poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Nie jest kolorowo, czyli przegląd polskiej sceny bokserskiej...

 Nie ma "miodu". Jest lipa. Ten artykuł nie będzie jakoś mocno szczegółowy, za to konkretny. Patrząc na polską scenę szermierki na pięści, wydaje się, że jesteśmy w odwrocie. Wpadliśmy w marazm. Nie ma mistrzów, nie ma pretendentów, praktycznie nie ma kandydatów. Wygląda to tak, że boksujemy sobie dla siebie, dla zabawy, dla rekordów i dla pieniążków. Ale nie dla tytułów. Tytuły nie są dla nas, nigdy jakoś szczególnie nie były i w najbliższej przyszłości raczej nie będą. To smutne, ale prawdziwe wnioski...

Na początku trzeba byłoby się zastanowić, gdzie leży przyczyna takiego stanu rzeczy. Wiadomo - ryba zawsze psuje się od głowy. Związek? Nie ma co o tym wspominać. Szkolenie młodzieży - nie chciałem, aby się zrymowało - leży...

Przyjrzyjmy się konkretom. A jak konkrety to nazwiska... Rzućmy okiem na TOP polskiego boksu w ostatnim czasie. Kownacki, Głowacki, Sulęcki, Cieślak... Każdy z nich marzył o szczycie i się o niego przynajmniej otarł. Niestety obecnie każdy z nich wylizuje rany po porażkach i nie ma za bardzo planu na powstanie z popiołów. Adam Kownacki to była nasza największa nadzieja w wadze ciężkiej. Żeby nie powiedzieć jedyna. Praktycznie wszystko jawiło się w jasnych barwach. Był niepokonany, trenował i walczył za oceanem, pod dużym promotorem. Niestety, wpadka zaliczona w pojedynku z Robertem Heleniusem plus pandemia koronawirusa wstrzymały, wyhamowały i wręcz postawiły karierę pięściarza z Łomży na zakręcie. Obecnie mija 13 miesięcy od ostatniej walki, a "Babyface" szykuje się do ciągle przekładanego, obiecanego rewanżu. Sam natomiast powtarza, że powoli bokserski biznes zaczyna go obrzydzać, traci do tego miłość, natomiast jeśli w potencjalnym rewanżu nie pokona Fina, raczej nie będzie miał po co dalej pojawiać się na ringu. Szkoda, zważywszy na fakt, iż jeszcze nie tak dawno bardzo mocno przymierzany był do starcia z Deontayem Wilderem o pas WBC. Podobnie ma się rzecz z Maciejem Sulęckim. W 2014 roku po niespodziewanym nokaucie na Grzegorzu Proksie wypłynął na amerykańskie wody i pięknie tam reprezentował nasz kraj. Udało się zastopować Hugo Centeno, wypunktować Jacka Culcaya, nawet bardzo fajnie wypaść w starciu z Danielem Jacobsem. Później przyszła niestety słabsza walka z Gabrielem Rosado i fatalna z Demetriusem Andrade. Ostatni pojedynek zaliczył w sierpniu ubiegłego roku, a obecnie ma zaklepaną walkę z niepokonanym Jaime Munguią. Tylko wygląda na to, że Maciek wziął tą walkę raczej ze względu na finanse. On sam nie jest przekonany, że może pokonać Meksykanina, a to jest gwóźdź do trumny "Stricza". teraz niby bierze się za robotę, ale ten pojedynek widzę niestety w czarnych barwach, a nie chciałbym, aby dalsza kariera Maćka wyglądała tak, że będzie przedskoczkiem dla młodych i silnych lotników. A tak niestety mi się to rysuje. Krzysztof Głowacki to dwukrotny mistrz Świata i on już swoje w boksie zrobił. To fakt i to też odróżnia go od reszty wymienionych nazwisk. Niestety nie dość, że ambitny pięściarz z Wałcza walczy bardzo nieregularnie, to w dodatku obecnie jest w złej serii dwóch porażek z rzędu. I jeśli tą pierwszą z Mairisem Briedisem moglibyśmy zrzucić na garb absurdów w stolicy Łotwy, tak ostatni występ przeciwko Lawrence'owi Okolie był mówiąc dosadnie bardzo słaby. I jeśli patrząc w metrykę, "Główka" ma jeszcze przed sobą kilka lat boksowania, tak wygląda na to, że lepszy niż przed pięcioma laty już na pewno nie będzie i pewnego poziomu już nie przeskoczy. Owszem, może jeszcze dawać fajne, wyrównane walki z lokalnymi faworytami, ale ciężko mu będzie zbliżyć się ponownie do poziomu mistrzowskiego. Ponadto, stał się niezwykle elektryczny, co może go dyskwalifikować w potencjalnych dużych pojedynkach. Deski zaliczone w walce z Marco Huckiem wyglądały identycznie jak te, które zafundował mu niedawno Okolie. Polak ma bardzo mocne nogi i wstaje na nie dość równo, ale sędziowie nie będą już puszczać go do dalszej konfrontacji, bo głowa coraz bardziej odmawiać będzie współpracy. Ostatni na tej pierwszej liście jest Michał Cieślak. Każdy przyzwyczaił się do mówienia, że to młody talent. Talent może i tak, ale już nie taki młody, jak mogłoby się wydawać. Jest ledwie dwa lata młodszy od Głowackiego. Na pewno jest silny i fizycznie i psychicznie, co udowodnił wyjazdem do Kinszasy i walką z Ilungą Makabu, ale ta porażka na pewno zostawiła ślad. Myślę, że z wymienionej czwórki ma on największą szansę na powrót na szczyty, ale ciężko mi powiedzieć, czy stanie się to w niedalekiej przyszłości. W moim odczuciu, powinien spróbować nieco przybrać masy i spróbować zaatakować kategorię bridger, gdzie jeszcze nie wszystko się unormowało. Tam miałby zdecydowanie większą możliwość zaistnienia, biorąc pod uwagę fakt, iż właśnie w tej kategorii o pasek WBC International powalczą Artur Szpilka i Łukasz Różański. Nie ma co jednak ukrywać, że żaden z nich kariery już nie zrobi. Ta walka dla Artura może wyglądać podobnie jak wcześniejsza z Kownackim. W swoim stylu zlekceważy rywala, poczuje ciosy, opuści ręce i przegra przed czasem. Nie zmienia to jednak faktu, iż 35-letni Łukasz Różański nie przeskoczy kolejnego pułapu, gdzie o jakiekolwiek wyższe cele będzie trzeba się pofatygować za granicę i walczyć z dużo lepszym przeciwnikiem.

