niedziela, 16 czerwca 2019

Kompromitacja policjanta!!!

To będzie krótki tekst! Krótki, ale dosadny, bo to co stało się wczorajszego wieczoru na łotewskim ringu przechodzi ludzkie pojęcie i ciężko się do tego odnieść w sposób mało impulsywny. Oficjalnie Krzysztof Głowacki przegrał przez TKO w trzeciej rundzie z Mairisem Briedisem w półfinale World Boxing Super Series, a nieoficjalnie... mamy po prostu spory skandal, o którym mówić będziemy jeszcze długo...


Walka trwała niecałe 400 sekund, a w tym czasie wyprawiały się w ringu nieprawdopodobne rzeczy. Zaczęło się w drugiej rundzie, kiedy to Polak w zwarciu faktycznie uderzył rywala w tył głowy, ale odpowiedź Łotysza była natychmiastowa i absolutnie fatalna. Silne uderzenie łokciem, kontrolowane uderzenie łokciem, z premedytacją ścięło Głowackiego z nóg. I co wówczas? Doświadczony, lecz już wiekowy sędzia Robert Byrd powinien przerwać tę walkę. Co mógł zrobić więcej? W moim odczuciu powinien upomnieć Głowackiego, a Briedisowi kategorycznie odjąć przynajmniej punkt. Nie zrobił nic! Mało tego, komenda "get up" w stronę Polaka sugeruje, iż Byrd uznał reakcję Krzysztofa za symulowanie. Po prostu kazał mu wstawać i walczyć dalej. Widać było, że ten nielegalny cios zrobił spustoszenie w głowie Krzyśka, a przynajmniej wyprowadził go z równowagi zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Później akcja potoczyła się szybko. Polak poszedł na wymianę, został podłączony i padł na deski. Czy "elektryczność" Głowackiego była pokłosiem łokcia? Oczywiście, że tak. "Główka" nie dostał czasu na dojście do siebie i skończyło się nokdaunem. Nasz zawodnik wstał na nogi, lecz kiedy sędzia skończył go liczyć, na zegarze widniało 8 sekund do końca rundy. Panowie poszli na wymianę i chwilę później zabrzmiał gong. Długi gong. Głośny gong. Słyszeli go wszyscy, oprócz sędziego. Słyszał Kalle Sauderland, słyszał narożnik Briedisa, słyszał Głowacki i słyszał sam Łotysz. Jednak walka trwała dalej. I Krzysiek, zamiast mieć minutę na odpoczynek, musiał przyjmować kolejne ciosy rywala, aż w końcu po raz drugi padł na deski. Absurdem jest fakt, iż Byrd kolejny raz liczył Polaka, pomimo iż na ring wpadł sekundant Briedisa, a z pierwszych rzędów supervisorzy pokazywali sędziemu, że już dawno trwa przerwa. Mało tego, amerykański sędzia miał ochotę po drugim liczeniu puścić walkę dalej...


Kiedy w końcu pozwolono Krzyśkowi usiąść na krześle na swoją minutę, okazało się, że przerwa trwała już od czasu gongu, tak więc runda została przedłużona łącznie o 20 sekund, a przerwa trwała dokładnie o tyle krócej. Absurd, kompromitacja. Kiedy Krzysiek wychodził do trzeciej rundy, mówiłem, że powinien absolutnie zostać już na krześle, że to nie ma sensu. I stało się, tak jak się stało. Wystarczyło 30 sekund, a silny Łotysz powalił po raz kolejny Głowackiego, a sędzia podjął pierwszą dobrą decyzję w tej walce i ją zastopował. 

Walka trwała krótko i wyglądała tak, jak zdecydowanie nie powinna. To była żenada na ringu w Rydze, o której jeszcze wczoraj wypowiedział się bokserski świat. Przeważały komentarze, że tak nie powinien wyglądać półfinał intratnego turnieju. Że Polak został wręcz obrabowany z walki, obrabowany z marzeń. Że długie miesiące ciężkich przygotowań poszło na marne. Ciężko wyobrazić sobie, co teraz kołacze się w głowie polskiego pięściarza. 


Co działo się po walce? Absurdy goniły absurdy. Mairis Briedis jeszcze w ringu powiedział, że cios łokciem wynikał z przyzwyczajenia do tajskiego boksu (!!!), a gong kończący drugą rundę oczywiście słyszał, jednak widział podłączonego Polaka i postanowił się nie zatrzymywać (!!!). Co najmniej optymistyczne w tym wszystkim, organizator gali Kalle Sauerland w ogóle nie widzi podstaw do wniesienie protestu ze strony polskiej, gdyż... To nie wina Briedisa, lecz sędziego Byrda (!!!) Oczywiście nie zamierza w żaden sposób ukarać sędziego, bo to... bardzo doświadczony sędzia i w tumulcie, jaki panował na hali mógł przecież nie słyszeć gongu (!!!) 
No faktycznie KUR#A, zero kontrowersji...

Andrzej Wasilewski wypowiedział się na gorąco, że zrobi wszystko, aby unieważnić wynik tej walki, a na szybko ma do tego przynajmniej trzy powody - łokieć, runda dłuższa o 20 sekund i wtargnięcie w trakcie walki osoby ze sztabu przeciwnika. Czy jednak ktoś wierzy, że protest może zostać uznany? Praktycznie nie ma na to szansy. To jest turniej. Tu wszystko musi się zgadzać, musi działać jak w szwajcarskim zegarku. Wyłoniono pierwszego finalistę Yuniela Dorticosa i potrzebny mu jest partner do finału. Gdyby walka Briedisa z Głowackim miała zostać powtórzona, odbyłaby się najwcześniej za jakieś 3-4 miesiące. Później następne 5-6 miesięcy do finału, co przedłużyłoby przerwę Dorticosa do niemal roku... 


Kilka krótkich zdań, które przychodzą mi na myśl, jako podsumowanie tej farsy. Pierwsza jest banalnie prosta i życiowa. Mairis Briedis jest na Łotwie osobą niezwykle popularną, szanowaną. Jest bohaterem, wręcz celebrytą, żywą reklamą kraju. I wreszcie urzędnikiem nadzoru publicznego, POLICJANTEM, a więc osobą, do której powinno się mieć zaufanie. Na swoim ringu wczorajszego wieczoru pokazał jednak, że jest bokserskim bandytą. Człowiekiem zupełnie innym, niż się go uważa. Osobiście nazwałbym go zwykłym oszustem i frajerem, który swoim zachowaniem zabija istotę tego pięknego sportu. A cała ta farsa, która się wczoraj na naszych oczach dokonała, gdzie głównymi aktorami zostali sam Briedis oraz sędzia Robert Byrd, a aktorem drugoplanowym Kalle Sauerland sprawia, że sport, który ma wielkie tradycje, przestaje być sportem w swojej istocie, a zaczyna być biznesem odstrzela "mniejszych". Finał Briedisa z Dorticosem sprzeda się świetnie, bo to półfinaliści pierwszej edycji. Krysiek Głowacki po prostu tam nie pasował. 
Na koniec nieco prześmiewczo powiem, że wszyscy obawiali się, że Krzysztofa skrzywdzi sędzina punktowa Adelaide Byrd, ale kompromitacji tej Pani postanowił oszczędzić jej mąż biorąc na siebie całą odpowiedzialność za to, co widzieliśmy. Piękna sprawa. Postawa godna pochwały, Panie Byrd.

I tylko szkoda, że padł mit talizmanu Krzyśka w postaci siedzącego pod ringiem Andrzeja Wawrzyka... Krzysiu! Wróć silniejszy!

piątek, 14 czerwca 2019

World Boxing Super Series II - waga junior ciężka - typy na półfinał!

Już w zbliżającą się wielkimi krokami sobotę oczy pięściarskich kibiców skierowane będą na Rygę. Właśnie w stolicy Łotwy dojdzie do dwóch arcyciekawych (również z naszego punktu widzenia) starć półfinałowych intratnego turnieju World Boxing Super Series w kategorii cruiser. Ta kategoria interesuje nas najbardziej, bo od dawna uznawana jest za najbardziej "polską". I również w półfinałach WBSS mamy swojego reprezentanta, który walczyć będzie o swoją karierę, wielką kasę i tytuły. 

Mairis Briedis - Krzysztof Głowacki

Polak staje przed wielką szansą, która jednocześnie jest także ogromnym wyzwaniem. Briedis to jedyny pięściarz, który półfinałowy bój stoczy przed własną publicznością i biorąc pod uwagę fakt, iż pozostająca w turnieju czwórka prezentuje bardzo wyrównany poziom, może być właśnie jego tajną bronią. Łotysz jest także faworytem bukmacherów, a także półfinalistą pierwszej edycji turnieju WBSS, gdzie odpadł dając najtrudniejszy pojedynek w karierze uznawanemu za jednego z najlepszych pięściarzy świata bez podziału na kategorie wagowe Oleksandrowi Usykowi. Po drugiej stronie ringu stanie Krzysztof Głowacki. Niezwykle zmotywowany Polak zapowiada, że ściany nie pomogą gospodarzowi, a on zostawi między linami serce, aby wręcz wyrwać awans do ścisłego finału. "Główka" zapowiada formę lepszą, niż przed legendarną już, zwycięską walką z Marco Huckiem, jednak to i tak nie musi wystarczyć na Briedisa. Panowie mają podobne warunki fizyczne i podobne doświadczenie. Mierzyli się także z podobnej wartości przeciwnikami. Punktem wspólnym obu zawodników jest wspomniany Usyk, który jest autorem jedynej porażki w rekordzie zarówno Łotysza, jak i Polaka. Obaj walczyli z Ukraińcem przed własną publicznością i w tym korespondencyjnym pojedynku lepiej wypadł Mairis. Teraz też to Mairisowi sprzyjać będzie i ring i publika, więc tym cięższe zadanie czeka Głowackiego. Co ciekawe, pięściarze powalczą w sobotę o dwa pasy mistrzowskie WBO i WBC. Pierwszy z pasów do ringu wniesie Polak, drugi zaś jest wakujący i zdobędzie go zwycięzca. Zwycięzca będzie jednocześnie finalistą turnieju i - zaryzykuje tezę - faworytem tego finału. Niech wygra lepszy. Na Łotwie Mairis Briedis jest lokalnym bohaterem, z drugiej jednak strony Polska czeka na wielki sukces na arenie międzynarodowej i kibice bardzo liczą na dobry występ Krzyśka. Obyśmy byli świadkami wielkiej, zwycięskiej walki Polaka, jednak na punkty wygrać będzie niezwykle trudno.


Typ: Briedis na punkty.

Notowania:
Briedis: 60%
Głowacki: 40%


Yunier Dorticos - Andrew Tabiti

W drugim półfinale, który rozegra się bezpośrednio przed w/w walką spotkają się kolejny półfinalista ubiegłej edycji WBSS Yunier Dorticos oraz jedyny niepokonany jeszcze w stawce, jednak najmniej doświadczony Andrew Tabiti reprezentujący USA. Tutaj nieznacznym faworytem wydaje się być większy i silniejszy Kubańczyk, jednak nie można skreślać Amerykanina, który dysponuje lepszą szybkością i wcale nie słabszym uderzeniem. Tabiti - jak wspomniałem - nie zna jeszcze uczucia porażki, a z takimi zawodnikami walczy się niezwykle ciężko. Dorticos raz już przegrał, było to we wspomnianym półfinale pierwszej edycji WBSS, kiedy to po znakomitej walce na wyniszczenie uległ na sekundy przed końcem 12-tej rundy Muratowi Gassievowi. Obaj Panowie stoczyli w ćwierćfinale ciężkie boje. Dorticos długo męczył się z Mateuszem Masternakiem, ale ostatecznie był o te 1-2 rundy lepszy, natomiast Tabiti na ciężkim terenie w Rosji równie nieznacznie pokonał Ruslana Fayfera. W tej konfrontacji widoczna już będzie dysproporcja warunków fizycznych. Dorticos jest sporo wyższy, ma także większy zasięg rąk, z czego - jak wiemy - potrafi robić użytek. Bije też bardzo mocno o czym świadczy procent wygranych przed czasem. Zapewniam jednak, iż lekceważenie Amerykanina może zdziwić. To twardziel, dobrze porusza się po ringu, będzie niebezpieczny w każdej sekundzie tego boju. Kubańczyk słabiej zaprezentował się w pojedynku z Mateuszem Masternkiem, być może nie będzie już w stanie być tak niebezpieczny jak w pojedynkach z Kalengą czy Kudryashovem. Może mieć także problemy kondycyjne. Jest trzy lata starszy od swojego rywala. Istnieje opcja, że Tabiti wykona to, czego nie dał rady zrobić Masternak i w końcowych rundach przechyli szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W stawce tej walki pas IBF Interim.


Typ: Tabiti na punkty.

Notowania:
Dorticos: 45%
Tabiti: 55%