czwartek, 12 maja 2016

"Na styku" w Tarnowie - podsumowanie gali...

Minęło już dobrych kilka dni od gali w Tarnowie, jednak miałem nieoczekiwane problemy z dostępem do internetu, dlatego podsumowanie gali z niewielkim opóźnieniem.
Wydarzenie odbyło się 7 maja, a w walce wieczoru wystąpił - po raz pierwszy w karierze - rodowity Tarnowianin, Dariusz Sęk. Ponadto oglądaliśmy ciekawą walkę pań i kilka bardzo wyrównanych pojedynków... 


Ale od początku i do dzieła...!

Rozpoczął całkowicie anonimowy średni, Piotr Biś z Tarnowa. Nie ma sensu się tu zbytnio rozpisywać, gdyż była to walka nie transmitowana w telewizji. Cytując klasyka: "Nie wiem dlaczego, ale się domyślam..."

Przekaz telewizyjny rozpoczął Robert Świerzbiński. Zawodnik grupy Wschodzący Białystok Boxing Team pokazał się na miarę swojego talentu i umiejętności. Od dawna twierdzę, że jest to pięściarz, który walczy stylem podwórkowym. Bardziej sercem, niż głową. W swoich walkach przeplata momenty, kiedy walczy ostro z tymi, kiedy całkowicie się gubi. Przez to raz bardzo miło się go ogląda, a innym razem nie da się patrzeć na jego boks. Ilya Kharlamau, który przyjechał jako oponent Świerzbińskiego nieoczekiwanie sprawił mu bardzo dużo problemów, czego zwieńczeniem było bardzo głębokie rozcięcie łuku brwiowego, co poskutkowało przerwaniem walki i podliczeniem punktów. Polak wygrał walkę, jednak jeden z sędziów - całkiem słusznie - punktował remis...


Następnie na ring wyszedł ten, który mimo młodego wieku i niewielkiego doświadczenia już przyciąga uwagę kibiców i ekspertów. Paweł Stępień, uznawany za jeden z największych talentów w polskim boksie ostatnich lat po raz kolejny nie zostawił rywalowi złudzeń. Dariusz Grajdek legitymował się podobnym rekordem do Stępnia i na początku walki nie pozostawał mu dłużny. Sporo wyższy Stępień jednak stosunkowo szybko wybił rywalowi z głowy chęć wygrania tej walki. Tym razem wyszedł poza pierwszą odsłonę, ale już w drugiej zakończył pojedynek bardzo efektownie. Ten chłopak się świetnie rozwija. Na gali w Szczecinie miał zmierzyć się już z Tomaszem Gargulą, jednak ostatecznie "Tomera" zrezygnował z tej opcji. Ogromna szkoda. Świetnie się ogląda Pawła Stępnia...

Przemysław Opalach pokazał się po dość długim czasie w telewizyjnym przekazie. Sam nie umiem powiedzieć dlaczego, ale mam jakiś sentyment do tego pięściarza. Znam jego historię, wiem, że jest zdany tylko i wyłącznie na siebie i szanuje go za to, co potrafił z tego wycisnąć. Nie ma co ukrywać jednak, że nie jest to wirtuoz szermierki na pięści. Zakontraktowana na sześć starć walka z Ericlesem Torresem Marinem pokazała to bardzo dobitnie. Owszem, Przemek dość wyraźnie wygrał pojedynek i posłał nawet Węgra na deski, jednak nie ustrzegł się błędów, które zawodnik z nieco silniejszym ciosem mógłby bezlitośnie wykorzystać. Moim zdaniem punktacja odrobinę za wysoka, lecz zdecydowana wygrana Opalacha. Obawiam się jednak, że lepsi rywale mogą sobie ze "Spartanem" poradzić...


Po krótkiej przerwie w ringu zaprezentowała się mistrzyni Europy wagi półśredniej, Ewa Piątkowska. Jej rywalka, Karina Kopińska walczy w limicie wagi piórkowej, więc przewaga warunków naturalnie leżała po stronie "Tygrysicy". Ale w ringu nie przekładało się to na znaczącą przewagę. Niezwykle zmotywowana, twarda i odporna na ciosy Kopińska kilkukrotnie przedarła się przez gardę Piątkowskiej. Walka oscylowała w dużo ciosów i mało obron. Bardzo twardy pojedynek na przełamanie. Dla walecznej Kopińskiej było to jednak kopanie się z koniem, co przepłaciła rozbitym nosem w końcowych momentach walki. Zaprezentowała się jednak bardzo dobrze i ani razu nie dała Piątkowskiej szansy na skończenie walki przed czasem. Ewa musi popracować nad kombinacjami i - przede wszystkim - obroną. Znana była ze swojej siły, a ostatnią "czasówkę" zafundowała rywalce w 2014 roku. "Tygrysica" głośno mówi o walce z Cecilią Breakhus, a o walce z Piątkowską mówi Oleksandra Sidorenko. Obie wersje bardzo ciekawe...


