środa, 16 listopada 2016

Polacy aktywni czyli jak często i jak długo...

Ostatnio bardzo często słychać w polskim boksie narzekania pięściarzy, że mało walczą, że ze słabymi rywalami, że za mało zarabiają pieniędzy. O pieniądzach lubi mówić Krzysiek Włodarczyk, ostatnio mocniejszych wywiadów dotyczących małej aktywności udzielili chociażby Kamil Łaszczyk czy Michał Syrowatka, a o mocniejszych przeciwników proszą się Cieślak, Sulęcki, Szpilka i wspomniany już Syrowatka. 


Ponieważ lubię statystykę, postanowiłem zebrać wszystkie dane do kupy i przedstawić Wam jak to się ma w rzeczywistości. Pod kalkulację wziąłem 15 czołowych polskich pięściarzy i ostatnich 5 lat.

Krzysztof Głowacki
waga: junior ciężka
2016: 2 walki / 24 rundy
2015: 2 walki / 23 rundy
2014: 2 walki / 13 rund
2013: 3 walki / 21 rund
2012: 3 walki / 23 rundy
Średnio na rok: 2,4 walki / 20,8 rundy


Maciej Sulęcki
waga: średnia
2016: 2 walki / 17 rund
2015: 2 walki / 4 rundy
2014: 3 walki / 27 rund
2013: 4 walki / 32 rundy
2012: 4 walki / 23 rundy
Średnio na rok: 3,0 walki / 20,6 rundy


Andrzej Fonfara
waga: półciężka
2016: 1 walka / 1 runda
2015: 2 walki / 21 rund
2014: 2 walki / 22 rundy
2013: 2 walki / 11 rund
2012: 3 walki / 20 rund
Średnio na rok: 2,0 walki / 15,0 rund


Artur Szpilka
waga: ciężka
2016: 1 walka / 9 rund
2015: 3 walki / 7 rund
2014: 2 walki / 20 rund
2013: 3 walki / 18 rund
2012: 3 walki / 15 rund
Średnio na rok: 2,4 walki / 13,8 rundy


Mateusz Masternak
waga: junior ciężka
2016: 1 walka / 10 rund
2015: 4 walki / 26 rund
2014: 5 walk / 38 rund
2013: 2 walki / 20 rund
2012: 3 walki / 24 rundy
Średnio na rok: 3,0 walki / 23,6 rundy


Krzysztof Włodarczyk
2016: 2 walki / 6 rund *
2015: 0 walk / 0 rund
2014: 1 walka / 12 rund
2013: 2 walki / 14 rund
2012: 1 walka / 12 rund
Średnio na rok: 1,2 walki / 8,8 rundy
* 10.12 wystąpi na gali we Wrocławiu.


Kamil Łaszczyk
waga: piórkowa
2016: 2 walki / 12 rund
2015: 2 walki / 14 rund
2014: 4 walki / 34 rundy
2013: 4 walki / 31 rund
2012: 5 walk / 35 rund
Średnio na rok: 3,4 walki / 25,2 rundy


Andrzej Wawrzyk
waga: ciężka
2016: 2 walki / 13 rund
2015: 2 walki / 5 rund
2014: 2 walki / 6 rund
2013: 2 walki / 9 rund
2012: 2 walki / 20 rund
Średnio na rok: 2,0 walki / 10,6 rundy


Izu Ugonoh
waga: ciężka
2016: 2 walki / 6 rund
2015: 5 walk / 14 rund
2014: 1 walka / 2 rundy
2013: 1 walka / 6 rund
2012: 2 walki / 11 rund
Średnio na rok: 2,2 walki / 7,8 rundy


Mariusz Wach
waga: ciężka
2016: 1 walka / 10 rund
2015: 3 walki / 28 rund
2014: 2 walki / 14 rund
2013: 0 walk / 0 rund
2012: 2 walki / 18 rund
Średnio na rok: 1,6 walki / 14,0 rund


Dariusz Sęk
waga: półciężka
2016: 2 walki / 16 rund
2015: 4 walki / 34 rundy
2014: 3 walki / 30 rund
2013: 3 walki / 24 rundy
2012: 3 walki / 28 rund
Średnio na rok: 3,0 walki / 26,4 rundy


Michał Syrowatka
waga: super lekka
2016: 3 walki / 21 rund
2015: 2 walki / 17 rund
2014: 4 walki / 21 rund
2013: 5 walk / 28 rund
2012: 2 walki / 8 rund *
Średnio na rok: 3,4 walki / 19,0 rund
* Kariera rozpoczęta w październiku 2012.


Kamil Szeremeta
waga: średnia
2016: 2 walki / 15 rund
2015: 3 walki / 28 rund
2014: 4 walki / 27 rund
2013: 3 walki / 16 rund
2012: 2 walki / 8 rund *
Średnio na rok: 2,8 walki / 18,8 rundy
* Kariera rozpoczęta w grudniu 2012.


Patryk Szymański
waga: super półśrednia
2016: 2 walki / 20 rund
2015: 3 walki / 13 rund
2014: 3 walki / 9 rund
2013: 4 walki / 17 rund
2012: 5 walk / 16 rund *
Średnio na rok: 3,4 walki / 15,0 rund
* Kariera rozpoczęta w czerwcu 2012.


Michał Cieślak
waga: junior ciężka
2016: 3 walki / 15 rund *
2015: 4 walki / 12 rund
2014: 3 walki / 10 rund
2013: 4 walki / 14 rund **
2012: - / -
Średnio na rok: 3,5 walki / 12,8 rundy
* 10.12 wystąpi na gali we Wrocławiu.
** Kariera rozpoczęta w czerwcu 2013.


Jakie informacje można wyciągnąć z tych cyferek?
Ano takie, że statystycznie najczęściej między linami pojawia się Michał Cieślak (3,5), Patryk Szymański (3,4), Michał Syrowatka (3,4) i Kamil Łaszczyk (3,4). Najrzadziej natomiast kibice mają okazję obejrzeć Krzysztofa Włodarczyka (1,2) i Mariusza Wacha (1,6).
Najwięcej rund w ringu spędza za to Dariusz Sęk (26,4), Kamil Łaszczyk (25,2) i Mateusz Masternak (23,6), podczas gdy najszybciej swoje walki kończą Izu Ugonoh (7,8), Krzysztof Włodarczyk (8,8) i Andrzej Wawrzyk (10,6).
Żaden z pięściarzy nie był w ringu więcej niż 5 razy w roku. To bardzo wysoki wynik, który osiągnęło pięciu zawodników - Mateusz Masternak (2014), Kamil Łaszczyk (2012), Izu Ugonoh (2015), Michał Syrowatka (2013) i Patryk Szymański (2012 / w ciągu pół roku).
Krzysztof Włodarczyk i Mariusz Wach to jedyni pięściarze w zestawieniu, którzy mieli przerwę na cały rok. "Diablo" pauzował w 2015 roku po porażce z Grigory Drozdem, zaś "Viking" w 2013 roku po laniu z rąk Władimira Kliczki. 


Jakie wnioski?
Michał Syrowatka i Kamil Łaszczyk, którzy otwarcie w wywiadach powtarzali, że potrzebują częstszych występów walczą... najczęściej. Co ciekawe, częściej do ringu wchodzą zawodnicy boksujący lub trenujący za granicą - Szymański, Łaszczyk, Ugonoh, Masternak czy Sulęcki. Wyjątkami są w tym gronie wspomniany Syrowatka oraz Dariusz Sęk.
Nie odkryje Ameryki, jeśli napisze iż z roku na rok częstotliwość występów u większości spada. Taki Patryk Szymański zaliczył 5 walk w 2012 roku licząc od czerwca, a Kamil Szeremeta 2 pojedynki stoczył w grudniu. Wyjątkiem od tej natomiast reguły jest tylko Izu Ugonoh, którego kariera nabrała rozpędu odkąd zamienił Polskę na Nową Zelandię. 


Normalnym jest także fakt, że z roku na rok, wraz ze zwiększeniem jakości oponentów liczba przeboksowanych rund powinna się zwiększać - wszak nie tak łatwo znokautować silniejszego przeciwnika, a i ilość zakontraktowanych rund wzrasta wraz ze statusem pojedynku. Nie do końca tak jest w przypadku Kamila Łaszczyka - w latach 2012-2014 spędził w ringu ponad 30 rund, a w ostatnich dwóch latach odpowiednio 14 i 12. Kilka lat temu walczył na królewskim dystansie, a w bieżącym roku boksuje tylko "szóstki". Dużo mniej rund po przeprowadzce do USA potrzebują w ringu także Artur Szpilka i Maciej Sulęcki - "Szpila" w 2015 roku na wygranie trzech walk potrzebował 7 rund, zaś "Striczu" rozstrzygnął dwie walki w czasie 4 rund. Tylko jedną rundę w ringu w bieżącym roku przebywał natomiast Andrzej Fonfara, ale w tym przypadku nie było już tak kolorowo...


W 2016 roku tylko trzech pięściarzy powącha ring więcej niż 2 razy. 3 występy na już za sobą Michał Syrowatka. Na ostatniej tegorocznej gali we Wrocławiu po raz trzeci do ringu wejdzie - a to niespodzianka - Krzysztof Włodarczyk, a po raz czwarty Michał Cieślak. 
Dla porównania, rok wcześniej więcej niż 2 występami pochwalić się mogło aż dziewięciu zawodników. 


Najstabilniej na przełomie ostatnich pięciu lat wygląda kariera Andrzeja Wawrzyka - nasz polski ciężki w każdym roku wychodził do ringu dwukrotnie. Podobnie wygląda sytuacja z Krzysztofem Głowackim. Wygląda na to, że dwie walki rocznie na wysokim poziomie to w tej chwili standard. 
Na drugim biegunie znajdują się obecnie Artur Szpilka, Mateusz Masternak, Izu Ugonoh i Mariusz Wach, ale każdy z innego powodu. "Szpila" zaliczył ciężki nokaut na początku roku i pauzuje od stycznia, za "Masterem" ciągną się problemy z promotorem i po prostu nie może wyjść do ringu do końca 2016 roku, kiedy to wygaśnie ów kontrakt, Izu występował w "Tańcu z Gwiazdami", ale jego kariera na pewno wróci na właściwe tory, a Mariusza Wacha po prostu nikt już chyba nie chce oglądać...


wtorek, 15 listopada 2016

"Powiało nudą" w Łomiankach - podsumowanie gali...

Za Nami przedostatnia już tegoroczna gala boksu w Polsce i tym samym przedostatnie podsumowanie z cyklu "Na Gorąco". Od razu przepraszam za sporą zwłokę, ale udało mi się wyjechać na prawie tydzień wykorzystując długi weekend. Ponad tydzień opóźnienia to sporo, zdaje sobie z tego sprawę, ale tak wyszło i - mam nadzieje - więcej zdarzać się nie będzie. Za Nami gala w Łomiankach pod banderą grupy Tymex Boxing i AG Promotions i kilka ciekawych nazwisk - Brodnicka, Sęk, Syrowatka... 
Niestety, nie ma co tym razem ukrywać, że było to widowisko stojące na bardzo słabym poziomie. 



Kilka słów oceny:

Pierwszy na ringu pojawił się nowy "gwiazdor" grupy i swego rodzaju ewenement, Paweł Rumiński. Świetny amator kapitalnie wprowadził się na zawodowe ringi i tworzy swoją niesamowitą historię. W debiucie w 6 sekund ciężko znokautował Siarheia Krapshylę w październiku, by na początku listopada w 9 sekundzie zakończyć walkę z Vladimirem Fecko. Dwa występy, dwa nokauty i 15 sekund aktywności między linami łącznie. To musi robić wrażenie, ale jednocześnie odkłada na bok ocenę zawodnika. Wszak jedyne co możemy powiedzieć o Rumińskim to to, iż znakomicie czuje dystans i jest piekielnie skuteczny. Oby tak dalej.



Co można nowego napisać o Oleksandrze Sidorenko? Zawodniczka w każdym swoim występie prezentuje ten sam, wysoki poziom, ale nie ma też fajerwerków, pomijając jakość dotychczasowych rywalek. Sasha robi swoje, wykorzystuje bardo dobre wyszkolenie techniczne i punktuje rywalki jednocześnie walcząc bardzo asekuracyjnie. Ukrainka wygrała swoją piątą walkę, w której nie oddała rywalce ani jednej rundy. Czas najwyższy na konkretniejszą rywalkę dla Sidorenko, chociażby Elfi Philips, niedawna przeciwniczka Ewy Brodnickiej.



Walka Marcina Siwego z Michaelem Sprottem to miało być jedno z najciekawszych aspektów gali w Łomiankach. Z jednej strony po prostu słaby Polak, z drugiej wyboksowany lecz doświadczony Brytyjczyk. Sprott ostatnich pięć walk przegrał przed czasem, w tym aż cztery z nich w pierwszej rundzie. Aż prosiło się, by "siąść" na rywalu, pójść na otwartą wymianę i efektownie zakończyć walkę. Siwy jednak chyba zna swoją wartość, swoje atuty i braki. Nie zaryzykował i po nudnej walce tylko wypunktował Sprotta. Dla Polaka to i tak największy sukces w karierze, ale ta walka pokazała też, że z tej mąki chleba nie będzie absolutnie. Planowana walka Siwego z Adamem Kownackim może się zakończyć bardzo źle. Marcin powyżej pewnego poziomu już nie zaboksuje. Moim zdaniem jego kariera sięgnęła zenitu.




Michał Syrowatka - przykład pięściarza, który traci swój najlepszy czas poprzez konflikt z promotorami. Niby oficjalnie żadnego konfliktu nie ma, ale gołym okiem widać, że jego kariera stoi w miejscu podobnie jak w przypadku Kamila Łaszczyka. Zawodnik chce walczyć częściej, z coraz lepszymi rywalami, a tym czasem jeździ po Łomiankach i bije się z gościem, który nawet nie wygląda na pięściarza. Takim był właśnie niejaki Norwin Galo z Nikaragui. Jaki sens jest ściągać człowieka z drugiego końca świata, który prezentuje tak drastycznie niski poziom? Tego nie wie nikt. Michał oczywiście dopisał do swojego rekordu zwycięstwo przed czasem, ale wyraźnie nie był zadowolony z całej tej walki i z tego, co wyprawia się z jego karierą. Dla Michała krokiem milowym miał być nokaut na Michale Chudeckim, ale nic nie poszło za tą efektowną wygraną. Dwie walki z Rafałem Jackiewiczem również miały być początkiem czegoś nowego, ale po nich byli tylko Andrei Staliarchuk i wspomniany Galo. Syrowatka ma 28 lat, walczy trzy razy w roku, ale potrzebuje wyzwań. A tych póki co jak na lekarstwo...



Największy przegrany gali w Łomiankach to bez wątpienia Dariusz Sęk. Wszystko szło w sumie zgodnie z planem do czasu jego walki z Mustafą Chadlioui. Marokańczyk stanął na wysokości zadania, natomiast Darek dał występ znacznie poniżej oczekiwań, co spowodowało wyrównaną walkę, która zdecydowanie była najlepsza tego wieczoru. Niestety, ambitnie walczący Chadlioui nie wypuścił swojej szansy z rąk i zepsuł nieco rekord Polakowi. Sędziowie wytypowali remis, jednak Sęk dobrze wie, że tą walkę mógł także przegrać. Totalnie przy okazji wygłupił się sędzia Arkadiusz Małek przyznając aż trzy remisowe rundy, dodatkowo tylko jedną z ośmiu przyznając na korzyść Marokańczyka. Potwierdza się opinia, ze Dariusz Sęk dużo lepiej prezentuje się w teoretycznie cięższych walkach. Znakomicie bił się z Robinem Krasniqi, świetnie z Shefatem Isufim, a bardzo słabo z Yevgeni Makhteienko czy teraz Mustafą Chadlioui. Trzeba wziąć pod uwagę jedną rzecz - Darek ma już 30 lat i 30 walk na koncie. Czas na większe wyzwania, nawet kosztem porażek. 



Walka wieczoru - co tu można ciekawego powiedzieć? To samo co zwykle w przypadku Ewy Brodnickiej. Pajacowanie na ważeniu, stroje z bali przebierańców na ubogich, a później w ringu można zasnąć oglądając jej poczynania. Zastanówmy się, jak teraz brzmi tekst, który słyszeliśmy przed walką: "Walka z Anitą Torti to najbardziej wyczekiwana walka kobiet w historii". Absurd. Tak jak wspominałem wcześniej, najbardziej była ona wyczekiwana tylko przez samą Włoszkę. W Łomiankach było podejście numer 3 do tej konfrontacji, jednak między linami było okropnie nudno. Brodnicka to nie materiał na dobrą pięściarkę. Moim zdaniem to materiał na "Kubę Wojewódzkiego w spódnicy". Gołym okiem widać, że bardziej interesuje ją show, pokazanie swojego obfitego biustu, śmiesznych przebrań. Przypominam sobie wywiad Brodnickiej z serwisem Ringpolska.pl, kiedy Polka miała pretensje o to, portal nie pisał o jej walce z Torti. Pani Ewo, ale o czym tu pisać? Owszem, można zrobić zestawienie przedziwnych charakteryzacji na ważeniach, promowania agresji stając oko w oko z przeciwniczkami, ale jeśli nie idzie to w parze z formą w ringu to pozostaje tylko niesmak. Niestety Ewa Brodnicka w ringu straszliwie nudzi, wystawianie jej w walkach wieczoru to swoisty strzał w kolano. Klasyczny samobój.





Zawsze w tym miejscu znajduje się kilka słów podsumowania, jednak w tym przypadku nie ma za bardzo czego podsumowywać. Szkoda Łomianek, bo to właśnie tam miała miejsce chyba najsłabsza gala boksu w Polsce w 2016 roku. Oby jak najmniej takich.



Zdjęcia pochodzą ze stron polsatsport.pl, bokser.org, promotion.tymex.pl.

piątek, 4 listopada 2016

"Let's Go Champ!" czyli wykrzyczana szansa Briggsa.

"Let's Go Champ!" - od kiedy słyszymy ten tekst, przed oczami staje Nam obraz twarzy Shannona Briggsa. Ten zawodnik to swoisty fenomen z kilku powodów. Pięściarz starej szkoły, który jako jedyny obecnie łączy stare czasy z nowymi. Łączy czasy, kiedy waga ciężka była najlepsza w historii z czasami dominacji jednego zawodnika. 44-latek z wielką siłą przekonań, perswazji i... ciosu. To w końcu zawodnik, który wykrzyczał sobie szansę...


Zacznijmy od początku, a początek jego kariery to rok 1992, kiedy to po raz pierwszy usłyszał o nim świat boksu. Wówczas Briggs zwyciężył w amatorskich mistrzostwach Stanów Zjednoczonych. Rok wcześniej był blisko jeszcze większego sukcesu, ale uległ w finale Igrzysk Panamerykańskich Felixowi Savonowi z Kuby.

Po amatorskim sukcesie bardzo szybko zapragnął zrobić karierę zawodową. Miał ku temu predyspozycje - był silny, duży, odważny...
Karierę zawodową rozpoczął w 1992 roku. W pierwszych latach zawodowej kariery boksował co dwa tygodnie. Nie był zmęczony, gdyż rywale odbijali się od niego jak od ściany. Pierwszy zawodowy rok zakończył z dwunastoma zwycięstwami. Tylko jeden rywal nie dał się złamać - przegrał na punkty. Briggs z furią atakował przeciwników od pierwszych sekund, czego efektem było 10 nokautów w pierwszej rundzie. Średnio Shannon spędzał w ringu zaledwie... 90 sekund.

Wygrał pierwszych 25 pojedynków, lecz w marcu 1996 roku na drodze stanął mu niepokonany Darroll Wilson. Briggs pierwszy raz napotkał opór, pierwszy raz upadł na deski i pierwszy raz przegrał. Przed czasem. Po tej porażce pauzował pół roku i była to dla niego najdłuższa dotychczas przerwa od boksu. 

W listopadzie 1997 roku po kolejnych pięciu wygranych przed czasem stanął przed dużą szansą. Musiał dzielić ring z legendarnym George'm Foremanem. 48-letni wówczas "Big George" miał za sobą powrót do boksu, zdobycie tytułu mistrza Świata, i serię zwycięstw z niepokonanymi wcześniej Michaelem Moorerem, Axelem Schulzem, Crawfordem Grimsleyem i Lou Savarese. Wówczas na jego drodze stanął Shannon Briggs, który pokonał wielkiego mistrza niejednogłośną decyzją sędziów i zakończył piękną karierę Foremana. Do dzisiaj ta wygrana jest najcenniejszą w karierze "Cannona".



Po wygranej nad Foremanem Briggs szybko dostał szansę walki o upragnione mistrzostwo Świata - cztery miesiące później spotkał się w New Jersey z Lennoxem Lewisem, lecz przegrał przed czasem w piątej rundzie. Briggs powrócił po tej porażce wygraną nad Marcusem Rhode i remisem nad niezwykle twardym Fransem Bothą. W tej walce Amerykaninowi zdecydowanie brakowało kondycji - ledwie dotrwał do końca pojedynku. W 2000 roku stało się jednak coś nieprawdopodobnego - Briggs wyszedł do walki na przetarcie z niejakim Sedreckiem Fieldsem legitymującym się rekordem 9-9 i... przegrał z nim na punkty.
Ta walka to największa zadra na rekordzie "Cannona" - coś, co nie miało prawa się wydarzyć, a jednak się stało.


Shannon wrócił pół roku później i kontynuował nokauty w pierwszym starciu - widać było, że to właśnie sprawia mu przyjemność. Kolejnych czterech przeciwników kończyło walki przed upływem pierwszego starcia, a później znów przydarzyła się porażka. Tym razem pogromcą okazał się Jameel McCline. Wyglądało na to, że pięściarz, który postawi opór i nie przewróci się w pierwszej rundzie ma dużą szansę na wygraną z Shannonem Briggsem. 
"Cannon" pauzował prawie rok. Wrócił jeszcze silniejszy i rozpoczął szybki marsz na szczyty wagi ciężkiej. Odtąd wszystkie pojedynki wygrywał przez nokaut, bo zdał sobie sprawę, że tylko w taki sposób jest w stanie pokonać rywali. Między 2003 a 2006 rokiem wygrywał pewnie kolejne pojedynki. W 2005 roku znokautował byłego mistrza Świata, Raya Mercera, następnie Dicky Ryana i Chrisa Kovala. Wreszcie sam dostąpił zaszczytu walki o światowy czempionat. 
W listopadzie 2006 roku w stanie Arizona stanął naprzeciwko Siergeya Liakhovicha, mistrza Świata WBO. 
Ten pojedynek na zawsze pozostanie jednym z najdziwniejszych w historii. Białorusin prowadził na kartach punktowych z Briggsem aż do 11 rundy. Przed ostatnim starciem dwóch sędziów punktowało 106-103, a trzeci 105-104 - wszyscy na korzyść Liakhovicha. Wiadomym było, że jedyną szansą Briggsa pozostaje nokaut. Ostatnia runda zaczęła się spokojnie, gdyż obaj pięściarze nie mieli już kompletnie sił. Pierwsza połowa pojedynku wyglądała bardzo statycznie - obaj zawodnicy wymienili "pchnięcia" na środku ringu niejako czekając na zbawienny gong. Briggs ledwo chodził, jednak miał jeszcze siłę w rękach. Na minutę przed końcem walki zaczął przełamywać mistrza. 30 sekund przed gongiem posłał obrońce tytułu na deski. Białorusin wstał i kontynuował walkę. Czasu było coraz mniej. Briggs wyrzucił jeszcze dwa ciosy, a Liakhovich oparł się bezwładnie na linach i... wypadł na stolik sędziowski na sekundę przed końcem pojedynku. Udało się! Shannon Briggs mistrzem Świata!




"Cannon" oddał pas już w pierwszej jego obronie. Amerykanin nie postawił oporu Sultanowi Ibragimovowi z Rosji i przegrał wyraźnie na punkty. Briggs załamał się po raz pierwszy i przerwał karierę na dwa i pół roku. Wrócił, bo miał jeszcze coś do zrobienia w tym sporcie...
Amerykanin w bardzo krótkim odstępie czasu wygrał cztery walki - wszystkie przez nokaut w pierwszej rundzie. W pierwszej z nich - z Marcusem McGee - został jednak złapany na stosowaniu dopingu. Walka została uznana za nieodbytą. 

Pięć miesięcy później znów szczęście uśmiechnęło się do Briggsa - znów miał szanse zaatakować tron królewskiej dywizji. Tym razem musiał "tylko" pokonać Vitaliya Kliczko. Amerykanin odgrażał się w swoim stylu, jednak w ringu był całkowicie bezradny. Ta walka kosztowała go zdecydowanie najwięcej zdrowia. Komentatorzy dziwili się, dlaczego "Cannon" nie podda się ratując sobie kilka lat życia. Nie zrobił tego. Był twardzielem, jakich mało. Kliczko nie znokautował Briggsa, ale wygrał wszystkie rundy lokując na twarzy Shannona niezliczoną ilość ciosów. Statystyki po walce pokazywały obraz pojedynku. Ukrainiec wyprowadził aż 727 ciosów, z czego ponad 300 doszło do celu. Briggs zebrał na twarz aż 172 ciosy uznawane za mocne i 131 ciosów prostych. Sam trafił Vitaliya łącznie tylko 73 razy.
Po tej walce Shannon Briggs zdecydował się na zakończenie kariery po raz drugi. Ciosy Kliczki były tak ciężkie, że zrobiły trwałe spustoszenie na twarzy i głowie Amerykanina. Lekarze odradzali kontynuowanie kariery.




Trzy i pół roku później wrócił! Był kwiecień 2014. W ciągu siedmiu miesięcy stoczył sześć wygranych walk. Pięć razy skończyło się jak zwykle, w pierwszej rundzie. Raz musiał walczyć przez pełny dystans. Brazylijczyk Raphael Zumbano Love okazał się twardy i nie dał się wyliczyć.
Trzeba przyznać, że poziom ostatnich rywali Briggsa nie rzucał na kolana, ale Amerykanin jasno domagał się walki o mistrzostwo Świata. W tamtym czasie na tronie zasiadał drugi z braci Kliczko - Władimir. To on stał się celem "Cannona". Amerykanin wręcz nękał potencjalnego rywala, nachodził go na sali treningowej, na konferencjach, a nawet... w restauracji. Do dziś nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy te spotkania były ustawiane, czy Briggs faktycznie wierzył, że koniec końców spotkają się w ringu...




Kiedy Kliczko sensacyjnie stracił swoje pasy w walce z Tysonem Fury'm, przestał być atrakcyjny dla "Cannona" Briggsa. 44-latek przerzucił się na nowego czempiona, a później na Brytyjczyka, Davida Haye'a wyzywając obu od tchórzy. Haye nawet zaproponował rozwiązanie. Briggs miał zawalczyć na jego gali w Wielkiej Brytanii i w przypadku zwycięstwa Panowie mieli spotkać się między linami. Briggs spełnił żądania, w hali O2 Arena w Londynie w dwie minuty zdemolował Ezequiela Emilio Zarate, ale "Hayemaker" wycofał się z wcześniejszych zapowiedzi. Do walki nigdy nie doszło. 


Briggs w 2016 roku pojawił się w ringu tylko raz. Wygrał z wspomnianym Zarate i zaliczył 60 zwycięstwo w karierze. Wyglądało na to, że "Let's Go Champ!" krzyczane na prawo i lewo nie okaże się wystarczające i Briggs będzie zmuszony na faktyczne zakończenie kariery. 
Nic bardziej mylnego. Sytuacja w wadze ciężkiej ułożyła się w perfekcyjny dla Shannona sposób. Tyson Fury zwakował pasy. Władimir Kliczko uparł się na walkę z Anthony'm Joshuą o pas WBA, następnie zgłosił kontuzję. Szansę na pas WBA dostał najwyżej rozstawiony Lucas Browne i... Shannon Briggs!
W pierwszym kwartale 2017 roku 46-letni wówczas "Cannon" zaatakuje po raz wtóry swoje wymarzone trofeum. "Big Daddy" Browne jest niepokonany, ale poziomem znacznie jednak odbiega od Kliczki, Fury'ego czy Haye'a. Jest do pokonania. Briggs jest o tym wręcz przekonany. Być może znokautuje rywala "po swojemu" czyli już w otwierającym starciu? Tego być może dowiemy się już w 2017 roku...



Kariera - fenomen.
25 lat na zawodowych ringach.
67 pojedynków.
60 zwycięstw.
53 przed czasem.
37 w pierwszej rundzie...
4 walki o mistrzostwo Świata.


...a i tak najbardziej znany jest ze słynnego "Let's Go Champ!". 
Shannon Briggs ma na siebie pomysł. Ten pomysł doprowadził go po raz kolejny do wielkiej szansy.
Czego możemy być pewni? Będzie to spore wydarzenie. Ewentualna wygrana nad Browne'm może wywrócić wagę ciężką po raz kolejny do góry nogami. Fenomen!