wtorek, 23 maja 2017

Brook vs Spence czyli spotkanie na absolutnym szczycie...

Bardzo gorący okres w światowym boksie. Niedawno byliśmy świadkami starcia na szczycie wagi ciężkiej Anthony'ego Joshuy z Wladimirem Kliczko, a później meksykańską wojnę Saula Alvareza z Julio Cesarem Chavezem Juniorem. W najbliższy weekend dojdzie do kolejnej wielkiej walki, która zainteresuje cały pięściarski świat. Brytyjczyk Kell Brook podejmie w Sheffield gościa z Ameryki, Errola Spence'a Juniora. W stawce znajdzie się należący do Brooka pas mistrza Świata IBF w dywizji półśredniej.


Dlaczego jest to walka na absolutnym szczycie? "Special One" to ścisły top nie tylko swojej kategorii wagowej, ale i rankingu P4P bez podziału na limity wagowe. To facet, który wygrał 36 kolejnych pojedynków i zatrzymał się dopiero na Gennady'm Golovkinie, z którym prowadził otwartą walkę i z którym prowadził na punkty do momentu zakończenia walki. Errol Spence to z kolei duży paradoks w świecie boksu. To chyba najlepszy obecnie pięściarz na świecie, który nie posiada i... nigdy nie posiadał żadnego tytułu i pasa. Nawet interkontynentalnego. Walkę o tytuły zaczyna jednak z wysokiego "C" - od Kella Brooka i jego tytułu federacji IBF.


Kell Brook to kapitalny pięściarz. To fakt. Jest piekielnie szybki, bije z bardzo wielu płaszczyzn, jest nieprzewidywalny i idealnie dopasowuje swoją strategię pod konkretnego rywala. To przede wszystkim bardzo inteligentny zawodnik, który znajdzie odpowiedź na każdą taktykę i każdy cios przeciwnika. Anglik ma 31 lat i pochodzi z Sheffield. Karierę zawodową rozpoczął w 2004 roku, zaraz po ukończeniu pełnoletności. Zaczął dość aktywnie, bo po dwóch latach od debiutu miał na koncie trzynaście zwycięstw. Pierwszą poważną walkę stoczył natomiast w połowie 2008 roku, kiedy to po nokaucie na Barrie'm Jonesie zdobył tytuł mistrza Wielkiej Brytanii, który później obronił cztery razy, m.in. z Krzysztofem Bieniasem i Michaelem Jenningsem. 


Brytyjczyk ma bardzo dużą łatwość nokautowania swoich przeciwników. Między 2006, a 2011 rokiem stoczył trzynaście walk i wszystkie wygrał przed czasem. Właśnie w 2011 roku kariera Brooka nabrała rozpędu. Najpierw wysoko wypunktował doświadczonego Lovemore'a Ndou, a następnie znokautował Rafała Jackiewicza. Pod koniec 2011 roku "Special One" po raz pierwszy wyjechał z Wielkiej Brytanii do USA i tam wygrał przed czasem z Luisem Galarzą. W następnym roku Kell wskoczył na jeszcze wyższy poziom punktując Matthew Hattona i po - być może - najcięższej walce w karierze wypunktował minimalnie i niejednogłośnie Carsona Jonesa. W tej walce wszystko układało się przeciwko Anglikowi, ale dał radę i ostatecznie pokonał rywala.




W walce z Hectorem Davidem Saldivią Kell Brook uzyskał status oficjalnego pretendenta do tytułu IBF, który dzierżył wówczas Devon Alexander. Czynione już były przymiarki do walki Brooka z Alexandrem, ale ostatecznie o pas zmierzył się Shawn Porter, a Kell dał rewanż Jonesowi, którego wyraźnie pokonał. Porter pokonał Alexandra, ale do walki z Brookiem mu się nie śpieszyło. Amerykanin spotkał się z Paulem Malignaggim i wygrał walkę. W tym samym czasie Brook zaskakująco łatwo rozprawił się z Vyacheslavem Senchenko. W następnym występie doszło wreszcie do wyczekiwanej walki o pas. Pojedynek odbył się w Kalifornii i - głównie z tego powodu - Brytyjczyk faworytem nie był. Porter również był niepokonany i to on miał wygrać tą walkę. Inne plany miał "Special One", który po świetnym występie wydarł pas z rąk Amerykanina i zabrał go do Sheffield. Co ciekawe, dwóch amerykańskich sędziów widziało wygraną Brooka nad Porterem, zaś arbiter z Wielkiej Brytanii wypunktował remis.



Kell obronił pas trzykrotnie - z Ionutem Dan Ionem, Frankie Gavinem i Kevinem Bizierem. Kończył walki odpowiednio w czwartej, szóstej i drugiej rundzie. Zyskał pewność siebie, co doprowadziło go do pojedynku z GGG w limicie dwóch kategorii wyżej. Walka z Golovkinem to pierwszy występ Brooka poza wagą półśrednią, w której występuje od samego początku kariery zawodowej. Anglik bardzo dobrze rozpoczął walkę, bazował na swojej szybkości, punktował i odskakiwał. Był jak znikający punkt, do czasu aż popełnił błąd i dał się trafić większemu i bardzo silnie bijącemu rywalowi. Golovkin nie wypuścił szansy z rąk i zastopował Brytyjczyka w piątym starciu. Do tego momentu dwóch sędziów punktowało 38-38, a trzeci 39-37 właśnie dla Brooka. Nigdy wcześniej Kazach nie miał takich problemów w ringu, jakie zafundował mu Anglik. Brook zachował jednak pas dywizji półśredniej i pomimo porażki będzie go bronił przed Errolem Spence'm Jr.



Errol Spence to Olimpijczyk z Londynu. Tam wygrał w pierwszej rundzie z Brazylijczykiem Myke'm Carvalho, a w drugiej z reprezentantem Indii Krishanem Vikasem przegrał 11:13. Wniósł jednak protest, który nieoczekiwanie został zaakceptowany i wynik walki zmieniono na 15:13 dla Amerykanina. W kolejnej rundzie musiał jednak uznać wyższość Andrieja Zamkowoja z Rosji i odpadł z turnieju nie przywożąc medalu. 


Zaraz po Igrzyskach w Londynie przeszedł na zawodowstwo i szybko rozpoczął wspinaczkę w górę rankingów. Tylko jeden rywal Spence'a miał ujemny bilans walk. Amerykanin od początku bardzo pewnie poruszał się po zawodowych ringach. Był uważany za wschodzącą gwiazdkę światowych ringów, ale nigdy nie przystąpił do walki o nawet najmniejszy tytuł. W pierwszych dwunastu walkach aż dziesięciokrotnie wygrywał przed czasem, z czego siedem razy już w pierwszej rundzie. Uznawany był za wielki talent.


Na wyższy level Errol wskoczył w 2014 roku. Wówczas wygrał pięć walk, m.in. z Ronaldem Cruzem czy Noe Bolanosem. Rok później nokautował kolejno Samuela Vargasa, Phila Lo Greco, Chrisa Van Heerdena i Alejandro Barrerę. Van Heerdena pokonał w Kanadzie i był to dotychczas jedyny wyjazdowy pojedynek Amerykanina. W 2016 roku zyskał duży szacunek nokautując Chrisa Algieri, którego nie dali rady zastopować Ruslan Provodnikov, Amir Khan i Manny Pacquiao. Spence zabrał go do szkoły i obnażył. W ostatnim pojedynku znokautował także Leonarda Bundu, z którym dwanaście rund w ringu spędził uznawany za najsilniejszego w tej dywizji Keith Thurman.


Urodzony w 1990 roku 27-letni dziś Errol Spence stoczył w ringu 21 walk, z czego 18 zakończył przed czasem. Kontynuuje świetną passę, gdyż ostatnich ośmiu rywali nokautował. W zawodowej karierze przegrał tylko jedną rundę - z Emmanuelem Lartei Larteyem. 


Kell Brook

Wiek: 31
Wzrost: 175cm
Zasięg: 175cm
Waga: ok. 67kg
Rekord: 36(25 KO) - 1(1 KO)
Rundy: 184
Debiut: 2004
Sukcesy:
IBF World welterweight (2014-...)
IBF International (2012)
WBA Inter-Continental (2011)
WBO Inter-Continental (2010)
BBBofC British (2008)

Errol Spence Jr

Wiek: 27
Wzrost: 177cm
Zasięg: 183cm
Waga: ok. 66kg
Rekord: 21(18 KO) - 0
Rundy: 77
Debiut: 2012
Sukcesy:
-

Na papierze faworyt jest jeden. Walczy u siebie w Sheffield, jest starszy, bardziej doświadczony i utytułowany. Walka odbędzie się na stadionie ekipy Sheffield, Bramall Lane. Kell Brook w swoim rodzinnym mieście bił się dotychczas jedenaście razy. Większość z tych walk wygrał przed czasem, m.in. z Rafałem Jackiewiczem. Czy Amerykanin może być w stanie zagrozić staremu wyjadaczowi światowych ringów? Moim zdaniem zdecydowanie może. Pomijając fakt, że będzie miał przewagę wzrostu i zasięgu rąk, Errol Spence to przyszły mistrz Świata i przyszły numer 1 światowych rankingów bez podziału na kategorie wagowe. 



Nie mogłem nigdzie znaleźć obsady sędziowskiej pojedynku Brook - Spence. Dotarłem tylko do informacji, iż trzecią osobą w ringu będzie młody, lecz doświadczony sędzia Howard John Foster. Jest to Brytyjczyk, który karierę sędziowską rozpoczął w 1997 roku, lecz nigdy nie prowadził walki na terenie USA. Nigdy nie miał styczności z Errolem Spence'm. Kella Brooka zna jednak bardzo dobrze. Prowadził w ringu trzecią zawodową jego walkę, z Leeroyem Williamsonem, dwa lata później był arbitrem w walce Brooka z Duncanem Cottierem. Howard J. Foster był także rozjemcą w pojedynku Brytyjczyka z Rafałem Jackiewiczem oraz Hectorem Saldivią. 56-latek był także sędzią punktowym w kilku pojedynkach Kella Brooka - z Krzysztofem Bieniasem, Matthew Hattonem (119-108), Carsonem Jonesem i Ionutem Dan Ionem. "Special One" wygrał przed czasem wszystkie walki, kiedy Howard J. Foster sędziował, a jego punktacja przydała się tylko podczas walki z Matthew Hattonem. Można uznać, że jest to szczęśliwy dla 31-letniego Brytyjczyka sędzia.


Bokserski portal statystyczny Boxrec klasyfikuje walkę Kella Brooka z Errolem Spence'm na 5 gwiazdek, co oznacza pojedynki z gatunku najważniejszych. Mam nadzieje, że ta walka to będzie kwintesencja emocji i spodziewam się, że nie musi ona potrwać pełnego dystansu. Obaj mają czym uderzyć. Walka może zakończyć się w każdym momencie. Obaj są szybcy, obaj są silni. Kto trafi pierwszy wygra walkę? Życzę Wam i sobie dużo emocji, ale w tym przypadku jestem o nie prawie pewny. Walka w sobotę, 27 maja.


"Zgodnie z planem" w Poznaniu - podsumowanie gali...

Minęło kilka dni, więc wypada napisać słów kilka o gali w Poznaniu. Gala Poznań Boxing Night zakończyła się zgodnie z planem - tak właśnie miała się zakończyć. Nie było żadnej niespodzianki. Jedni zaboksowali lepiej, inni gorzej, kilku zaskoczyło, nikt jednak nie zaliczył wpadki. Zgodnie z planem - te słowa najcelniej odzwierciedlają to, co oglądaliśmy w sobotni wieczór w stolicy Wielkopolski.


Zaczęło się od pojedynku Oleksandra Stretsky'ego. Pojedynek to może jednak za dużo powiedziane. To był punktowany sparing, który mógł zakończyć się absolutnie w każdej sekundzie walki. Andrei Abramenka - pomimo nie najgorszego rekordu - zawalczył jak amator. Ukrainiec mieszkający i trenujący w Poznaniu na co dzień pokazał jednak, że lewą rękę ma bardzo silną i potrafi z niej skutecznie korzystać. Pierwsze dwa ciosy na tułów to dwa liczenia Białorusina. Walka zakończyła się trzecim celnym ciosem w korpus, w rundzie drugiej. Nikt wcześniej tak szybko i tak mocno nie zbił Abramenki. Patryk Szymański i Przemysław Runowski, z którymi wcześniej przegrywał Abramenka, męczyli się z nim aż do szóstej odsłony. Stretsky to doświadczony amator, który szybko przestawił się na boks zawodowy. Warto inwestować w urodzonego na Ukrainie pięściarza, który - jak sam potwierdził - chce reprezentować Polskę.


Walka Kamila Gardzielika z Przemysławem Gorgoniem zapowiadała się ciekawie głównie ze względu na fakt, iż obaj pozostawali niepokonani. Wiadomo jednak było, że to Gardzielik dysponuje większym doświadczeniem z czasów amatorskich, co stawiało go w roli dużego faworyta. Gorgoń jednak zaskoczył rywala w pierwszej rundzie, kiedy to odważnie ruszył do przodu i położył Kamila na deskach. Rundę wygrał 10-8 i jasne było, że faworyt musi teraz odrabiać straty. Gardzielik rozruszał się, dostosował do rywala i punktował minuta po minucie. Lepiej wytrzymał też trudy walki kondycyjnie i z każdą chwilą zyskiwał coraz większą przewagę. Ostatecznie po czterech rundach w stosunku 38-37 wygrał Kamil Gardzielik, który już zapowiedział, że walki czterorundowe nie są dla niego i chce zwiększyć ilość rund. Kamil wolno się rozkręca, dlatego korzystniej będzie mu walczyć na dłuższych dystansach. Gdyby Gorgoń miał trochę więcej doświadczenia, spokojnie mógłby wygrać walkę. Wystarczyło zaakcentować jeszcze jedną rundę...


Wymarzony prezent na 24-te urodziny sprawił sobie Przemysław Zyśk. Rywalem Przemka był Tomasz Gołuch, który po 10 pojedynkach stoczonych na wyjazdach wreszcie zadebiutował w swoim rodzinnym kraju. Nie był to udany debiut, gdyż nie miał kompletnie nic do powiedzenia przeciwko Zyśkowi. "Zysio" górował warunkami fizycznymi i już w pierwszej rundzie widać było, iż ta walka nie potrwa pełnego dystansu. W drugiej odsłonie Przemek zapędził Gołucha pod liny i tam dokończył dzieła zniszczenia. Nie ma co jednak popadać w hurra optymizm, gdyż Gołuch wygrał dotychczas tylko cztery walki, a żaden z pokonanych przez niego rywali nie miał wygranej ani jednej zawodowej walki, kolejno 0-23, 0-25, 0-38 i 0-5.


Paweł Wierzbicki to wielokrotny mistrz Polski w wadze super ciężkiej i reprezentant naszego kraju w zawodach WSB. W Poznaniu debiutował na zawodowym ringu i zrobił to bardzo szybko i efektownie. Paweł Sowik, który w ostatnich dniach wskoczył do rozpiski wyraźnie nie był w treningu. Już w pierwszej rundzie Wierzbicki naruszył rywala, rzucił na deski dobrą akcją z wykorzystaniem ciosów podbródkowych, a w drugiej walka dobiegła końca. Wierzbicki zaliczył dobry debiut, wygrał walkę przed czasem ale nic więcej nie można o nim napisać. Z pewnością będziemy się mu przyglądać, bo to kolejne ciekawe nazwisko na naszych ringach.


Bardzo dobrze zapowiadało się starcie Przemka Runowskiego z Alainem Chervetem ze Szwajcarii. Obaj pięściarze niepokonani, Runowski w czternastu pojedynach, Chervet w piętnastu. Pierwsza runda bardzo dobra dla rywala. Szwajcar zaskoczył Polaka aktywnością, był ruchliwy, zadawał dużo ciosów prostych i runda mogła być spokojnie zapisana na jego konto. Druga runda zaczęła się podobnie, ale w końcu trafił Runowski i pojedynek się odwrócił. Za chwilę rywal wylądował na deskach, a Polak zaczął trafiać prawym sierpowym nad lewą ręką, co zaskutkowało drugim liczeniem. Pod koniec rundy wyraźnie oszołomiony Chervet tylko się bronił, ale cios Runowskiego jeszcze raz dosięgnął jego szczęki, a sędzia zdecydował się zakończył pojedynek. "Kosiarz" wygrał po raz 15-ty i - co ważne - wygrał przez nokaut, co może go odblokuje. 23-latek coraz lepiej radzi sobie w ringu. Promotorzy powinni pomyśleć o jego walce z jakimś rozpoznawalnym nazwiskiem. Przemek już jest gotowy. To być może najlepszy polski pięściarz młodego pokolenia.


Patryk Szymański bardzo chciał zmazać plamę, jaka pozostała po jego walce z Jose Villalobosem. Wówczas na gali Polsat Boxing Night Polak niejednogłośnie pokonał Argentyńczyka, chociaż nie brakowało opinii, że powinien tą walkę przegrać. W Poznaniu zmierzył się w ringu z Rafałem Jackiewiczem, co zawsze zwiastuje emocje. Jackiewicz był - jak zawsze - bardzo pewny siebie, jednak Szymański spokojnie podchodził do pojedynku mówiąc tylko, że nie ma innej opcji, niż jego wygrana. Walkę ustawił początek pierwszej rundy, kiedy to dość niespodziewanie Jackiewicz wylądował na deskach po celnym prawym prostym. W kolejnych rundach Szymański wykorzystywał długi zasięg i trzymał "Wojownika" na dystans. Od trzeciej odsłony do walki wrócił Jackiewicz, który kilkukrotnie wykorzystał błędy młodszego rywala. W połowie walki wydawało się, że pojedynek się wyrównał. W siódmej rundzie znów do głosu doszedł były mistrz Europy i karcił Szymańskiego za każdy błąd. Co ciekawe, to 40-letni Jackiewicz lepiej wyglądał kondycyjnie, ale w ostatnich rundach młody prospekt punktował go długimi ciosami prostymi, dzięki czemu wygrał je i całą walkę. Osobiście punktowałem bardzo nieznacznie 96-93. Sędziowie Moszumański i Zwoliński trochę zbyt wysoko 98-91, a Paweł Kardyni bardzo blisko 95-94. Wszyscy zgodnie na korzyść Patryka Szymańskiego, który w dalszym ciągu pozostaje niepokonany. Rafał Jackiewicz przegrał po raz siedemnasty. "Wojownik" wziął sobie za punkt honoru, że dobije do 50 wygranych walk, ale ciągle brakuje mu dwóch. Przegrał ostatnie trzy.



Czas na walkę wieczoru. Do ringu - co ciekawe - pierwszy wszedł Polak. Walka toczy się o dużą stawkę. Wygrany będzie oficjalnym pretendentem do pasa IBF i weźmie udział w lukratywnym turnieju World Boxing Super Series, w stawce którego leżą ogromne pieniądze. Faworytem był Włodarczyk, chociaż w sumie sam nie wiem dlaczego. Pierwsze dwie rundy bardzo wyrównane. W ringu nie działo się nic szczególnego. Do przodu szedł "Diablo", a Gevor się cofał, przez co zapisałem obie dla Włodarczyka. Trzecia runda to już jednak przewaga Niemca. "Diablo" bije rzadko, a Gevor wszystkie ciosy zbiera na gardę. Sam jednak zaczyna mocno odpowiadać. Niemiec podobnie rozegrał czwartą rundę. Skutecznie bronił się przed ciosami Polaka, a sam zaakcentował jej końcówkę. Warto podkreślić, iż Niemiec świetnie pracuje na nogach, dobrze schodzi z linii ciosów Krzyśka. Piąta runda wyrównana, natomiast w szóstej znów lepszy Gevor. Niestety, Polakowi zapisuje rundy, które równie dobrze można zapisać Noelowi. Gevor wygrywa swoje rundy wyraźniej od Włodarczyka. W połowie walki punktacja wydaje się bardzo zbliżona. Siódma i ósma runda to bardzo dobry boks Gevora i to dla niego były te rundy. Krzysztof wygląda na pasywnego, człapie po ringu za ruchliwym Niemcem, nie trafił go ani jednym naprawdę czystym ciosem. Gevor zaczyna zyskiwać przewagę. "Diablo" zaczął lepiej boksować w dziesiątej rundzie. Musiał jednak wygrać dwie ostatnie, bardzo ważne rundy. Wie to on, trener Łapin i promotor Wasilewski. Rundy mistrzowskie jednak wyrównane, nawet z minimalnym wskazaniem na Niemca. W moim odczuciu Włodarczyk w najlepszej opcji zasłużył na remis 114-114. Obiektywnie wskazałbym jednak na Niemca w tym pojedynku. Sędziów było trzech - Polak, Niemiec i Holender i każdy wiedział, że to ten ostatni zadecyduje o werdykcie. Pan Brózio wskazał na Krzyśka, sędzia z Niemiec na Noela Gevora. Sędzia z Holandii jednym punktem w stosunku 115-114 opowiedział się za "Diablo" i to ręka Polaka powędrowała do góry. Krzysiek nie celebrował wygranej. Doskonale wiedział, iż zawiódł, nie pokazał dobrego boksu, nie wygrał walki. Zaskoczył mnie jednak Gevor i jego narożnik. Bardzo spokojnie przyjęli werdykt, jakby zdawali sobie sprawę, że w Polsce odbędzie się "czary-mary" i walki tej nie wygrają. I nie wygrali. Po walce złożyli ponoć protest, ale nie jest on zbyt poważny. Gevor przegrał po raz pierwszy, natomiast Krzysiek Włodarczyk zyskał walkę o pas IBF i szansę na start w WBSS. Każdy jednak zdaje sobie sprawę, że w takiej formie niczego konkretnego poza naszym krajem nie zdziała. 




Gala mimo wszystko na plus. Dobre występy Stretsky'ego, Runowskiego i Szymańskiego. Nokauty w wykonaniu Wierzbickiego i Zyśka. Słabiej Gardzielik i przede wszystkim Włodarczyk. Wszystkie wyniki można było przewidzieć. Zaskoczył jedynie Runowski nokautując Alaina Cherveta. "Diablo" musi sobie pewne sprawy przemyśleć. Promotorzy w niego inwestują, pewnie po raz ostatni. Każda najbliższa porażka Krzyśka skieruje go już tylko ku przygodzie w wadze ciężkiej, a stamtąd już blisko do końca kariery. Z Muratem Gassievem na pewno faworytem nie będzie.

Zdjęcia pochodzą ze strony Knockout Promotions / fb.

środa, 17 maja 2017

'Mistrzowskie rozdanie" w Częstochowie - podsumowanie gali...

Mistrzowskie rozdanie celowo wsadzone w cudzysłów. W rzeczywistości są to paski.
W ubiegły weekend gala boksu zawitała do Częstochowy. Odbyły się tam najważniejsze pojedynki w karierach Ewy Brodnickiej i Roberta Parzęczewskiego czyli podstawowych ogniw grupy Tymex Boxing Promotions. Na gali pojawiła się także... Mikaela Lauren, sparingpartnerka Ewy Brodnickiej i przyszła/niedoszła rywalka Ewy Piątkowskiej. Dodała smaczku tej - nie ma co ukrywać - dość nudno zapowiadającej się gali. Kibice mieli jednak okazję zobaczyć świetną walkę pełną emocji. Nie był to jednak żaden z pojedynków wieczoru. No ale do rzeczy...


Zaczęło się od Tomasza Gromadzkiego i Eryka Ciesłowskiego. Okazało się, że "Zadyma", który zremisował z Mateuszem Rzadkoszem i pokonał Mariusza Runowskiego i Pawła Rumińskiego największe problemy w ringu napotkał w walce z mającym ujemny bilans Erykiem Ciesłowskim. Znany z agresji w ringu Gromadzki niespodziewanie został kilkukrotnie skarcony skuteczną kontrą przez zawodnika z Warszawy. Eryk wykorzystując dużo lepsze warunki fizyczne stopował idącego do przodu Gromadzkiego. Tomasz przedzierał się jednak do półdystansu i wyrzucał kolejne silne ciosy. W połowie pojedynku częściej bił Ciesłowski i wydawało się, że to on zyskuje przewagę. W dwóch ostatnich rundach "Zadyma" uaktywnił się i mocno zaryzykował całkowicie odkrywając się przy atakach. Ciesłowski skupił się na obronie, czym ułatwił zadanie Gromadzkiemu. Walka bliska remisu, z małym wskazaniem na Gromadzkiego. Punktowałem trzy rundy dla "Zadymy", dwie dla Eryka i jedną remisową. Gromadzki wygrał niejednogłośną decyzją sędziowską, ale całkowicie odpłynął sędzia Eugeniusz Tuszyński, który wypunktował 60-54 dla Tomka. Gromadzki nadal niepokonany. Przydałby się teraz rewanż z Rzadkoszem...


Po dobrym otwarciu gali do ringu wszedł Marcin Siwy i... emocje się skończyły. Niestety, ale facet jest tak przewidywalny w ringu, że ciężko ogląda się go w akcji. Co lepsze - posiada bardzo dobry bilans, jest niepokonany w 17 występach... Rywalem Marcina w Częstochowie był Gruzin o dość trudnym do wymówienia nazwisku - Tornike Puritchamiashvili. Przeciwnik ważył ponad 140 kilogramów, co świadczyło tylko o jednym - Marcin Siwy wreszcie będzie wyglądał na szybkiego pięściarza. I tak się zaczęło. Owszem, był szybszy, ale nie szło za tym nic konkretnego. W drugiej rundzie dał się trafić, otworzył się na serię i rundę przegrał. W dalszym ciągu walki był nieco lepszy i aktywniejszy od rywala i "dowiózł" wygraną do końca. Walka pod znakiem klinczu i braku kondycji. Wygrana Siwego, która w dalszym ciągu nie mówi nam nic o tym pięściarzu. W ringu wygląda zawsze tak samo. Tak samo słabo...



Walka wieczoru!!! Krzysztof Szot i Michał Zeromiński bez skrupułów skradli show Parzęczewskiemu i Brodnickiej. Znakomicie pokazał się zwłaszcza "Rzeźnik", który udowadnia, że gdyby ktoś zajął się nim na początku kariery, miałby szanse na dużą karierę. Pomimo, iż regularnie pracuje, w ringu daje lekcje rywalom. Żeromiński to aktywny pięściarz, który jednak nie posiada żadnej siły ciosu. "Żeroma" był zaskoczony przebiegiem rywalizacji i po dwóch rundach zdecydowanie przegrywał z Szotem. Wydaje się, że z pomocą Żeromińskiemu przyszła... kontuzja bicepsa Krzysztofa Szota. Od trzeciej rundy "Rzeźnik" boksował tylko prawą ręką. Radomianin odrabiał przez to straty, środkowa część walki należała do niego. Szot wykazywał się jednak ogromną determinacją i sercem do boksu. Próbował, szarpał tempo, kąsał jedną ręką. Nie dał rady wyrwać jednak wygranej z rąk młodszego zawodnika. Sędziowie po raz kolejny na tej gali nie byli jednomyślni. Dwóch wskazało na wygraną "Żeromy". Piotr Kozłowski widział remis i nie można odmówić mu racji. Gdyby nie kontuzja Szota, pewnie byłby w stanie wypunktować Żeromińskiego. Ostatecznie można było punktować remis, ale jednak minimalnie wygrał pięściarz z Radomia. Rewanż wręcz obowiązkowy.


Pierwszy pojedynek wieczoru to walka Roberta Parzęczewskiego o pas młodzieżowego mistrza Świata federacji WBO. Rywalem Zura Mekereshvili z Gruzji - niższy, z mniejszym zasięgiem od "Araba". W ringu Polak był mocno zdeterminowany. Widać było, że zależy mu na tym pasie. Pierwsze rundy to dużo ciosów na tułów, duża aktywność Roberta i zero boksu po stronie Gruzina. Jedyną odpowiedzią na ataki "Araba" była twarda głowa Mekereshvilego. Polak bardzo dobrze chodził na nogach i różnicował ciosy. W połowie walki można było twierdzić, że Robert będzie w stanie znokautować rywala. Od szóstej rundy Zura zaczął boksować odważniej, częściej wyprowadzał ciosy, czekał na mocną kontrę. "Arab" wiedział, że ma przewagę z pierwszej części walki i zdecydował się kontrolować pojedynek nie szukając nokautu na siłę. W 9 rundzie Parzęczewski trafił kilka razy mocno, ale Gruzin nawet się nie skrzywił. "Arab" nie był w stanie zastopować rywala, ale wygrał bardzo wyraźnie. Dwie rundy można było zapisać na konto rywala. Co ciekawe, jedyny polski sędzia w tej walce, Paweł Kardyni punktował minimalną przewagę Roberta - 96-94. Dwóch zagranicznych arbitrów wskazali na nieco wyższą wygraną Polaka. Pas WBO Youth na biodrach "Araba". 



Walka o pas WBO Interim była stawką walki Ewy Brodnickiej i Irmy Balijagić Adler z Bośni. Zacznę od tego, że totalnym nieporozumieniem jest walka o pasek o nazwie "Mistrzostwo Świata" kobiety, która w ostatnich 10 występach przegrała siedem razy. Ewa Brodnicka mówiła o tej walce jak o pojedynku "o być albo nie być", a z góry wiadomo było, że pokona rywalkę, która przegrywa niemal wszystko. W trakcie 10 rund wystarczyło być nieco szybszą, zadać kilkanaście lewych prostych i punktować rywalkę. Tak jak się spodziewałem, Irma Adler przyjechała do Polski w takiej formie, jakby nie wiedziała, że bije się o pas mistrzowski. 100-90 to odpowiedni werdykt, ale Ewa Brodnicka nie pokazała absolutnie nic nowego. Jej walki w dalszym ciągu są nudne jak flaki z olejem, a zdecydowanie większe emocje są na ważeniach niż w ringu. To wstyd, ale taka jest prawda. Tym razem aspirująca do miana bokserskiej celebrytki Brodnicka kolejny raz przeszła samą siebie występując na wadze znów w stroju wyglądającym jak wypożyczony z sex-shopu. Promocja na najniższym, żenującym wręcz poziomie. To przykre...