Adrei Staliarchuk to już etatowy rywal polskich pięściarzy i przede wszystkim solidny tester. Walczący bardzo twardo i niewygodnie dla rywala potrafi sprawić problemy, o czym przekonali się wszyscy Polacy z nim walczący... oprócz Michała Syrowatki. Białorusin wygrał z Dariuszem Snarskim, pokonał Dawida Kwiatkowskiego po czym zremisował z nim w rewanżu, zremisował także z Damianem Wrzesińskim, a z Michałem Leśniakiem i Konradem Dąbrowskim przegrał po niejednogłośnych i - powiedzmy sobie jasno - kontrowersyjnych werdyktach sędziowskich. Tylko Michał Syrowatka wyraźnie i bez kontrowersji pokonał Staliarchuka w 2013 roku. W Tarnowie panowie spotkali się po raz drugi i walka miała podobny przebieg. Polak potrafił nawet rzucić rywala na deski, ale nie dał rady wykończyć roboty. Białorusin przegrywał na zawodowych ringach 26 razy, jednak tylko czterokrotnie przed czasem. Syrowatka bardzo chciał wygrać przez nokaut, rozbił przeciwnika, jednak o końcowym rezultacie znów decydowali sędziowie. Ci byli jednomyślni i dali Michałowi bardzo wysokie punktowe zwycięstwo. Trzeba przyznać, że Syrowatka zaboksował na wysokim poziomie i być może już czas, aby sprawdzić go z jakimś solidnym rywalem.

Walka wieczoru tradycyjnie wzbudzała najwięcej emocji. Rodowity Tarnowianin, Dariusz Sęk po raz pierwszy w zawodowej karierze zaprezentował się rodzimej publiczności. To wszystko zamiast zmotywować Sęka, wyraźnie go chyba usztywniło, gdyż pojedynek z Jewgienijem Machtejenko miał wyglądać zupełnie inaczej. Kiedy panowie spotykali się ponad rok temu, po ośmiu rundach punktacja wszystkich sędziów brzmiała 80-72. W Tarnowie miało być równie łatwo i przyjemnie... a nie było. Wyraźnie wyluzowany Ukrainiec lepiej wszedł w pojedynek i punktował Polaka, który nieumiejętnie wyprowadzał kombinacje nadziewając się na kontry. Trener Gmitruk przekazywał Darkowi cenne wskazówki, jednak Polak wydawał się ich nie słyszeć. Dopiero w okolicach czwartej rundy Polak zaczął boksować lepiej, co przełożyło się na obraz walki. Kiedy wydawało się, że Sęk ostatecznie przełamał przeciwnika i odzyskuje przewagę, w ostatniej rundzie jako kompletnie opadł z sił, co poskutkowało efektowną końcówką ze strony Machtejenki. Dariusz niespokojnie oczekiwał werdyktu sędziowskiego. Na mojej karcie widniał remis 76-76, jednak znów poznaliśmy dobroć polskich rozjemców. Mirosław Brózio i Włodzimierz Gulc punktowali 77-75, zaś Dariusz Zwoliński 78-74 dla Polaka, który jednak bardzo ciężko oddychał po ostatnim gongu. Jeśli legitymujący się rekordem 6-3 Ukrainiec przyjeżdża i sprawia takie problemy Sękowi, ciężko jest ufać, że Polak jest gotowy do walk z najlepszymi. Bardzo widoczny i wręcz uciążliwy jest również brak silnego ciosu u Darka, a ja osobiście mam wrażenie że nie ma on także odporności. Silny cios w punkt może uśpić Dariusza Sęka w mgnieniu oka...


Gala przeszła do historii...
Nie było jakiś większych emocji, ale nie było też usypiających walk, jakie miały miejsce na wcześniejszych wydarzeniach bokserskich. Ze sportowego punktu widzenia najciekawsza była jednak konfrontacja kobiet, co nie do końca dobrze świadczy o zawodnikach występujących na tej gali. Jest dobrze, ale może być lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz