WBF Intercontinental. Pięściarka była także wicemistrzynią Świata w kickboxingu. Aktualnie Brodnicka ma za sobą dziesięć zawodowych pojedynków, z czego wszystkie wygrane. We wrześniu ubiegłego roku w pojedynku o prymat w polskim boksie kobiet pokonała niejednogłośnie - i dość kontrowersyjnie - Ewą Piątkowską. trzy miesiące później sięgnęła po tytuł EBU. W 2016 roku jeszcze nie prezentowała się w ringu.


Michał Żeromiński to zawodnik, który - tak jak wspominałem - od początku jest związany z Mariuszem Grabowskim. Promotor mocno wierzy w swojego zawodnika, który coraz częściej dostaje szanse na zaprezentowanie swoich możliwości. "Żeroma" szybko został rzucony na głęboką wodę. Już w szóstym zawodowym pojedynku spotkał się z Rafałem Jackiewiczem, a w dziewiątym z Łukaszem Maćcem. Pojedynki te skutkowały dwoma porażkami, ale promotor pokazał, że nie ma zamiaru hodować rekordów swoich zawodników. W ostatnim pojedynku Żeromiński wystąpił w walce wieczoru na zamku w Szydłowcu, lecz tylko zremisował z Romanem Selivertsovem.


Jednym z najbardziej rozpoznawalnych pięściarzy Tymexu jest bez wątpienia Robert Parzęczewski. Młody, ledwie 22-letni pięściarz słynie z wielkiej pewności siebie, walczy agresywnie, przez co efektownie. Cały czas jego celem pozostaje tytuł mistrza Świata. Nieco ponad roku temu "Arab" został jednak sprowadzony na ziemię przez Francuza, Jessy Luxembourgera, z którym przegrał na gali w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jest to bez wątpienia jeden z motorów napędowych grupy. Jeszcze kilka walk i będzie w stanie rywalizować z bezpośrednim zapleczem czołówki wagi półciężkiej. Z pewnością kandydat do występów w walkach wieczoru.


Zawodnik, który w ostatnim czasie poczynił najwięcej postępów i coraz lepiej się rozwija - Adam Balski. Balski to "wynalazek" Mariusza Grabowskiego, który może okazać się strzałem w "10". Pięściarz zawodową karierę zaczął w Wielkiej Brytanii, jednak zaprzestał boksować. Po dwóch latach absencji do Polski ściągnął go właśnie Grabowski i od tego czasu Polak odwdzięcza się świetnymi walkami i efektownymi nokautami. Balski największy test zdał w czerwcu, kiedy to wyraźnie pokonał Łukasza Rusiewicza rzucając go także przy okazji na deski. Adam Balski to zawodnik, któremu warto się przyglądać. Ma spore szanse na dużą karierę. 


Kolejnym motorem napędowym grupy promotorskiej Mariusza Grabowskiego może okazać się Sasha Sidorenko - jedyny człowiek z zagranicy w grupie. Sasha dysponuje bardzo dobrymi warunkami i prezentuje bardzo ciekawy styl boksowania. Jest trudna do trafienia i świetnie porusza się na nogach. Stoczyła ledwie cztery zawodowe pojedynki, ani razu nie wygrała przed czasem, ale wspólnie z Mariuszem Grabowskim szukają walki o światowy tytuł. Ukraińce marzy się pojedynek z Ewą Piątkowską, która posiada pas mistrzyni Europy w wadze półśredniej.


Jeden poziom niżej niż wymieniona wcześniej piątka jest m.in. Damian Wrzesiński, Michał Gerlecki, Nikodem Jeżewski czy  ciężcy - Marcin Siwy i Marcin Brzeski.
Wrzesiński w ostatnim pojedynku pokonał innego zawodnika ze swojej grupy, Michała Leśniaka czym uratował swoją karierę w Tymex Boxing Promotions. Wcześniej niestety zaliczył wpadkę zaledwie remisując z Andreiem Staliarchukiem legitymującym się wyraźnie ujemnym rekordem.
Gerlecki zapowiadał się bardzo dobrze. Po wygranej nad Stjepanem Boziciem wydawało się, że wchodzi na wyższy poziom. Ten wyższy poziom pokazał mu jednak Geard Ajetović, który sukcesywnie rozbijał Gdańszczanina i zastopował tuż przed końcem walki. 
Jeżewski to przykład zawodnika, który zapowiadał się na dużo lepszego niż jest. Na początku działalności Tymexu to własnie on wydawał się na tego, który pociągnie grupę. Okazało się inaczej. Jeżewski co prawda nie przegrał jeszcze walki, ale pojedynkuje się z bardzo mizernymi rywalami, a i tak zaliczył wpadkę z Andrzejem Witkowskim. Warto dodać, że Jeżewski bił się w ringu z zaledwie jednym rywalem z dodatnim rekordem. Był nim Atilla Palko, który wygrał 20 razy przy 18 porażkach.
Podobnie rzecz wygląda z Marcinem Siwym. Częstochowianin absolutnie nie ma warunków na wagę ciężką. Siwy spotyka się w ringu z kompletnie anonimowymi pięściarzami, z reguły są to zawodnicy z ujemnym bilansem. Były plany, aby pojechał do Australii walczyć z Solomonem Haumono, a teraz przymierzany jest do gali Polsat Boxing Night i Andrzeja Wawrzyka. W obu przypadkach mogłoby to się dla niego bardzo źle skończyć. 
Marcin Brzeski wydaje się lepszy od swojego imiennika, ale głównie ze względu na warunki fizyczne. Brzeski również raz bił się w ringu z zawodnikiem z dodatnim rekordem, ale wystarczy, że powiem iż był to Włodzimierz Letr. Oprócz tego Marcin występuje zdecydowanie zbyt rzadko. We wrześniu 2015 roku wrócił po rocznej przerwie. Stoczył walkę ze wspomnianym Letrem także w październiku i znów zniknął. Niedługo minie kolejny stracony rok tego wciąż młodego, 26-letniego zawodnika. Szkoda...






Zostało jeszcze trzech młodych i wciąż perspektywicznych zawodników grupy Tymex Boxing. Mowa o Michale Leśniaku, Mateuszu Rzadkoszu i Tomaszu Gromadzkim.
Michał Leśniak przegrał z Damianem Wrzesińskim we wspomnianej walce, czym nieco utrudnił sobie "życie" w grupie i pogorszył swoją pozycję. Walka była jednak dość wyrównana, co na pewno nie zastopuje kariery "Szczupaka". W podobnej sytuacji znalazł się Mateusz Rzadkosz. Świetny amator, który miał dobrze wejść w karierę zawodową nieoczekiwanie napotkał trudności w walce z Tomaszem Gromadzkim. Rzadkosz nie był przygotowany na taką agresję i styl rywala co poskutkowało nieoczekiwanym, lecz sprawiedliwym remisem. Obaj pięściarze wrócili już na zwycięską ścieżkę - Leśniak w maju w Kędzierzynie-Koźlu, natomiast Rzadkosz w czerwcu w Tczewie. 
W zupełnie innym stanie psychicznym jest teraz z pewnością wspomniany Gromadzki. Jest to pięściarz dość surowy technicznie, brakuje mu umiejętności stricte bokserskich, ale wszystkie braki nadrabia niesawmoitą ambicją i sercem do walki. Remis z Rzadkoszem był dla wielu niespodzianką, ale Tomasz w Szydłowcu do jednej bramki wypunktował niepokonanego wcześniej Mariusza Runowskiego.




Tak więc jak widać, w grupie są i lepsi i słabsi zawodnicy. Każdy jednak obiecujący. Mariusz Grabowski okazał się prawdziwym cudotwórcą tworząc z tego zlepku całkiem sprawnie działający mechanizm. Promotor miał przede wszystkim pomysł na swoją działalność. Braki w wyszkoleniu swoich zawodników nadrabia... atrakcjami. Takimi atrakcjami na galach Tymexu są przede wszystkim znane nazwiska. Na galach Grabowskiego często występują tacy pięściarze jak Damian Jonak Rafał Jackiewicz, Przemysław Opalach czy Mariusz Wach. Ich zadaniem jest przede wszystkim ściągnięcie kibiców. Trzeba przyznać, że są to nazwiska, które w ostatnim czasie nieco bardziej śmieszą niż zachwycają, ale jednego nie można im odmówić - wciąż przyciągają kibiców szermierki na pięści. A o to właśnie w tym biznesie chodzi...





Kończąc wątek - mam duży szacunek dla Mariusza Grabowskiego za jego inicjatywę. Stworzył ciekawą odskocznię od wyraźnie potężniejszych grup Andrzeja Wasilewskiego, Piotra Wernera czy Tomasza Babilońskiego. Ma przede wszystkim pomysł na siebie i to co robi, robi dobrze. Oby tak dalej!


Zdjęcia pochodzą ze strony www.promotion.tymex.pl.