Podsumowując w kilku krótkich zdaniach:
Gala wyszła lepiej niż się zapowiadała głównie ze względu na świetny pojedynek Żeromińskiego z Szotem i dobrą postawę Eryka Ciesłowskiego. Bardzo korzystnie wypadł Robert Parzęczewski, zaprezentował dużo różnych akcji, których codziennie się uczy. Montotonna Brodnicka nie ma niestety raczej szans na jakąś zmianę w swoim boksowaniu. To będzie jedno i to samo chyba już do końca kariery. Marcin Siwy - pomimo rekordu 17-0 - to przysłowiowy "ogórek" i tym niekoniecznie miłym akcentem kończymy podsumowanie częstochowskiej gali...

Zdjęcia pochodzą ze stron bokser.org, polsatsport.pl i dziennikzachodni.pl.

poniedziałek, 8 maja 2017

Ranking "RED CORNER" / heavyweight / maj '17

Dokładnie po roku następuje aktualizacja pierwszego rankingu. Dotyczy oczywiście wagi ciężkiej. W ostatnich tygodniach odbyło się kilka kluczowych pojedynków w tej wadze i czas najwyższy uaktualnić ranking. W zestawieniu mamy 7 awansów, 3 spadki i aż 8 nowości. Jeśli jest 8 nowości to oznacza, że jest też tyle samo wypadnięć z rankingu. Przykro stwierdzić, że aż 7 z nich spowodowana jest nieaktywnością przez przynajmniej 12 ostatnich miesięcy. Zaczynamy!

#1
Anthony Joshua
19-0 (19 KO)

(+5) Bezapelacyjnie najlepszy obecnie ciężki świata. Rok temu zajmował miejsce 6-te i był świeżo upieczonym mistrzem Świata. Przez ostatnie 12 miesięcy wygrał trzy walki, z Dominikiem Breazeale'm, Erikiem Moliną i - przede wszystkim - z Wladimirem Kliczko. 

#2
Deontay Wilder
38-0 (37 KO)

(-) Ciągle niedoceniany pięściarz, który nie mierzy się ze ścisłą czołówką. Jest jednak mistrzem Świata, pozostaje niepokonany i kolejne walki wygrywa przed czasem. W ostatnim zestawieniu również był drugi, wówczas za Tysonem Fury'm. Przez ostatnie 12 miesięcy wygrał dwie walki, z Chrisem Arreolą i Geraldem Washingtonem.

#3
Wladimir Kliczko
64-5 (53 KO)

(-) Dominator królewskiej dywizji przez ostatnie kilka lat. 41-letni pięściarz, który w ostatnim rankingu również zajmował trzecie miejsce. Był po porażce z Tysonem Furym. Wrócił w kwietniu kapitalną, lecz również przegraną walką z Anthony'm Joshuą. To w dalszym ciągu jednak ścisła czołówka wagi ciężkiej.

#4
Joseph Parker
23-0 (18 KO)

(+4) Nowozelandczyk w ostatnim zestawieniu zajmował miejsce 8. Przez ostatnie 12 miesięcy stoczył jednak aż 5 pojedynków, wszystkie wygrał, do tego zdobył i obronił pas mistrza Świata federacji WBO. Wygrał z Carlosem Takamem, Solomonem Haumono, Alexandrem Dimitrenko, Andy'm Ruizem i Razvanem Cojanu. 

#5
Alexander Povetkin
31-1 (23 KO)

(-1) Pierwszy spadek w zestawieniu. Rosjanin w ostatnim roku wszedł do ringu tylko raz. Wygrał z Johannem Duhaupasem. Do tego w ostatnim czasie dwukrotnie wpadł na kontrolach antydopingowych, co znacznie odbiło się na jego popularności.

#6
Luis Ortiz
27-0 (23 KO)

(+1) Awans o jedną pozycję zanotował kubański "King-Kong", który ciągle czeka na mistrzowską szansę. Przez ostatnie 12 miesięcy stoczył jednak tylko dwie walki, w których nie zachwycił, z Malikiem Scottem i Davidem Allenem.

#7
Kubrat Pulev
25-1 (13 KO)

(+3) Solidny Bułgar również czeka na kolejną mistrzowską szansę i istnieje duże prawdopodobieństwo, iż jeszcze w tym roku takową otrzyma. W ostatnim zestawieniu Pulev był świeżo po niejednogłośnej wygranej nad Dereckiem Chisorą. Ostatnie występy przeciwko Samuelowi Peterowi oraz Kevinowi Johnsonowi pozwoliły jednak na awans o 3 pozycje.

#8
Carlos Takam
34-3-1 (26 KO)

(+3) Taki sam awans uzyskuje także jeden z największych twardzieli w wadze ciężkiej, Carlos Takam. Urodzony w Kamerunie pięściarz awansuje do pierwszej 10-tki pomimo minimalnej porażki z Josephem Parkerem. W ostatnim występie ciężko znokautował Marcina Rekowskiego.

#9
Dominic Breazeale
18-1 (16 KO)

(+6) Największy awans w zestawieniu. Z 15-tego na 9-te miejsce pomimo przegranej walki. Rok temu Amerykanin był niepokonany. Awans za - mimo wszystko - dobrą postawę w walce z najlepszym obecnie Anthony'm Joshuą oraz Izuagbe Ugonohem.

#10
David Haye
28-3 (26 KO)

(-5) Największy spadek w rankingu należy do "Hayemakera". W ostatnim czasie pokonał on słabego Arnolda Gjergjaja i - dość sensacyjnie - przegrał z cruiserem, Tony'm Bellew. Ta porażka kosztowała Anglika spadek z 5-tego na 10-te miejsce w tegorocznym rankingu.

#11
Dillian Whyte
20-1 (15 KO)

(N) Pierwsza "nowość" w rankingu. 12 miesięcy temu Anglik był po porażce z Anthony'm Joshuą, dlatego został pominięty w zestawieniu. W ostatnim czasie wygrał jednak aż cztery pojedynki, z Ivicą Bacurinem, Davidem Allenem, Ianem Lewisonem i Dereckiem Chisorą i zadebiutował w rankingu na 11 miejscu.

#12
Andy Ruiz Jr
29-1 (19 KO)

(+4) Paradoksalnie Amerykanin zalicza spory awans pomimo przegranej walki. Minimalna porażka z Josephem Parkerem w Nowej Zelandii dała mu jednak więcej niż wcześniejsze zwycięstwa. Przed przegraną z Parkerem Ruiz pokonał także Josha Gormleya i Franklina Lawrence'a.

#13
Johann Duhaupas
35-4 (22 KO)

(-4) Dość duży spadek jest także udziałem Francuza, Johanna Duhaupasa. W ostatnim zestawieniu był świeżo po sporym sukcesie, mianowicie wygranej przed czasem z Robertem Heleniusem. Chwile później przegrał jednak przed czasem z Alexandrem Povetkinem i pokonał słabego Davida Gogishvili'ego.

#14
Mariusz Wach
33-2 (17 KO)

(N) Jedyny Polak w zestawieniu. 12 miesięcy temu nie było go w rankingu. Był po porażce z Alexandrem Povetkinem i słabym występie z Marcelo Nascimento. W ostatnim czasie odniósł jednak największy sukces w karierze wygrywając w Niemczech z Erkanem Teperem.

#15
Jarrell Miller
18-0-1 (16 KO)

(N) Kolejna "nowość". Przez ostatni rok Amerykanin wchodził do ringu dwukrotnie wygrywając szybko przed czasem z Nickiem Guivasem i Fredem Kassi. W dalszym ciągu pozostaje niepokonany na zawodowych ringach.

------------------------------------------------

#16
Gerald Washington
18-1-1 (12 KO)

(N) Następny pięściarz pojawia się w zestawieniu na 2017 rok. "El Gallo Negro" od ostatniego rankingu stoczył dwie walki. Pokonał Raya Austina i przegrał pojedynek o mistrzostwo Świata z Deontayem Wilderem, jednak dość dobrze radził sobie do momentu przerwania walki. 

#17
Christian Hammer
21-4 (12 KO)

(N) Niemiec urodzony w Rumunii był zawsze uważany za średniaka, przez co nie aspirował nawet do rankingów królewskiej kategorii. Dużo zmieniło się w ostatnich 12 miesiącach, kiedy to Hammer zaprezentował się niezwykle dobrze wygrywając walki z Erkanem Teperem i Davidem Price'm.

#18
Amir Mansour
23-2-1 (16 KO)

(N) Amerykanin pomimo 45 lat w dalszym ciągu bardzo dobrze wygląda w ringu. W ostatnim czasie zanotował zwycięstwo, remis i porażkę. Najpierw zremisował z Geraldem Washingtonem, później przegrał z Dominikiem Breazeale'm mając rywala na deskach i poddając walkę z powodu kontuzji, by na koniec pokonać faworyzowanego Travisa Kauffmanna. Debiut na 18-tym miejscu w rankingu.

#19
Agit Kabayel
16-0 (12 KO)

(N) Ostatni rok był bardzo udany dla naturalizowanego Niemca. Kabayel najpierw znokautował Christiana Lewandowskiego zdobywając tytuł mistrza Unii Europejskiej, a później wypunktował Herbe Hubeauxa sięgając po pas EBU.

#20
Robert Helenius
24-1 (15 KO)

(N) Rok wcześniej Fina nie było w rankingu głównie przez wpadkę w walce z Johannem Duhaupasem. "The Nordic Nightmare" wrócił jednak dwoma szybkimi "czasówkami" w pierwszej rundzie z Konstantinem Airichem i Gonzalo Omarem Basile. 

Z rankingu wypadli:

(1) Tyson Fury - nieaktywność
(12) Alexander Ustinov - nieaktywność
(13) Bryant Jennings - nieaktywność
(14) Lucas Browne - nieaktywność
(17) Vyacheslav Glazkov - nieaktywność
(18) Artur Szpilka - nieaktywność
(19) Hughie Fury - nieaktywność
(20) Adrian Granat

Jak widać, spora grupa zawodników nie weszła do ringu przez ostatnie 12 miesięcy, a nawet i dłużej. Nie wiadomo jak wyglądałby ranking gdyby boksował chociażby Tyson Fury. Ze względu na fakt, iż 7 pięściarzy nie mogło być uwzględnionych w zestawieniu, ranking jest taki, jaki jest i do pojawienia się w nim niektórym pięściarzom wystarczyły 1-2 zwycięstwa, a nawet porażka po dobrej walce.