W drugiej linii również jest kilka nazwisk - Włodarczyk, Masternak, Szeremeta, Parzęczewski. Pierwszych dwóch to już starzy wyjadacze zawodowych ringów. "Diablo" to były mistrz Świata, który jednak bije się już ponad 20 lat. Szczyt jego kariery przypadł na lata 2010-2013, gdzie wygrywał bardzo twarde wyjazdowe walki chociażby z Dannym Greenem czy Rakhimem Chakhievem. Później przyszła porażka z Grigory Drozdem, po której już się nie podniósł. Występ w turnieju WBSS i szybka przegrana z Muratem Gassievem pogłębiła kryzys i choć obecnie jest w serii pięciu wygranych z rzędu, tak jakość jego rywali poszła mocno w dół i na tym poziomie Krzysztof już raczej pozostanie. Obecnie od początku roku dodatkowo ogląda świat zza krat, co w wieku 40 lat nie napawa już optymizmem przed dalszymi wyzwaniami. Skończy się pewnie tak, że dojdzie do jego walki z Arturem Szpilką, jeśli ten przegra z Różańskim. Innym typem zawodnika jest z pewnością Mateusz Masternak. To niesamowicie inteligentny pięściarz i w ringu i poza nim. Ma za sobą niemal 50 zawodowych walk, ale w żadnej z nich nie dał sobie zrobić krzywdy. Dwie z pięciu porażek są mocno naciągane, jedna z nich wręcz skandaliczna. W ścisłym topie utrzymuje się nieprzerwanie od ponad 10 lat, jednak nigdy nie był blisko sięgnięcia po pas. Obawiam się, że idąca nowa fala młodych zawodników jednoznacznie wykluczy "Mastera" z takiej szansy i ten zakończy karierę nie dostając nawet szansy takiej walki. A szkoda, bo to był (jest) materiał na mistrza Świata. Kamil Szeremeta nigdy do mnie za bardzo nie przemawiał. Oczywiście jest to bardzo twardo stąpający po ziemi zawodnik, z chłodną głową, metodyczny, ale ma pewne braki, których nie będzie w stanie naprawić, a które są niezbędne na najwyższym poziomie światowym. Te braki pokazał niedawno Gennady Golovkin, który absolutnie nie bał się ciosów Polaka, a gdy uznał za stosowne skończyć już zabawę, zrobił to bez mrugnięcia okiem. Poziom europejski jest jak najbardziej w zasięgu Polaka, co wcześniej pokazał dzierżąc pas EBU, ale takie nazwiska jak Golovkin i spółka to zdecydowanie za wysokie progi dla Kamila, a tylko wygrywając z zawodnikami pokroju Kazacha można myśleć o pasie mistrza Świata. Do niedwna myślałem, że to Robert Parzęczewski może znikąd pojawić się na piedestale, ale niestety to też jednak nie to. Znakomicie ułożony pięściarz, który w ringu dokładnie wiedział co chce zrobić, a później to robił. Niestety, ostatnia walka z Sherzodem Khusanovem pokazała, że rekord i ambicje nic nie znaczą, a trzeba także umieć przyjąć cios i odpowiedzieć. Kilka lat temu "Arab" miał propozycje walki z Sergeyem Kovalevem, ale teraz widać, że dzieliła ich przepaść. Robert jest jeszcze młody, wróci i będzie dawać ciekawe pojedynki, ale śmiem wątpić, że na najwyższym poziomie. Tam będzie mu się wspiąć bardzo, bardzo trudno.

Kto zatem rokuje? Gdzie mamy rezerwy?

Na pewno najjaśniejszym punktem jest Fiodor Czerkaszyn, ale ciężko mi powiedzieć, czy z jego sukcesu cieszyłbym się tak samo mocno, jak z sukcesu innego rodaka. Wszak Fiodor kiedyś jasno stwierdził, że Polsce zawdzięcza bardzo dużo, ale jest Ukraińcem i to dla Ukriany chce zdobywać tytuły. W jego przypadku na tytuły jest spora szansa, ale traktuje go jak Ukraińca, dlatego się na nim nie skupiam. Mam cztery inne kandydatury. Łaszczyk, Stępień, Wrzesiński i Bednarek. Mam wrażenie, że na miejscu Kamila Łaszczyka na boks mógłbym obrazić się już sto razy. Facet był wielkim talentem, ale jego kariera ciągle idzie mocno pod górę. Swój największy sukces, pokonanie Daniela Diaza odniósł w 2014 roku w wieku 23 lat. Dziś ma 30, dalej jest niepokonany, ale w dalszym ciągu nigdzie nie widnieje. Kilka lat temu był numerem 2 w rankingu WBO i był bliski title-shota. Dzisiaj platforma Boxrec klasyfikuje go jako 36 pięściarza w Polsce, a w swojej wadze zajmuje 154 miejsce. Jego kariera miała ruszyć po związaniu się kontraktem z Mateuszem Borkiem, ale po pierwszym dobrym zestawieniu z Aleksandrem Yegorovem, w następnej dostał kolejny raz Piotra Gudela i... może się odechcieć. W dalszym ciągu jest to jednak bardzo dobrej jakości pięściarz, któremu potrzeba tylko systematycznych walk i solidnych rywali. Paweł Stępień to również niepokonany zawodnik kategorii półciężkiej dysponujący silnym ciosem i dobrą pracą nóg. Często niestety ma problemy z kontuzjami, ale już pokazał się w ringu z bardzo dobrej strony. Wygrywał z takimi zawodnikami jak Norbert Dąbrowski, Marek Matyja, Dayron Lester czy Dmitry Sukhotsky. Ociera się o rankingi światowe. Trzeba jednak podać mu rękę i podobnie jak z Łaszczykiem, odpowiednio podnosić poprzeczkę poprzez kolejnych rywali. Przyznam się szczerze, że jednym z moich faworytów jest Damian Wrzesiński. Być może nie jest to diament w skali chociażby Łaszczyka, ale on wyjątkowo dobitnie pokazuje, że ciężką pracą, systematycznymi walkami i podnoszeniem poprzeczki można zajść bardzo wysoko i wycisnąć ze swojej kariery więcej, niż by się mogło wydawać. W tej chwili jego kariera prowadzona jest moim zdaniem wzorcowo. W pandemicznym 2020 roku wchodził do ringu trzy razy i już zdążył zawalczyć w 2021. Oczywiście duża w tym zasługa promotora, ale Wrzesiński pokazuje swoją postawą, że należy mu się szacunek, zaczyna walczyć w main eventach swoich gal, zaliczył spory progres. Jedyna porażka w jego rekordzie to wyjazd do Belgii. Obecnie walczy tylko w Polsce, ciekawy jestem jak teraz zaprezentowałby się za granicą z jakimś solidnym rywalem. Ostatnie nazwisko w dzisiejszym artykule to Kamil Bednarek. 25 lat, na zawodowych ringach od 2019 roku, 7 pojedynków wygranych, cztery przed czasem. Świetnie się go ogląda, bardzo dużo widzi w ringu, potrafi ustawić sobie rywala dokładnie tak, jak chce. Świetna praca nóg, mocne ciosy z różnych płaszczyzn, ciekawe kombinacje, talent. Warto obserwować tego chłopaka, bo może to on być tym, który za kilka lat dostanie swoją szanse i ją wykorzysta...

Wniosek z tego artykułu jest taki, że zapadliśmy w bokserską śpiączkę, ale trzeba brać życie takie jakie jest. Talenty na miarę Gołoty, Adamka czy Darka Michalczewskiego minęły...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz